28.11.2015

Epilog


     Calum Hood był Twoją pierwszą miłością i na długo pozostał jedyną. 

     Wszyscy chcieli żebyś ruszyła dalej - Cloe, Hayley, rodzice, Ashton, a nawet Mike czy znajomi z Kalofornii przed którym się otworzyłam. Bo po prostu na to zasługiwałaś
     Choć wyjechanie z domu, do tego na zupełnie inny kontynent pozwoliło Ci się zdystansować do uczuć, którymi darzyłaś Caluma to wystarczyło byś znów na Niego spojrzała i wszystko odżywało, bo mimo, że się starłaś, to nigdy nie zapomniałaś. Później cieszyłaś się z tego, bo chwile przeżyte z Calumem wciąż były najpiękniejszymi chwilami w Twoim życiu i z perspektywy czasu lubiłaś do nich wracać.  
     Calum był świtem, wodą, powietrzem - wszystkim co kiedykolwiek Cię otaczało i na odległość mniej bolał. Rany zaczęły się goić, kiedy uczyłaś się żyć bez Niego. Noah bardzo Ci pomógł, ale nigdy nie zastąpił Caluma. Starałaś się znaleźć w sobie tyle samo entuzjazmu i radości, co On i kiedy już myślałaś, że Ci się udało, pojawiało się wspomnienie Caluma i rozumiałaś, że to wciąż nie jest to. 
    Stojąc teraz przed lustrem i patrząc na siebie oczami pewnej siebie, młodej kobiety, która w życiu popełniła zbyt wiele błędów, a jednym z nich było zakochanie się w niewłaściwej osobie, wierzyłaś, że gdybyś mogła cofnąć czas to wszystko zrobiłabyś jeszcze raz, dokładnie tak samo. Wątpiłaś by ktokolwiek potrafił, albo chociaż chciał to zrozumieć. Ból i cierpienie, które sobie zadałaś były niepojęte dla innych. Nie chciałaś żyć, upijałaś się, cięłaś i nienawidziłaś, a przez to zmieniłaś się. W jakimś stopniu podobała Ci się ta zmiana. Byłaś pewniejsza siebie i tego co robisz, dumna, że potrafiłaś się wyleczyć, a na wiele rzeczy potrafiłaś teraz spojrzeć z zupełnie innej strony. 
     Mimo wszystko nigdy tak naprawdę się nie wyleczyłaś. Nosiłaś w sobie blizny minionych wydarzeń i czasami jeszcze pojawiał się moment, kiedy chciałaś się załamać i uciec przed światem. Słyszałaś kiedyś jak mama mówiła do taty, że w Twoich oczach wciąż czai się smutek i rzeczywiście tak było. Po rozstaniu z Calumem umarłaś w środku i chyba nawet nie chciałaś zacząć na nowo żyć. 
     Płakałaś jeszcze w poduszkę przypominając sobie to co miałaś. Potem śmiałaś się cicho, przez łzy, bo wspomnienia, które stawały Ci przed oczami były piękne. Żałowałaś, że wielu rzeczy nie zrobiłaś inaczej, ale nie chciałaś cofać czasu.  
     Miałaś szczęście, że udało Ci się poznać prawdziwego Caluma i chociaż przez chwilę z Nim pobyć. Ten, który teraz wychodził na scenę, udzielał wywiadów i spotykał się z coraz to nowymi dziewczynami był kimś innym. Ciężko było patrzeć na taką zmianę, na osobę, którą kiedyś znałaś. W pewnym momencie po prostu przestał przejmować się innymi, a zaczął jedynie sobą i każdy zgubił moment, kiedy dokładnie to się stało. 
      Calum był był trucizną, który skaził Twoje życie, ale Jego jad wsiąkł zbyt głęboko byś mogła kiedykolwiek wyobrazić sobie życie bez Niego. Nie musiałaś Go mieć, ale wciąż potrzebowałaś Go w swojej pamięci. 


✕  ✕  ✕
Udało się. Skończyłam Poison, co jest dla mnie naprawdę dużym osiągnięciem. Piszę odkąd pamiętam, a zakończone historie mogłabym policzyć na palcach jednej ręki. Smutne
     Dziękuję za każdy zostawiony komentarz, który motywował do dalszego pisania. 
     Teraz, na koniec, chyba mogę napisać, że nie poszłam dokładnie w kierunku, który obrałam sobie na początek. Pisząc kolejne rozdziały sama siebie zaskakiwałam i z niektórych rzeczy nie jestem zadowolona, choć mam nadzieję, że Was nie rozczarowałam. Może w przyszłości coś tu zmienię? 
     Zapraszam Was również na moje kolejne dzieło - Let's Be Friends, gdzie prolog powinien pojawić się do tygodnia lub dwóch. Liczę, że chociaż zerkniecie i może dacie szanse tej historii. 

 xx

15.11.2015

[ 20 ]


Osiem miesięcy później

Wychodząc z samolotu odetchnęłaś znajomym powietrzem. Każda komórka ciała rozpoznawała ciepłe promienie słońca padające na skórę, zapach i smak powietrza, który utrzymywał się chwilę po deszczu. Dreszcz podniecenia przebiegł po Twoim kręgosłupie, a na przedramionach pojawiła się gęsia skórka.
     Bałaś się tej podróży, ale też ekscytowałaś się nią. Na trzy dni przed wylotem nie mogłaś już spać, przewracając się z boku na bok w swoim łóżku. Nie wiedziałaś czego się obawiasz, ale chyba w końcu byłaś gotowa na powrót.
     Ciągnąc za sobą ciężką walizkę rozglądałaś się po lotnisku. Rodzice powiedzieli, że choć bardzo by chcieli to z powodu pracy nie będą mogli Cię odebrać. Spotkacie się już w domu, a teraz miały zająć się Tobą Chloe i Hayley.
     Trudno było przyjaźnić się na odległość i musiałaś sama przed sobą przyznać, że tygodnie w których nie rozmawiałaś z przyjaciółkami były Twoją winą. Wpadałaś w natłok zadań i nauki, którym poświęcałaś się z przyjemnością, spotykałaś się ze znajomymi, którzy stali Ci się bliżsi niż ludzie z domu i czasami nie miałaś ochoty na rozmowę z Chloe, Hayley, a nawet rodzicami i Ashtonem. Bardzo łatwo można było o Nich zapomnieć w nowym otoczeniu i udawać, że Twoje życie istnieje tylko w Kalifornii, nawet jeżeli widziałaś się z Ashtonem kilka razy, kiedy tam przebywał.
      Spotkanie z Nim nie było proste. Unikałaś jakichkolwiek rozmów i wzbraniałaś się na wszelkie sposoby, kiedy w końcu chciał Cię zobaczyć. Ale Ashton był zdeterminowany bardziej niż przypuszczałaś i kiedyś po prostu zjawił się na uczelni wzbudzając spore zainteresowanie. Ciężko było nie dostrzec tłumu, który zebrał się w okół niego i nie słyszeć podekscytowanych szeptów, kiedy wychodziłaś z budynku na plac.
     Planowałaś jak najszybciej zniknąć, ale Ashton miał chyba więcej szczęścia niż Ty, bo trafił na osobę z którą chodziłaś na zajęcia i ona wskazała Cię palcem. Już nie uciekałaś, ale trudno było Ci patrzeć na Ashtona, a Jemu też ciężko szło przebicie się przez mur, który zbudowałaś wokół siebie. Tak naprawdę wciąż próbował go pokonać.
     - Nis!
     Głośny pisk przedarł się przez szum na lotnisku. Odwróciłaś się w kierunku skaczącej Hayley uwieszonej na ramieniu Chloe. Padłyście sobie w ramiona z szerokimi uśmiechami i na chwilę straciłyście poczucie czasu, kiedy tak stałyście śmiejąc się i kołysząc się na boki, przytulając się.
     - Jezu, tak się cieszę, że cię widzę! Na ile w końcu przyleciałaś?
     - Tylko na dwa tygodnie. Nawet niecałe.
     Miny Chloe i Hayley od razu zrzedły. W końcu po więcej niż pół roku nieobecności miały Cię koło siebie, ale wyglądało, że jedynie na chwilę.
     - To niesprawiedliwe - Hayley wydęła wargi.
     - Muszę wracać do San Diego - wytłumaczyłaś, czując się winna, że nie jesteś w stanie zostać dłużej.
     - Laski, nie załamujmy się. Cieszmy się póki Nis jest z nami, a martwić będziemy się później. Jedziemy? - zapytała Chloe, wyciągając z tylnej kieszeni dżinsów kluczyki do samochodu i machając nimi przed Waszym nosem.
      Po drodze do domu opowiadałaś o wszystkim co robisz w na uczelni, jakich ludzi poznałaś i co przeżyłaś. Hayley bombardowała Cię pytaniami ze wszystkich stron i ciężko Ci było się spod nich wygrzebać. Nie zdawałaś sobie sprawy jak bardzo tęskniłaś za dziewczynami, póki Ich dzisiaj nie zobaczyłaś. Zakodowałaś też sobie, że kiedy wrócisz do San Diego postarasz się utrzymywać z Nimi większy kontakt, bo to właśnie One były Twoimi prawdziwymi przyjaciółkami.
      Sue z którą chodziłaś na zajęcia i która stała Ci się bliska, oraz Kate i Erin z którymi dzieliłaś pokój były niesamowicie miłe i bardzo rozrywkowe, więc gdybyś nie znalazła w sobie wystarczająco dużo asertywności do powiedzenia "nie", każdy wieczór spędzałabyś na rozrywkach. Szybko złapałyście kontakt i dziewczyny wciągnęły Cię do swojej grupy znajomych, więc na brak towarzystwa nie narzekałaś. Byli to zupełnie nowi ludzie z którymi mogłaś zacząć wszystko od nowa, ale to właśnie dlatego, że Chloe i Hayley wiedziały o wszystkim były niezastąpione. Przeżyłyście razem tak dużo, że nie sposób było się do Nich odgrodzić i zapomnieć o tym co było.
     - Czas na szczerość, Nia.
     - Dawaj - uśmiechnęłaś się do Chloe, kiedy już wtaszczyłaś walizkę do domu, zdjęłaś pijące tenisówki i usiadłaś na wygodnej kanapie podciągając nogi pod siebie.
     - Zdradź nam kim jest ten tajemniczy przystojniak ze zdjęć.
     - Och, pewnie mówicie o Noah - wymamrotałaś, czerwieniąc się pod czujnym wzrokiem przyjaciółek.
     Noah był prosty i zwykły, zupełnie tak jak Jego imię i całe Twoje życie w Kalifornii. Nawet Jego niebieskie oczy, które współgrały z rozjaśnionymi przez słońce włosami i opalone muskularne ciało nie wyróżniały Go spośród tłumu tak samo wyglądających kalifornijskich mężczyzn. Straszy od Ciebie o całe trzy lata, wyznawał zasadę, że żyję się raz i mimo, że studiował zarządzanie nie miał sprecyzowanych planów na przyszłość. Skupiał się głównie na surfowaniu i pracy w barze na plaży, od czasu do czasu chodząc na zajęcia, które jakimś sposobem zawsze zaliczał.
      Przebywanie w Jego towarzystwie było czymś co przychodziło w sposób naturalny. Szybko przyzwyczaiłaś się do Jego obecności, lekko zachrypniętego głosu i głośnego śmiechu, który przyciągał uwagę innych. Noah pokazał Ci życie od innej strony i odciągnął od myśli o Calumie. Nie oceniał ludzi, nie szufladkował ich. Był otwarty, potrafił słuchać i postawić do pionu, kiedy sytuacja tego wymagała. To właśnie dzięki Niemu rany na Twoim przedramieniu były już tylko bliznami. Od trzech miesięcy nie sięgnęłaś po żyletkę, bo w końcu pojęłaś, że mimo wyjazdu to właśnie przez nią wciąż tkwiłaś w przeszłości.     
     - Tylko mi teraz nie mów, że na wydziale masz samych takich przystojniaków?
     - Jeżeli mam być szczera... - postanowiłaś potrzymać Chloe w słodkiej niepewności, przypominając sobie jak pomiędzy zajęciami, młodzi, wysportowani i z pewnością przystojni studenci przebiegali przez kampus w samych slipkach i z ręcznikami w dłoniach.
     - Dobra! Nie chce wiedzieć! Nie kończ!
     Zaśmiałaś się głośno i rzuciłaś w przyjaciółkę poduszką. Czułaś się dobrze, a bałaś się, że z powrotem do domu powrócą ciemne wspomnienia. Może też dlatego, że nie starałaś się myśleć o tym co się wydarzyło i odrzucałaś to wszystko w kąt.
     Dałaś się wciągnąć w rozmowę z Hayley i Chloe póki nie przyjechali Twoi rodzice. Poprzez tą długą rozłąkę zauważyłaś, jak bardzo się postarzeli i to uświadomiło Ci jak dużo czasu minęło odkąd wyjechałaś na studia. Resztę dnia spędziłaś w domu opowiadając rodzicom o swoim życiu. W końcu od tak długiego czasu widziałaś na Ich twarzach prawdziwe uśmiechy - nie te słabe, ledwo widoczne, które dali Ci na Twój wyjazd, ale szerokie, zaraźliwe i pełne dumy.
      Położyłaś się obok mamy i choć ledwo mieściłyście się we dwie na wypoczynku w salonie, to żadna z Was nic nie powiedziała. Trzy kieliszki czerwonego wina stały na stoliku, z czego Twoje było zupełnie nienaruszone. Odkąd tak paskudnie upiłaś się w swojej kuchni, a potem w klubie, co pociągnęło za sobą szereg wydarzeń, których żałowałaś, nie sięgnęłaś więcej po alkohol, nienawidząc go jeszcze bardziej niż przedtem. Oglądaliście wspólnie jakiś film, któremu nie poświęcałaś zbyt wiele uwagi. Skupiałaś się na delikatnym dotyku ręki Twojej mamy, która gładziła Cię po włosach, jak wtedy gdy byłaś małą dziewczynką. Zamknęłaś oczy, starając się mimo wszystko nie odpłynąć, choć zmęczenie spowodowane zmianą strefy czasowej dawało Ci się we znaki.
    
     Kolejnego dnia rodzice jak zwykle wyszli wcześniej do pracy, ale skrócili sobie godziny, by móc więcej czasu spędzić z Tobą. Też za Nimi tęskniłaś, więc ciszyłaś się na myśl o wspólnym obiedzie albo kolacji, a potem o zwykłym siedzeniu na kanapie przed telewizorem. Cieszyłaś się też z tego, że miałaś teraz czas dla siebie, by przejść się po mieście i nacieszyć się chwilowym powrotem do domu.
     Stare miejsca przywoływały złe wspomnienia. To wtedy uświadomiłaś sobie, że być może już nigdy nie będziesz tu w pełni szczęśliwa. Mimo ogólnej poprawy i uśmiechu, który gościł na Twojej twarzy, znacznie częściej czułaś, że w środku już zawsze będziesz niekompletna. Jakbyś była w pewien sposób popsuta. Jeszcze nie wiedziałaś jak i co to przyniesie, ale upadłaś w zbyt młodym wieku by mieć w sobie siłę, by w pełni wstać i iść dalej.

     Clo: za trzy godziny wpadam po ciebie laska!
     Ty: Mam się bać?
     Clo: ze mną zawsze. bądź gotowa! x

     Pokręciłaś głową, wyrzucając pusty kubek po kawie do kosza koło którego przechodziłaś. Miałaś dziwne przeczucie, że Chloe zabiera Cię właśnie do miejsca, gdzie będzie też Calum. Ale to dobrze - powiedziałaś sobie. Kiedyś będziesz musiała stawić Mu czoła, ale tak prawdziwie, nie jak wtedy, gdy spotkaliście się w kawiarni i dałaś Mu się stłamsić, czy przy kolejnych razach, gdy byłaś zbyt głupia, naiwna i zakochana. Sama nigdy nie zdobyłabyś się na kolejne zobaczenie się z Calumem, więc postanowiłaś skorzystać z okazji jaką dawała Ci Chloe, bo jakby nie patrzeć sprawy między Wami nie były zamknięte. Swoją znajomość zakończyliście nagle. Calum po prostu wyszedł z Twojego domu i życia tamtej nocy i nigdy nie wrócił.
     W spodniach z jasnego dżinsu i musztardowej podkoszulce, stałaś przed lustrem i poprawiałaś włosy, które akurat dzisiaj musiały sterczeć we wszystkich kierunkach. Ścinałaś je regularnie, przyzwyczajona do ich długości, która bardzo Ci odpowiadała i sygnalizowała nowy początek. Jakby nie patrzeć, to od nich wszystko zaczęło się w Tobie zmieniać. Spojrzałaś z niepokojem na swoje przedramię na którym widoczne były blizny po cięciach. Paskudnie szpeciły Twoją rękę i nienawidziłaś ich, ale w San Diego mało osób zwracało na nie uwagę. Wszyscy je widzieli, bo przestałaś nosić długie rękawy, ale mało kto dążył do poznania prawdy. Częściej były to krótkie spojrzenia z niemym pytaniem czy wszystko w porządku. Tam byli zupełnie inni ludzie z zupełnie innym nastawieniem, które ładowało Cię pozytywną energią. Miałaś nadzieję, ze tutaj też nikt pytań zadawać nie będzie.
     Kiedy Chloe wpadła do Twojego domu, ledwo zdołałaś założyć tenisówki i zamknąć drzwi za sobą, a już ciągnęła Cię do samochodu w którym siedziała uśmiechnięta Hayley.
     - O nie, Nis. Nie ma wycofywania się - pogroziła Chloe, czując jak napinasz się cała, gdy dowiedziałaś się, że jedziecie do Justina. Od razu domyśliłaś się, że pojawią się tam też chłopcy, bo w gruncie rzeczy to z nimi Justin się przyjaźnił.
     - Mogłaś od razu powiedzieć mi całą prawdę.
     - Zmieniłoby to coś? I tak się domyślałaś, że ich spotkasz, prawda?
     Prawda. Jak tylko wróciłaś ze spaceru do domu zaczęłaś szykować się jak szalona, by wypaść jak najlepiej. Pięć razy zmieniałaś strój i uczesanie, ale w końcu postawiłaś na niewymuszoną prostotę w której czułaś się i wyglądałaś najlepiej. Dużo myślałaś o Calumie i o tym, jak się zachowasz gdy Go zobaczysz.
     Hayley weszła do domu przyjaciela jak do siebie. Spodobało Ci się to i w ciszy podążyłaś za nią. Wszystko w środku tętniło życiem, ludzie to wchodzili to wychodzili z jakiegoś pomieszczenia. Kilka znajomych twarzy rzuciło Ci się w oczy, ale była tu masa osób, których w ogóle nie znałaś.
     - Co to za okazja? - zapytałaś, opierając się o blat, kiedy Chloe wyjmowała z lodówki sok ananasowy. 
     Spojrzała na Twoją rękę, ale odwróciła zaraz wzrok, udając, że niczego nie widzi. Potrzebowałyście szczerej rozmowy już nie na temat Caluma, ale na Twój.
     - Chłopcy wrócili tydzień temu i oblewają swój sukces - powiedziała wręczając Ci szklankę z napojem.
     - Ty też czujesz się tu jak u siebie, co? - zauważyłaś z rozbawieniem.
     - Ciebie nie ma, wiec została mi Hayley, która chyba zbyt bardzo przywiązała się do kumpla swojego chłopaka. Z Lukiem potrafią spędzać tu naprawdę dużo czasu - wyjęczała. - Najgorzej jest, kiedy ja zostaję z samymi samcami, a oni znikają gdzieś na godzinę.
     - Bez szczegółów poproszę!
     - Nie martw się. Po tylu miesiącach też przestały mnie interesować - zakończyła Chloe, a potem obie wybuchnęłyście głośnym śmiechem. Byłaś zadowolona, że z taką łatwością przychodziła Ci rozmowa o chłopakach. Przynajmniej na razie.
     Kiedy wychodziłaś z kuchni czyjeś silne złapały Cię w pasie i przycisnęły do ciepłego ciała.
      - Ashton - przywiałaś się, kiedy odsunęliście się od siebie. Byłaś niepewna, ale Jego szeroki, zaraźliwy uśmiech i cieszące się oczy od razu wprowadziły Cię w lepszy humor.
     - Nie wierzę, że tu jesteś, Nia!
     - Wyobraź sobie, że ja też - odpowiedziałaś w śmiechu, kiedy próbowałaś strzepnąć Jego rękę ze swoich ramion.
     - Nawet o tym nie myśl - Ashton pokręcił głową. - Wróciłaś w końcu do nas i nie ma możliwości, że gdzieś sobie pójdziesz.
     - Ty też nie siedzisz cały czas w domu. - Musiałaś Mu to wytknąć.
     - Wiem, ale ja wracam. Nie wiem jak jest z tobą - wyznał cicho.
     - To nie takie łatwe, Ashton - zdobyłaś się na tą szczerość.
     - Cieszę się, że próbujesz.
     Bolało Go, że od kiedy wyjechałaś rozmawialiście ze sobą tak rzadko, a widzieliście się tylko dwa razy i to on musiał Cię szukać i łapać. Wiedział, że nie chciałaś pozwolić Mu się do siebie zbliżyć, ale liczył, że czas w jakimś stopniu zagoi rany. Nie chciał tracić z Tobą kontaktu, a Ty za wszelką cenę ten kontakt starałaś się urwać. Nie dziwiło Go to, ale miał nadzieje, że spróbujesz Mu wybaczyć i dasz szansę udowodnić, że nigdy nie przestałaś się dla Niego liczyć, a wszystko co robił, robił z potrzeby chronienia Ciebie.
     Ashton wciąż widział w Tobie przyjaciółkę, wciąż darzył Cię pewnym uczuciem, ale nie było ono tak silne jak jeszcze kilka miesięcy temu. Na początku było ciężko - nienawidził siebie i nienawidził Caluma. Dużo się kłócili, nie potrafili współpracować, obwiniali się o wszystko, a zespół był na granicy rozłamu. Musiało minąć trochę czasu nim Calum i Ashton znów potrafili spojrzeć sobie w oczy. Była między Nimi niepisana zasada nie wspominania o Tobie, choć gdzieś tam przewijałaś się we wspólnych wspomnieniach lub myślach.
      - Calum też tu jest - Ashton chciał Cię ostrzec przed czymś oczywistym. Miałaś zamiar potaknąć, ale wtedy pośród innych gości znajdujących się w domu zauważyłaś swojego byłego chłopaka.
     Dużo razy wyobrażałaś sobie moment, gdy znowu się spotkacie. Przed pójściem spać wymyślałaś scenariusze i dialogi, które nigdy nie miały mieć miejsca. Miałaś być silna, ale teraz chowałaś się za Ashtonem, gdy oboje staliście na podwyższeniu w holu między otwartym salonem, a kuchnią i przedpokojem.
     Calum wywarł na Tobie o wiele większe wrażenie niż przypuszczałaś. Sądziłaś, że po tych miesiącach byłaś gotowa, ale jak zwykle myliłaś się. Może byłaś głupia, może uzależniona od Niego, ale czułaś jak serce na Jego widok znów zaczyna mocniej bić.
     Był piękny. Naprawdę był piękny i kiedy tak patrzyłaś na śmiejącego się Caluma, czułaś łzy napływające do oczu. Z drugiej strony była też złość, nie nienawiść, ale złość na tego chłopaka, który bawił się Twoimi uczuciami. Musiałaś się otrząsnąć, bo dom pełen bawiących się ludzi, do tego znających Cię, nie był dobrym miejscem na załamanie się.
     Uśmiechał się tak jak to zapamiętałaś. Włosy miał dziwnie pokręcone, coś jak napuszone baranki. Miał na sobie ciemną koszulkę z mocno wyciętymi ramionami, którą wiele razy na Nim widziałaś i czarne spodnie z dziurami na kolanach. Rozmawiając ze znajomymi i trzymając butelkę piwa w ręku wyglądał prawie niewinnie. Nawet z tej odległości mogłaś dostrzec jak Jego oczy świeciły z radości i beztroski. I wtedy podeszła do niego wysoka blondynka - taka, która z figury mogłaby spokojnie chodzić po wybiegach.
     Miała bardzo, krótko ścięte włosy postawione do góry, mocno podkreślone oczy i czerwone usta. Nachyliła się do Caluma, szepcząc Mu coś na ucho, a On otoczył jej odsłonięta talię ręką. Przyciągnął bliżej do siebie i uśmiechnął się. To był uśmiech osoby pewnej siebie, prawie uśmiech zwycięstwa.
     Ashton wciąż stał przy Tobie, gdy nie spuszczałaś wzroku z Caluma. Chyba zaczęłaś wypalać w Jego boku dziurę, bo zaczął rozglądać się po pomieszczeniu i Jego brązowe oczy trafiły na Twoje. Od razu spuściłaś wzrok, ale zdążyłaś zauważyć zaskoczenie na Jego twarzy. Kiedy zebrałaś się na odwagę by podnieść wzrok ze swoich butów, Calum już na Ciebie nie patrzył zajęty stojącą obok Niego blondynką.
     I kiedy tak wpatrywałaś się w puszącego się Caluma, w końcu zdałaś sobie sprawę, że Twój Calum już dawno zniknął. Przez cały czas walczyłaś o kogoś, kogo już nie było. Więc zostały Ci tylko wspomnienia o osobie, którą kiedyś znałaś, ale to wcale nie znaczyło, że mogłaś wszystkie uczucia do Niego po prostu wyrzucić za okno i zapomnieć o tym co mieliście.

 ✕  ✕  ✕

Brawa dla mnie. Poproszę o brawa, bo myślałam, że tego nie napiszę! Wiecie jaka to dla mnie ulga, że jeszcze tylko krótki epilog i będę mogła ruszyć z czymś nowym i, mam nadzieję, nie tak dołującym? 
Wszystkich, których zakończeniem rozczarowałam przepraszam. Starałam się, ale tylko taka opcja była w mojej głowie i nic nowego nie chciało przyjść. Trudno. 
Do napisania, chyba, za tydzień. To wtedy będzie już ostatni rozdział, podsumowujący i zamykający Poison.