24.10.2014

[ 2 ]

Chłonęłaś z zaciekawieniem każdy kawałek pokoju. Podobały Ci się kolory ścian i plakaty na nich. Rodzice nigdy nie pozwolili Ci powiesić w pokoju czegoś innego niż obrazu i dwóch zdjęć z wakacji. Pogładziłaś gładką narzutę na łóżku i ostrożnie na nim usiadłaś, nerwowo stukając stopą. Czułaś się trochę niepewnie, ale nie mogłaś też usiedzieć na miejscu z ekscytacji. Wciąż nie mogłaś uwierzyć, że Calum zaprosił Cię do siebie. Nie potrafiłaś zrozumieć czemu to zrobił. Wcale nie uważałaś się za ładną ani interesującą. Jeżeli miałabyś być szczera, opisałabyś siebie jako po prostu mdłą.
     Nie dostrzegałaś zazdrosnych spojrzeń o Twoją figurę, nie widziałaś jak ślicznie wyglądały Twoje długie włosy, kiedy rozwiewał je wiatr. Nie zdawałaś sobie sprawy, że ten niewysoki, jasnowłosy chłopak, który pracował w sklepie niedaleko Twojego domu i z którym zazwyczaj zamieniałaś kilka słów, był w Tobie całkowicie zakochany. Twoja kuzynka zawsze była zazdrosna, że w szkole byłaś
najlepsza ze wszystkiego bez najmniejszego wysiłku. Hayley chciała mieć Twoją odwagę w podejmowaniu trudnych decyzji, a Chloe wciąż zjadła zazdrość, że tak dobrze wyglądałaś w każdym ubraniu, nieważne czy nosiłaś zwykłe dżinsy i podkoszulek, czy różowo - czarną sukienkę z koronką.
     - Muszę cię chyba przeprosić za bałagan.

      Koło łóżka stały dwa puste kubki i plastikowa butelka po Coli. Na biurku leżało pełno książek i zapisanych kartek z zeszytów - gdzieś pod nimi zauważyłaś brzeg laptopa. Jedno z krzeseł stojących przy oknie uginało się pod spodniami i ciemnymi koszulkami. Zaśmiałaś się do siebie, kiedy patrzyłaś jak Calum szybko zbierał z podłogi skarpetki i wrzucał je do komody, a potem potknął się o plecach leżący koło drzwi. Jedyną uporządkowaną częścią pokoju była podłoga na której, opierając się o ścianę, stały nieskazitelnie czyste gitary i futerały na nie. Calum musiał się o nie troszczyć, kiedy reszta pokoju wyglądała jakby codziennie przechodził przez niego huragan. 
     - Mogę się założyć, że w twoim pokoju wszystko jest perfekcyjnie uporządkowane - zaśmiał się, siadając obok Ciebie.
     Calum trafił w dziesiątkę. Dywan, który przykrywał czystą podłogę był porządkowany raz na miesiąc, łóżko zawsze było nieskazitelnie zasłane, półki uginały się pod książkami ułożonymi alfabetycznie, miałaś nawet osobne pojemniki na długopisy w różnych kolorach, a swojego laptopa czyściłaś od razu, kiedy tylko zauważyłaś na nim jakąś plamkę lub gdy zaczynał osiadać na nim kurz.
     - Kiedyś uczyłam się gry na gitarze - rzuciłaś, zamiast odpowiedzieć na zaczepkę chłopaka.
     Nie wiedziałaś co skłoniło Cię do tego. Może chciałaś wydać się mniej sztywna, zacząć jakoś rozmowę albo zaimponować. Tak czy inaczej podziałało, bo Calum od razu się ożywił. Jego uśmiech zaparł Ci dech w piersiach, a oczy przybrały cieplejszy odcień.

     - I jak ci poszło?
     - Nijak - wzruszyłaś ramionami. - Podchodziłam do tego dwa razy, ale muzyka chyba nie jest moją mocną stroną.
     - Na pewno miałaś złego nauczyciela - Calum błysnął zębami w uśmiechu. Podniósł się z łóżka i podszedł do klasycznej gitary, która stała oparta o ścianę. - Może spróbujesz jeszcze raz? Do trzech razy sztuka.
     Pokiwałaś głową. Nie byłaś zbyt przekonana do tego pomysłu, ale Calum wydawał się być zadowolony, że mógłby Cię czegoś nauczyć, a wszystko co uszczęśliwiało Caluma, uszczęśliwiało i Ciebie. 

     Przygryzłaś wargę, kiedy Calum usiadł bliżej. Podał Ci gitarę, a Ty automatycznie chwyciłaś za gryf układając palce do jednego z akordów. Ciemne włosy opadły na Twoją twarz zasłaniając widok. Zanim zdążyłaś zareagować, poczułaś na swojej skroni i policzku delikatny dotyk Caluma, kiedy odgarniał długie włosy. Zaplątał w nie swoją dłoń i ułożył na Twoich plecach, upewniając się, że nie będą Ci już przeszkadzały. To było tak przyjemne uczucie, które pochłonęło Cię całą, że czułaś mrowienie nawet w koniuszkach palców u stóp. Serce galopowało szybko z podenerwowania i zachwytu.
     - Twoje włosy zawsze tak ładnie pachną, Nia - zamruczał nachylając się bliżej.
     - To tylko szpon rumiankowy - wymamrotałaś.
     - Podoba mi się.

     Wciągnęłaś głośno powietrze, zupełnie nie spodziewając się takiego zachowania. Czułaś, że powoli wpadasz w zastawioną przez Caluma sieć, ale nie miałaś nic przeciwko. Nie uciekałaś tylko brnęłaś w to dalej, pragnąc jak największej Jego części dla siebie.
     Ucząc się gry na gitarze z Calumem, odkrywałaś Go na nowo z zupełnie innej strony. Byłaś oczarowana tym w jaki sposób mówił o muzyce, jak zapraszał Cię do swojego świata, kiedy pokazywał nowe akordy. Słuchałaś spokojnego i czystego głosu Caluma i uzmysławiałaś sobie, że muzyka jest dla Niego wszystkim i jedynym czego w życiu potrzebował. Postanowiłaś sobie, że kiedyś będziesz dla Niego tak samo ważna.   

Podniesione głosy, które dochodziły z dołu obudziły Cię ze snu. Czułaś się wyczerpana psychicznie i fizycznie, ale zmusiłaś się do wstania z łóżka i cichego uchylenia drzwi. Na palcach przeszłaś do schodów i wstrzymałaś oddech, bojąc się, że ktoś Cię usłyszy. Poprawiłaś spadające na twarz włosy, kiedy wychyliłaś się zza barierki.
     - Nia?
     Gorąco zalało Twoje ciało, kiedy mama przyłapała Cię na podsłuchiwaniu.
     - Wracaj do swojego pokoju - zarządził Twój tata surowym głosem. Nie spodobało Ci się to i na przekór zaczęłaś schodzić na dół. - Chyba coś powiedziałem!
     Zatrzymałaś się gwałtownie na ostatnim schodku, kiedy zobaczyłaś stojącego w kuchni Ashtona. Nie wiedziałaś czego się spodziewałaś, ale na pewno nie Jego. Kiedy dwa dni temu spotkałaś Go na ulicy, dałaś Mu do zrozumienia, że więcej nie chcesz Go widzieć. Nie czekałaś na wyjaśnienia i sama też nic nie wyjaśniałaś - po prostu znowu uciekłaś. A teraz Ashton Irwin stał w Twojej kuchni z rękami w kieszeniach i wysłuchiwał oskarżeń Twojego taty. 

     - Cześć.
     - Co ty tu robisz?
     - Przyszedłem zobaczyć jak się czujesz.
     - Jak widzisz Nia ma się świetnie. Teraz możesz zniknąć i nigdy więcej się tu nie pokazywać.
     Odwróciłaś się, zdziwiona słowami taty. Nie dostrzegałaś wtedy, jak bardzo troszczył się o Ciebie i jak bardzo poruszony był tym co sobie zrobiłaś. Kiedy zadzwonili do Niego ze szpitala z wiadomością, że znalazłaś się na granicy śmierci, cały Jego misternie budowany świat runął. 

      Rod Madsen był człowiekiem twardo stąpającym po ziemi, którego zawsze podziwiałaś. Potrafił ciężko pracować na swój sukces, nigdy nie zostawił drugiego człowieka w potrzebie i całkowicie poświęcał się rodzinie. Twoja mama i Ty zawsze byłyście dla Niego priorytetem, nigdy nie zdarzyło się, że przedłożył pracę nad Was, choć Ciebie zawsze zaganiał do nauki, jakby nic więcej się nie liczyło.
     Odkąd tylko pierwszy raz Cię zobaczył - różową i krzyczącą - pokochał Cię całym sercem. Byłaś Jego oczkiem w głowie i pragnął dla Ciebie jak najlepiej. Kiedy zaczęłaś spotykać się z Calumem, tata pierwszy raz poczuł, że zaczynasz Mu uciekać; dorastałaś, znajdowałaś własną drogę i oddalałaś się spod Jego opiekuńczych skrzydeł. Chronił Cię chronić, kiedy byłaś małą dziewczynką, która nigdy nie rozstawała się ze swoim pluszowym misiem, i pragnął to robić dalej. Dlatego teraz nie wyobrażał sobie, że ktoś kto mógłby być przyczyną Twojego załamania, pokazałby się jeszcze kiedykolwiek w Jego domu. Ale dla Ciebie tata był po prostu tym samym surowym rodzicem, któremu nigdy nie podobała się Twoja przyjaźń z chłopakami.
     - Przepraszam, ale tu nie chodzi o pana. Chciałbym usłyszeć od Nii jak się czuje.
     - Przez ciebie czuje się cholernie do dupy! - Skąd znalazłaś w sobie siłę na podniesienie głosu? - tego nie wiedziałaś. Ale widok zdziwionego i zranionego Ashtona ucieszył Cię. - Nie miałeś prawa. Nie miałeś żadnego jebanego prawa mnie ratować!
     - Nia, proszę cię...
     - Po jaką cholerę to zrobiłeś! Po jaką jebaną cholerę! Czujesz się teraz jak bohater, bo uratowałeś biedną Nię? - krzyczałaś, z każdym słowem podchodząc coraz bliżej Ashtona, aż w końcu stanęłaś tak blisko Niego, że mogłaś zobaczyć ciemne plamki w Jego oczach. - Nie prosiłam cię o żaden ratunek! Chciałam umrzeć!

     - Nia, na miłość Boską, uspokój się - przerwała Ci mama, kładąc na Twoim ramieniu rękę, którą od razu strzepnęłaś.
     - Nienawidzę cię Ashton! Brzydzę się tobą, zupełnie tak jak sobą! Co? Nie to chciałeś usłyszeć? Myślałeś, że wpadnę w twoje ramiona dziękując ci wylewnie za danie mi gorzkiej szansy dalszego życia? Nienawidzę tego życia! Nienawidzę
     - Nia, proszę cię, przestań.
     - Nie, mamo - zaśmiałaś się nieszczerze. - Skoro Ashton chce wiedzieć jak się czuję, to ja bardzo chętnie mu wszystko opowiem! 
     - Powinienem wyjść...
     - Nawet nie waż się stąd ruszać! - wrzasnęłaś tak mocno, że zabrakło Ci powietrza. Tym jednym krzykiem, w którym zawarłaś całą złość, nienawiść i żal, zdarłaś sobie gardło, ale wciąż nie powiedziałaś wszystkiego. - Spójrz teraz na mnie, no patrz! To ze mnie zostało, to właśnie uratowałeś! Wszystko jest twoją pierdoloną winą, Ashton! Nie potrzebowałam cię. Nigdy nie byłeś mi potrzebny, a zawsze się wpierdalałeś! To jest moje życie i to była moja śmierć i nawet do niej musiałeś wejść swoimi brudnymi buciorami! 
     - Wystarczy, Nia - zagrzmiał tata.
     Otworzyłaś usta, by wykrzyczeć kolejne słowa, ale nagle cała energia opuściła Twoje ciało. Poczułaś się słaba, bezbronna i całkowicie przegrana. Przegrałaś szczęście, miłość i swoje życie. Jaki sens miały dalsze kłótnie? Ashton stał przed Tobą przygarbiony, ze wzrokiem wbitym w podłogę i nagle ogarnęło Cię ogromne poczucie winy. 

      Mogłaś dalej Go obwiniać, ale to niczego by nie zmieniło. Ashton był mniej winny od Ciebie, bo to Ty wzięłaś za mało tabletek, nie połknęłaś ich, jak tylko zorientowałaś się, że rodzice wyszli do pracy i nie zamknęłaś drzwi do łazienki. Nie zamknęłaś nawet frontowych drzwi.
      Już nic nie powiedziałaś. Uciekłaś na górę do swojego pokoju. Nienawidziłaś siebie i nienawidziłaś swoich słabości.

Cała czwórka była niesamowita. Z każdego z nich byłaś dumna i każdego uwielbiałaś, ale na scenie istniał dla Ciebie tylko Calum. Zakochana bez pamięci nigdy nie spuszczałaś z Niego wzroku, podziwiając każdy jego krok, spojrzenie i brzmienie Jego gitary basowej. Był taki idealny, że patrzenie na Niego aż bolało.
     Uśmiechnęłaś się szeroko, kiedy po kolejnym udanym koncercie Calum porwał Cię w ramiona. Był cały spocony i niezbyt ładnie pachniał, ale nie przeszkadzało Ci to bardzo. Cieszyłaś się, że po prostu był. Chwyciłaś w ręce Jego twarz i pocałowałaś mocno. Calum roześmiał się w Twoje usta, kiedy Michael rzucił jakąś beznadziejną uwagę o nieletnich i napalonych. Zaczerwieniłaś się mocno, czując jak ogromna fala gorąca uderza w Ciebie. Chciałaś odsunąć się od Caluma i uścisnąć pozostałych chłopaków, ale On przytrzymał Cię przy sobie jeszcze przez krótką chwilę.
     Calum i Jego pocałunki były jednym z jaśniejszych punktów Twojej egzystencji. Czułaś jakby z każdym dotknięciem malował skrawek Twojego życia. Czasami zastanawiałaś się czy nie przyzwyczajasz się do Niego za bardzo. Calum stawał się dla Ciebie powietrzem bez którego nie potrafiłaś żyć. Zdawałaś sobie sprawę z Twojego uzależnienia, ale nic z tym nie robiłaś. Nie chciałaś niczego zmieniać. Kiedyś mogłoby Cię to zabić, ale teraz było dobrze.
     - Nis, idziemy zaraz do Luke'a. Zabierasz się z nami?
     Lubiłaś chłopaków, ale wciąż nie czułaś się przy nich pewnie. Nie byłaś przyzwyczajona do ciągłej obecności kogoś innego niż Twoich najbliższych koleżanek, a teraz oprócz tego, że miałaś chłopaka, to Jego znajomi również stali się częścią Twojego życia.
     - Jeżeli nie masz ochoty zawsze możemy iść do ciebie. Nie musimy zawsze z nimi siedzieć - powiedział Calum, oplatając Cię ramionami z tyłu. Oparłaś się o Jego twarde ciało i cieszyłaś tą chwilą bliskości.
     - Nie chcę cię od nich odciągać.
     - Uwierz mi, że tego nie robisz. - Czułaś jak klata piersiowa Caluma wibruje od Jego śmiechu. - Naprawdę lubię spędzać z tobą czas, kiedy to zauważysz? Poza tym pachniesz o wiele lepiej niż oni.
     - Też śmierdzisz, Cal! - Ashton wyłonił się zza rogu, szczerząc się głupkowato. - Dziwne, że Nia potrafi to znieść.
     - Też się zastanawiam czemu ona wciąż przy tobie trwa! - zawtórował Michael.
     - Och, uwierzcie, że znalazłoby się kilka powodów - niski ton głosu Caluma spowodował u Ciebie gęsią skórkę. Mocniej objął Cię w pasie i schował głowę w zajęciu Twojej szyi, kiedy chłopcy wymienili ze sobą znaczące spojrzenia i roześmiali się głośno, a Ty znów mocno się zarumieniłaś. 

Nie spałaś chyba długo. Obudziłaś się jeszcze zanim rodzice wrócili do domu. Przetarłaś oczy i rozglądnęłaś się po swoim pokoju szukając sylwetki Ashtona. Sapnęłaś głośno, kiedy dostrzegłaś Go przy Twoim biurku na którym stała zapalona lampka.
     Siedział na czarnym krześle i przeglądał książki, które leżały na stole nieruszone od prawie dwóch tygodni. Szelest przewracanych kartek przerywał ciszę w pokoju. Był to przyjemny dźwięk za którym tęskniłaś. Brakowało Ci zapachu nowych książek, widoku ciemnego tuszu i dotyku przyjemnej faktury kartek. 

     - Jesteś tu.
     - Jestem. - Zwykła odpowiedź, która znaczyła więcej niż mogłoby się wydawać. 
     Ulżyło Ci, że Ashton nie uciekł, a został, mimo tego, co w Jego kierunku wykrzyczałaś. Teraz patrząc na chłopaka miałaś zupełne inne uczucia niż wtedy, kiedy przyszedł do Twojego domu po raz pierwszy od wypadku. Te huśtawki nastrojów wyczerpywały Cię.
     - Przepraszam, że zasnęłam.
     - Potrzebowałaś tego - Ashton posłał Ci uspokajająco kojący uśmiech. - Miałem czas żeby przejrzeć Twoje książki i dowiedzieć się, że interesujesz się biologią.
     - Oceanami - uściśliłaś. - Zawsze chciałam zostać biologiem morskim.
     - Poważnie? Nigdy o tym nie wspominałaś.
     - Nie uważałam, że warto. To naprawdę nic takiego. - Poczułaś się niepewnie pod uważnym spojrzeniem Ashtona.
     - To naprawdę fajne, Nia. Powinnaś więcej mówić o sobie. Jestem ciekawy co jeszcze przed nami ukrywałaś.

     Ashton nie miał nic złego na myśli, ale na Jego słowa automatycznie pomyślałaś o Calumie. Nie rozmawiałaś z nim od tak dawna, nie wiedziałaś co u Niego, a bałaś się zapytać. Zabrakło Ci powietrza, a do oczu napłynęły łzy, ale nie zapłakałaś. Byłaś zbyt zmęczona i pusta, by znaleźć w sobie siłę na to. Ból rozszarpywał Cię na kawałki, dławiłaś się nim od środka i szukałaś możliwości złapania ratującego oddechu. Chciałaś uciec od tej rzeczywistości i od swoich uczuć do Caluma, które próbowałaś zacząć nienawidzić.  
      Nienawiść była łatwym uczuciem, którego uchwyciłaś się, by dalej jakoś funkcjonować. Przychodziła Ci naturalnie, bez zbytniego wysiłku, kiedy leżałaś na łóżku, zamknięta w swoich czterech ścianach. Nienawidziłaś rodziców, czasami Ashtona, ale głównie siebie. Swojego życia, Słońca za oknem, dzwoniącego telefonu i szczekania psa sąsiadów. Próbowałaś obdarzyć tym uczuciem Caluma - to by tak wiele ułatwiło! Pewnie wtedy potrafiłabyś samodzielnie stanąć na nogi i ruszyć naprzód. Zemsta wydawałaby się być Twoją przepustką do lepszego życia, zajęłabyś czymś myśli i cieszyła się upadkiem byłego chłopaka. Ale z Nim zawsze było inaczej, nawet jeżeli w grę wchodziła nienawiść. Miałaś świadomość co Ci zrobił, mogłaś mieć dosyć uczuć, którymi Go darzyłaś - co z pewnością było świetnym wstępem do nienawiści - ale to wciąż był Calum. 
     - Cholera, Nia, przepraszam.
     Podniosłaś głowę zdziwiona tymi słowami - nie rozumiałaś za co przepraszał.
     - Po naszym pierwszym spotkaniu to ja popchnąłem Caluma do tego żeby do ciebie napisał.
     Poczułaś ostre szarpnięcie bólu, które znów odebrało Ci oddech. Przez głowę przeleciały Ci tysiące myśli, że nigdy nie byłaś dobra dla Caluma, że nigdy mu się nie podobałaś, że nic dla Niego nie znaczyłaś.
     - Widziałem jak ukradkiem na niego spoglądałaś. Pomyślałem, że jesteś miła i może jemu też się spodobasz. To nie tak, że mu się nie podobałaś! - Ashton szybko się poprawił, widząc Twój zbolały wzrok. - Ale Calum potrzebował jakiegoś impulsu do działania.
     Nie byłaś zła na Ashtona. W gruncie rzeczy byłaś mu wdzięczna, bo dzięki Niemu poznałaś co znaczy miłość, ale myśl, że Calum sam z siebie nigdy by się Tobą nie zainteresował, bolała.
     - Byliście razem tacy szczęśliwi. Myślałem, że naprawdę cię kocha - dokończył szeptem, ale Ty i tak wszystko usłyszałaś. To tak cholernie bolało, zżerało Cię od środka, wypalało dziury w Twoim sercu i na duszy.
     - Ja go wciąż kocham, Ash. Wciąż cholernie go kocham. 


✕  ✕  ✕ 
Dodaję nowy rozdział z ogromną niepewnością. Boję się, że Was rozczaruje - jeżeli jeszcze nie teraz, to później. 
_
Jak się możecie domyślić (bądź nie) rozdziały będą się ukazywało co tydzień lub dwa w weekendy. Wszystko zależy od długości poprzedniego/nowego rozdziału oraz pomysłów i chęci do pisania. 

11.10.2014

[ 1 ]

      Słyszałaś Jego głos, czułaś Jego zapach, ale nie mogłaś Go dostrzec. Znajomy śmiech rozbrzmiewał w okół Ciebie, kiedy błądziłaś szukając Jego dotyku. Poczułaś ciepłe usta na swoich włosach, potem na czole i policzku. Zamknęłaś oczy rozpoznając błogie uczucie całkowitego spokoju i szczęścia.
     Twoje szczęście miało brązowe oczy, szeroki uśmiech, który przyprawiał Cię o szybsze bicie serca i ciemne włosy, których miękkość znałaś na pamięć. Kręciło Ci się w głowie od wszystkich emocji, które w Ciebie uderzyły, kiedy odwróciłaś się w Jego stronę i próbowałaś zapamiętać każdy szczegół Jego pięknej Twarzy. Chciałaś podejść bliżej i poczuć Go całego, ale za każdym razem, kiedy Ty robiłaś jeden krok bliżej, On się oddalał. Uciekał od Ciebie, śmiał Ci się prosto w twarz i w kółko powtarzał Twoje imię.   


     Pamiętasz co czułaś kiedy się obudziłaś? Pamiętasz zapach i sterylność szpitalnej sali?
     Otworzyłaś oczy i od razu wiedziałaś, że Ci się nie udało. Że jakimś cudem przeżyłaś. Nienawidziłaś siebie, że nie wzięłaś więcej tabletek. Krzyczałaś na siebie, wściekła, że nie zamknęłaś drzwi do łazienki, że nie zaplanowałaś wszystkiego tak jak trzeba, by wszystko się udało. 

     Twoja mama płakała przy Twoim boku, mocno trzymając Cię za rękę i wciąż pytając dlaczego? a Ty odwracałaś wzrok jakby Jej łzy nie był Twoją sprawą. Twój tata nie odważył się podjeść do łóżka na którym leżałaś, ale nigdy nie spuszczał z Ciebie wzroku, którym dokładnie Cię prześwietlał - jakby wiedział dlaczego to zrobiłaś. 
     - Będzie dobrze, Nia. - Cichy głos mamy ledwo do Ciebie docierał. - Będzie dobrze. 
     Nie odzywałaś się do nikogo. Lekarze i psycholodzy pojawiali się raz po raz przy Twoim łóżku, ale Ty zawsze milczałaś jak zaklęta, zatopiona w swoich splątanych myślach. Chciałaś żeby wszyscy zniknęli i przestali próbować Ci pomóc, bo żadnej pomocy nie potrzebowałaś. Pragnęłaś umrzeć. 
     Czułaś się pusta w środku, ledwo reagowałaś na jakiekolwiek bodźce z zewnątrz i marzyłaś żeby to wszystko się skończyło. Jedynie od czasu do czasu zalewała Cię złość ludzi, którzy Cię odratowali. Bo przecież nie prosiłaś o ratunek. 
     - Jak się tu znalazłam?
      Potrzebowałaś konkretnej osoby, którą mogłaś obwiniać za Twoje cierpienie. Lekarze i rodzice, którzy próbowali Cię wyleczyć już nie wystarczali. Marzyłaś o tym, by stanąć twarzą w twarz z osobą, która wszystko zniszczyła i wykrzyczeć, jak bardzo jej nienawidzisz. Jak codziennie budzisz się z obrzydzeniem do samej siebie, z jaką odrazą spoglądasz w lustro i widzisz smutną, załamaną dziewczynę, która popsuła się, bo zbyt mocno kochała.
     - Twój kolega Ashton zadzwonił po pogotowie. Gdyby nie on... Nawet nie chce myśleć co by się stało - Twoja mama znów zapłakała w bladą kołdrę na szpitalnym łóżku, a Tobie zrobiło się niedobrze.
     - Ashton Irwin? - ledwo wypowiedziałaś to imię, przypominając sobie chłopaka, którego kiedyś uważałaś za przyjaciela.
      Żołądek skurczył Ci się i zwymiotowałaś do podstawionej przez pielęgniarkę miski. Poczułaś się zdradzona i zupełnie sama, aż zrobiło Ci się chłodno. Nie wiedziałaś gdzie podziać wzrok, kiedy oczy niebezpiecznie się zaszkliły. Nie chciałaś płakać przed rodzicami, którzy zaczęliby zadawać jeszcze więcej niepotrzebnych pytań.
      Byłaś w łazience na piętrze, kiedy Ashton wszedł do Twojego domu. Leżałaś na kafelkach w samej bieliźnie, cała blada i krucha. Walczyłaś o ostatni oddech, kiedy przyjechała karetka i gdyby nie Ashton już byś nie żyła i byłabyś szczęśliwa. 

      Nie liczyłaś czasu, który spędziłaś w szpitalu. Dnie zlewały się z nocami, często traciłaś rachubę i rzadko patrzyłaś na zegarek. Miałaś dużo czasu dla siebie i swoich myśli. Gubiłaś się pomiędzy wspomnieniami, a rzeczywistością, nie potrafiąc ich od siebie odróżnić. Byłaś pustą skorupą, która została po roześmianej dziewczynie. To był dziwny czas z którego niewiele jesteś w stanie sobie przypomnieć.
      Słyszałaś jak lekarze tłumaczyli Twoim rodzicom, że takie zachowanie, bądź jego brak, spowodowany mógł być lekami, które zażywałaś. Nie podobało Ci się, że faszerują Cię jakimiś środkami, przez co leżałaś w szpitalnym łóżku prawie jak warzywo, ale melancholijny spokój i obojętność, które obezwładniły Twoje ciało były całkiem miłe. 

    Mimo, że wciąż na wszystko reagowałaś z obojętnością i prawie nie mówiłaś ograniczając się do zwykłych "tak" albo "nie", w końcu wypisano Cię ze szpitala. Nie chciałaś wychodzić, ale, tak jak w przypadku innych rzeczy, nie zaprotestowałaś.
     Szpital był miejscem w którym czułaś się bezpiecznie. Znałaś tamte zapachy, ludzi i miejsca w które mogłaś uciekać, gdzie nie goniły Cię ciemne wspomnienia. Wyjście z niego oznaczało powrót do dawnego życia i zderzenia się z ciężką rzeczywistością na którą nie byłaś gotowa. Strach przed tym co Cię czeka zjadał Cię od środka i odbierał cenne powietrze. To nie był jeszcze Twój czas, ale wątpiłaś by taki kiedykolwiek nastąpił. 

     W domu, rodzice obchodzili się z Tobą jak z jajkiem, rozmawiając o pogodzie, filmach albo zakupach. Nigdy nie poruszali innych tematów, nie krzyczeli i nie krytykowali, bojąc się kolejnych napadów depresji i ich skutków. Dużo spałaś i mało jadłaś, więc wkrótce prawie wszystkie Twoje ubrania zaczęły na Tobie wisieć. Całe dnie leżałaś w łóżku, zawinięta w swoją pościel albo chodziłaś do psychologa, gdzie również milczałaś. Wieczorami słyszałaś zza drzwi podniesione głosy rodziców, którzy obwiniali się nawzajem o Twój wypadek. Chciałaś żeby było Ci przykro, ale nie potrafiłaś zdobyć się na jakiekolwiek uczucie prócz obojętności. 
     Kiedy zauważyłaś, że rodzice zaczęli poświęcać Ci jeszcze więcej czasu zaniepokojeni Twoim brakiem powrotu do zdrowia, nauczyłaś się Ich oszukiwać; udawałaś, że zjadasz wszystkie posiłki, które gotowała Ci mama, a gdy nie widziała wyrzucałaś je do kosza i przykrywałaś papierami wyrwanymi z zeszytów albo pustymi butelkami. Zmuszałaś się do uśmiechów posyłanych w kierunku mamy i do krótkich, niezobowiązujących rozmów z tatą. Nigdy nie płakałaś. Miałaś wrażenie, że nie potrafisz już nawet tego. 

      Siedziałaś przy stoliku pośrodku lokalu, nerwowo stukając brzegiem telefonu o pusty już kubek po kawie. Po raz dwunasty sprawdziłaś godzinę i westchnęłaś głośno, uzmysławiając sobie, że właśnie zostałaś wystawiona. Nie trudziłaś się z wysyłaniem kolejnego smsa do chłopaka ze szkoły, który dwa dni temu zaproponował Ci kawę. Definitywnie nie miał On zamiaru się pojawić. Byłaś rozczarowana, zła i upokorzona. 
      Rozglądnęłaś się nerwowo po kawiarni szukając grupki nastolatków - jak w tych wszystkich filmach - naśmiewających się z Ciebie. Czułaś, że ten przystojny chłopak, który poderwał Cię, nie mógł rzeczywiście chcieć się z Tobą umówić. Ale nie zauważyłaś nikogo, nie słyszałaś żadnych chichotów ani obraźliwych tekstów. Jeszcze raz odżyła w Tobie nadzieja, że chłopakowi mogło coś wypaść, że pomylił lokale i rozładował mu się telefon, więc nie mógł do Ciebie napisać, ale to były tak żałosne wytłumaczenia, że natychmiast ich zaprzestałaś. Postanowiłaś pogodzić się z rzeczywistością.
     - Te miejsca są wolne?
     Otworzyłaś usta chcąc powiedzieć, że Ty właśnie wychodzisz, ale kiedy podniosłaś wzrok zrezygnowałaś z tego. Pokiwałaś głową i w ciszy patrzyłaś jak wysoki chłopak stawia na stole swoją kawę i macha ręką w kierunku dwóch chłopaków. Przysunęłaś swój pusty kubek bliżej siebie i wzięłaś  torebkę z krzesła obok.
     - Dzięki. Jestem Calum, a to Luke i Ashton.

     - Nia - przedstawiłaś się, wciąż nie odwracając wzroku od siedzącego naprzeciwko Ciebie chłopaka. 
     - Nie przeszkadzamy? 
     - W ogóle. Jeżeli mam być szczera, cieszę się, że ktoś się dosiał.
     - Zły humor?
     - Raczej zły dzień - sprostowałaś. 
     - Więc może my zamienimy go w lepszy? 
      Pokiwałaś głową i odwzajemniłaś uśmiech, który każdy z chłopaków po kolei posłał w Twoją stronę. 
     Rzadko miałaś do czynienia z chłopcami, obracałaś się raczej w towarzystwie dziewczyn, więc czułaś się nieswojo siedząc przy trzech obcych chłopakach. Nic nie mogłaś poradzić na to, że ten chłopak - Calum - zrobił na Tobie ogromne wrażenie, przez co byłaś jeszcze bardziej zdenerwowana. Próbowałaś prowadzić rozmowę i zbyt bardzo się w Niego nie wpatrywać, ale oczy jakby same wybierały, gdzie chcą patrzeć. 
     Z zachwytem zapamiętywałaś Jego ciemne włosy, świecące oczy, jasne usta, które układały się w uśmiech. Mówił coś do Ciebie, a Ty kiwałaś głową, szczęśliwa, że to właśnie Tobie poświęca uwagę. Chłonęłaś każde słowo, które spływało z Jego ust, zachwycona tembrem głosu i sposobem w jaki gestykulował. Zaśmiałaś się głośno przykuwając uwagę innych osób w kawiarni, kiedy Ashton i Calum przekrzykując się nawzajem opowiadali o swoim zespole.
     - Powinnaś przyjść i nas posłuchać - powiedział rozbawiony Ashton, a Ty poczułaś ciarki na myśl swoim własnym, małym koncercie.


     Siedziałaś u szczytu schodów z głową opartą na kolanach. W ciszy zdrapywałaś bezbarwną odżywkę z paznokci, kiedy podsłuchiwałaś rozmowę swoich rodziców. Zaczęłaś to robić odkąd uzmysłowiłaś sobie, że nie są z Tobą szczerzy. Wciąż chodzili w okół Ciebie na paluszkach unikając poważniejszych rozmów, nie wspominali o Twoich znajomych i nigdy nie wracali do Twojej próby samobójczej. A Ty chciałaś im wykrzyczeć w twarz, że cieszyłaś się, że zażyłaś te tabletki. Że marzyłaś o tym aby umrzeć. Że byli beznadziejnymi rodzicami, których nienawidziłaś z całego serca.
     - Powinniśmy ją wysłać do twojej siostry. Nie podoba mi się, że odkąd wróciła ze szpitala siedzi w swoim pokoju. Zmiana otoczenia dobrze by jej zrobiła.
     Stałaś się czujna na słowa Twojego taty. Nie podobało Ci się to co mówił, bo Ty nie chciałaś nigdzie wyjeżdżać.
     - Daj jej czas, Rod. Wciąż nie wiemy dlaczego to sobie zrobiła. Nie możemy jej tak po prostu wyrzucić z domu.
      - Nie pozbywam się swojej córki. Uważam jedynie, że powinna zrobić sobie wakacje. Ona wegetuje tutaj mając zaledwie osiemnaście lat! Nie dostrzegasz tego?
     Ostrożnie zjechałaś na pupie po schodach i wychyliłaś się przez barierkę. Twoja mama siedziała na kanapie w salonie z twarzą ukrytą w dłoniach. Dawno nie czuła się tak słaba i bezradna. Byłaś jej ukochaną córką i jedyne czego pragnęła to pomóc Ci, ale miała związane ręce od kiedy usilnie Ją ignorowałaś i nie chciałaś rozmawiać. Twój tata siedział obok niej z nachmurzoną miną. Nie podobało Ci się Jego zachowanie.
     - Powinniśmy pozwolić Ashtonowi do niej przyjść. Codziennie dzwoni i pyta jak Nia się czuje. To taki dobry chłopak, gdyby nie on... Nasza mała Nia, ona... - mama znów zaniosła się płaczem, a Ty zamknęłaś oczy i zasłoniłaś uszy nie chcąc tego słuchać.
     Wspomnienie Ashtona obudziło w Tobie dawny ból, który zaczął powoli rozlewać się na całe Twoje ciało. Bolało Cię serce i dusza; czułaś się odrętwiała z tej rozpaczy i zupełnie bezsilna, by ją pokonać. Nie potrafiłaś zrozumieć czemu tata tak bardzo nie chce Cię w domu. Dlaczego mama musiała wspomnieć o Ashtonie i dlaczego Calum się nie pojawił. Czy naprawę nic dla Niego nie znaczyłaś? Przecież kochałaś Go. Kochałaś jak szalona.
      - Nie chce żeby ten Ashton czy którykolwiek z tych chłopaków postawił nogę w moim domu. Nigdy więcej nie chcę ich tutaj widzieć.
      Zasłoniłaś usta ręką, kiedy wyrwał Ci się z nich cichy krzyk. Serce zaczęło bić szybciej i byłaś gotowa do odwrotu i ucieczki do swojego pokoju, ale rodzice siedzący na dole najwyraźniej niczego nie usłyszeli. Oni nigdy nie słyszeli.
     Nie słyszeli, jak cierpiałaś, kiedy Calum z Tobą zerwał, jak powoli rozpadałaś się na kawałki, jak błagałaś Boga, by Cię stąd zabrał. Byli głusi na Twoje uczucia, przechodzili koło Ciebie obojętnie interesując się jedynie Twoją nauką - bo ona była najważniejsza.
     - O czym ty mówisz? Zawdzięczamy Ashtonowi wszystko! Nie zauważyłeś jak nasza Nia zżyła się z tymi chłopakami? Nie widziałeś jak wiele znaczył dla niej Calum?
     - On mi się nigdy nie podobał - ostry ton głosu Twojego taty przeciął gęstą ciszę. - Mam nieodparte wrażenie, że to przez niego Nia chciała się zabić.
     - Na Boga, Rod! Skąd coś takiego przyszło ci do głowy! 

     Nie chciałaś słuchać wyjaśnień swojego taty. Potykając się wróciłaś do swojego pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. W całkowitym amoku wygrzebałaś z szafy stare tenisówki i szarą bluzę, którą od razu zarzuciłaś na siebie, a potem otworzyłaś okno i tak jak miałaś w zwyczaju wymykać się późnym wieczorem by spędzić czas z Calumem, tak teraz ostrożnie zsunęłaś się po rynnie, jedną nogę opierając o pergolę po której piął się bluszcz.
      Nie oglądałaś się za siebie, kiedy pies sąsiadów zaczął głośno szczekać, nie chciałaś sprawdzać czy rodzice ruszyli za Tobą. Biegłaś póki nie zabrakło Ci tchu, a potem jeszcze trochę, aż poczułaś jak całe powietrze z Ciebie uchodzi. Opadłaś na zimny beton, czując jak żołądek podchodzi Ci do gardła. W ustach miałaś kwaśny smak, obróciłaś się za siebie i zwymiotowałaś tym czym mogłaś. Żołądek kurczył Ci się boleśnie, a konwulsje wstrząsały Twoim ciałem. W oczach miałaś łzy, ale nie wiedziałaś z którego powodu. W końcu odetchnęłaś głęboko, kładąc się na pustym chodniku twarzą do zachmurzonego nieba. Ktoś podszedł do Ciebie i zaczął coś mówić, ale Ty słyszałaś jedynie bełkot. Nie rozumiałaś czemu nawet na ulicy ludzie nie mogą dać Ci spokoju.
     - Nia? Cholera, Nia co ty tu robisz?
      Byłaś pewna, że skądś znasz ten głos. Zmrużyłaś oczy, ale nie mogłaś dostrzec twarzy stojącej nad Tobą osoby. Z czyjąś pomocą podniosłaś się z brudnego i zimnego betonu.
     - Ash? - Twój głos był zachrypnięty, odzwyczajony od mówienia.
     Rozejrzałaś się w panice, ale tylko On stał przed Tobą. Nie było śladu Luke'a, Michaela. Nie było Caluma. Nie chciałaś Go widzieć, ale Jego brak bolał. Potrzebowałaś Go jak powietrza, a On Cię zostawił.
     Mocne ramiona oplotły Cię i zamknęły w silnym uścisku. Ashton pachniał podobnie jak Calum. Znałaś ten zapach; proszek do prania, pot i cytrusy. Zaciągnęłaś się głęboko i rozpłakałaś, mocniej wczepiając się palcami w koszulkę Ashtona. Tęskniłaś za czyimś dotykiem i odgłosem bijącego serca drugiej osoby.
 

✕  ✕  ✕ 
Umarłam po zobaczeniu Good Girls. Oni chcą nas zabić.

Jeżeli się podobało, zostawcie coś po sobie. Dla Was to tylko chwila, a dla mnie znaczy wiele x

5.10.2014

[ 0 ]

      Podobno człowiek w ostatnich chwilach swojego życia widzi całą swoją przeszłość. Dla Ciebie nie było nic prócz ogromnej ulgi, że za chwilę wszystko się skończy. Cały ból, który powoli zabijał Cię od środka i przejmował nad Tobą kontrolę odejdzie.
     Pozwoliłaś sobie na łzy i płakałaś nad sobą, swoimi słabościami i wszystkim co zostawiasz. Poddałaś się, bo każdy kolejny dzień pozbawiał Cię sił i wypalał w sercu krwawe rany.
      Zamknęłaś oczy. Głowę oparłaś o zimne kafelki łazienki i mocniej zacisnęłaś rękę na pustym opakowaniu po tabletkach. Czekałaś, aż nadszedł błogi spokój, a Twoje ciało stało się bezwładne.
     Kocham cię, Calum.