20.12.2014

[ 7 ]

W życiu Ashtona nie było wiele rzeczy których żałował. Starał się nie patrzeć często wstecz, a żyć teraźniejszością i cieszyć się nią. Optymizm i znajdowanie dobrych stron nawet w tych najzwyklejszych rzeczach przychodziły Mu łatwo - łatwo też zarażał swoim uśmiechem innych, więc przebywanie w Jego obecności było czystą przyjemnością. Ale ostatnio liczba rzeczy o których Ashton marzył, by się nie wydarzyła lub potoczyła inaczej znacznie wzrosła.
     Żałował, że wtedy zmusił chłopaków do wejścia do kawiarni. Żałował, że to On wskazał duży stół przy którym samotnie siedziałaś. Pamiętał Cię dokładnie; miałaś na sobie neonową bluzkę z krótkim rękawkiem, coś między żółtym, a zielonym. Na tle ciemnych mebli i ludzi zapatrzonych w swoje telefony komórkowe od razu rzuciłaś się w oczy. Rozglądałaś się wokół siebie, nerwowo stukając palcami o blat stołu przy którym siedziałaś i co chwilę głęboko wzdychałaś. Luke rozglądał się za jakimś miejsce gdzie mogliby usiąść, ale wyglądało na to, że wszystko było zajęte. Wszystko oprócz Twojego dużego stołu, który zajmowałaś. Przerzuciłaś długie włosy na lewe ramię i zaczęłaś się nimi bawić, przeplatając je między palcami - teraz Ashton wiedział, że robiłaś tak za każdym razem, kiedy intensywnie nad czymś myślałaś albo byłaś zestresowana. Ashton trącił łokciem Caluma i wskazał głową w Twoja stronę. Pamiętał Twój niepewny uśmiech i ukradkowe spojrzenia rzucane w stronę Jego kolegi z zespołu.
     Żałował, że w ogóle zachęcał Caluma do spotkania z Tobą. Żałował, że uwierzył w zmianę Caluma. Żałował, że był na tyle ślepy by nie dostrzec, że im bardziej Ty się zatapiasz, tym bardziej Calum wypływa na wierzch. Przede wszystkim żałował, że nie potrafił Ci pomóc. Że nie był przy Tobie w momentach, kiedy Go potrzebowałaś i że czuł się tak bezsilny patrząc na Twoje cierpienie. Żałował, że nie był wystarczająco silny by stanąć w Twojej obronie, ale Calum wciąż był Jego przyjacielem i Ashton nie potrafił się od Niego odwrócić. 
     Wpadł do Ciebie, kiedy rodziców nie było w domu. Twoja mama bardzo Ashtona polubiła, a nawet pokochała jak syna odkąd znalazł Cię wtedy nieprzytomną w łazience. Tata wciąż był surowy i marszczył gniewnie brwi, gdy słyszał imię chłopaka. Ashton zastanawiał się czy Twoi rodzice wiedzą dlaczego przestałaś się śmiać. Musieli zauważyć brak Caluma, ale czy domyślili się, że to przez Niego?
     Znalazł Cię w pokoju, siedzącą na łóżku pośród porozwalanych poduszek i kołdry, z laptopem na kolanach. Zatrzasnęłaś wystraszona komputer, kiedy chłopak pojawił się w pokoju. Nie spodziewałaś się Jego wizyty, ale uśmiech sam wypłynął Ci na twarz - spodobało Ci się, że wchodził do Twojego domu jak do siebie.
     Poprawiłaś niedbały kucyk, który przechylił się lekko na prawą stronę i poczułaś się zażenowana, że Ashton widział Cię w tych brudnych spodenkach poplamionych mąką, sokiem i nie wiadomo czym jeszcze. Nie spodziewałaś się dzisiaj gości, więc pozwoliłaś sobie na odrobinę niechlujstwa. Mimo, że cieszyłaś się z obecności Ashtona byłaś też zdziwiona i przerażona. Bałaś się usłyszeć cokolwiek o Calumie, choć Ash nigdy o Nim nie wspominał kiedy był z Tobą. Albo o Hayley i Luke'u. Sama bałaś się poruszyć ten temat jeszcze bardziej, ale skoro Ashton miał się za Twojego przyjaciela, to czy nie powinien być z Tobą szczery? 
     - Mam sobie pójść? - Ashton zmarszczył brwi, kiedy przestępował z nogi na nogę z rękami schowanymi w kieszeniach ciemnych dżinsów. Zauważył Twoje wahanie, a milczenie, które zapadło było niezręczne.
     - Nie - pokręciłaś głową. - Zostań. 
     Usiadł obok Ciebie zgarniając z połowy łóżka poduszki i dwie bluzy, które odłożył na krzesło. W pokoju panował zaduch, a promienie słońca, które wpadały przez okno spowodowały że Ashtonowi zrobiło się gorąco w luźnym podkoszulku. Mimo wszystko wciąż mógł wyczuć delikatny kwiatowy zapach charakterystyczny dla Ciebie.
     - Co robiłaś?
     - Nic - odpowiedziałaś trochę za szybko, nerwowo patrząc na odsunięty na bok komputer. - Ashton, to naprawdę nic ciekawego. Oglądałam film i... - urwałaś, kiedy chłopak szybko sięgnął po laptopa. 
     Przeklęłaś, kiedy widziałaś jak wpisywał hasło, zła na siebie, że kiedyś zdradziłaś je Ashtonowi. Próbowałaś jeszcze odebrać komputer, ale blondyn był od Ciebie silniejszy, wyższy i nie zaplątany w kołdrę, która krępowała Twoje ruchy. Obserwowałaś jak mięśnie Ashtona rozluźniają się w rezygnacji, jak opuszcza głowę i odkłada komputer na bok. Przetarł twarz dłońmi i przeczesał nimi włosy, które zaczęły odstawać na wszystkie strony. Miałaś ochotę na nowo je ułożyć i odgarnąć kosmyki wpadające do oczu. 
     - Nie powinnaś tego oglądać, Nis - westchnął wciąż na Ciebie nie patrząc.
     Czułaś się winna. Rozczarowałaś Ashtona, zawiodłaś Go i zraniłaś, ale nie wiedziałaś, że kiedy On siedział cicho obok Ciebie, obwiniał jedynie siebie.
     Odcięcie się od Caluma było niemożliwe. Z resztą jak można było to zrobić, kiedy Jego przyjaciel z zespołu, z niewiadomych przyczyn, wciąż do Ciebie wracał? Gdybyś była mądrzejsza nie spędziłabyś całego ranka w swoim łóżku przeglądając tweety i zdjęcia Caluma, które sprawiały, że tęskniłaś za Nim jeszcze bardziej. Z zewnątrz wyglądało to naprawdę źle, tym bardziej, kiedy czytałaś wpisy fanów o tym, że powinniście się zejść, ale to był słodki ból. Lubiłaś myśleć, że przeszłe tygodnie się nie wydarzyły albo, że teraz wszystko ulegnie zmianie. Wciąż miałaś w sobie nadzieję, że jutro przed Twoimi drzwiami pojawi się Calum z tą samą miłością w oczach co kiedyś. To była iluzja w której pozwalałaś sobie przez chwilę żyć, a potem wracałaś do rzeczywistości, która nie smakowała tak samo. Wszystko się zmieniło, nawet kolory, które widziałaś wyblakły, a coś co kiedyś sprawiało Ci ogromną radość przestało cieszyć. Istniał tylko Calum, nawet jeżeli na ekranie komputera. 

Ciężko było Ci się przyzwyczaić do popularności, która nagle walnęła Cię prosto w twarz. Musiałaś zablokować swoje profile na portalach internetowych, bo liczba ludzi, która zaglądała w każdy skrawek Twojego życia zaczęła Cię przerażać, a niemiłe komentarze naprawdę Cię raniły, chociaż próbowałaś nie zwracać na nie uwagi. Pokazywanie się publicznie z Calumem albo z którymś z chłopaków powoli przypominało sztukę przetrwania, by nie dać się rozgnieść butem jakiejś atakującej fanki. Cieszyłaś się, że chłopakom tyle się udało, że tworzyli muzykę i mieli coraz więcej fanów, ale dla Ciebie było to uciążliwe, bo wokół Was wciąż ktoś był i rzadko można było liczyć na chwilę prywatności.
     - Nie możemy zostać w domu?
     - Nis, umieram żeby zobaczyć ten film!
      Zagryzłaś wargę wpatrując się w Caluma, który przestępując z nogi na nogę posyłał w Twoją stronę uśmiechy od których miękły Ci kolana. To było tak niesprawiedliwe, że nie potrafiłaś Mu odmówić, choć czasami bardzo chciałaś. Czułaś wewnętrzną blokadę i krótkie słowo "nie" zwyczajnie nie potrafiło wyjść z Twoich ust. Mimo, że czułaś się z tym źle, to błyszczące oczy Caluma, Jego szeroki uśmiech i delikatne pocałunki składane na Twoich ustach albo policzkach rekompensowały naprawdę wiele.

     - Chyba nie potrafię poradzić sobie z tym, że jesteś tak rozpoznawany - wyznałaś.
     - Przeszkadza ci to?
     - Trudno żeby nie przeszkadzało, Cal. Nie jestem przyzwyczajona do tego, że gdziekolwiek nie wyjdę otacza mnie tłum ludzi.
     - Wiem.
      Calum ruszył w Twoją stronę i objął Cię ciasno, układając głowę na Twoim ramieniu. Zaśmiałaś się cicho, czując jaką niewygodną pozycję musiał przyjąć, by przytulić się do Ciebie w ten sposób. Uniosłaś rękę i delikatnie przeczesałaś nią włosy Caluma, uważnie obserwując jak ciemne kosmyki prześlizgują się przez Twoje palce. Calum zamknął oczy i zamruczał cicho, a przez Twoje ciało przebiegł znajomy dreszcz podniecenia. Nie liczyłaś czasu, kiedy staliście tak objęci w pustym salonie w domu Caluma. Niczego więcej wtedy nie potrzebowałaś, bo bliskość osoby, której oddałaś swoje serce zwyczajnie wystarczała. Przerażała Cię myśl jak bardzo uzależniłaś się od Caluma i nie potrafiłaś tego zmienić. Chciałaś żeby był szczęśliwy będąc z Tobą, tak jak Ty byłaś szczęśliwa z Nim.
     Zacisnęłaś oczy, kiedy w końcu powiedziałaś:
     - Dobrze. Chodźmy.
     - Naprawdę? - Calum poderwał głowę i spojrzał prosto w Twoje oczy.
     - Tak, naprawdę - wypuściłaś ze świtem powietrze. - Nie mogę przecież siedzieć wciąż zamknięta w domu.

     Zadziwiająco łatwo było Mu ulec. Wystarczyło jedno spojrzenie, jeden dotyk, a Ty wiedziałaś już, że przegrałaś. Calum też to wiedział, dlatego teraz delikatnie gładził Twój odsłonięty kawałek skóry między koszulką, a spodenkami. Drżałaś cała, kiedy słodkimi pocałunkami pokrywał Twoją szyję i odsłonięte ramię. Każdy dotyk Caluma, każde delikatnie muśnięcie sprawiało, że Twoja skóra płonęła żywym ogniem, a serce galopowało, zbyt szybko byś mogła za nim nadążyć.
     - Musimy się zbierać, jeżeli chcemy zdążyć - Calum wymamrotał w Twoją szyję. Skuliłaś się, kiedy ciepły oddech połaskotał Twoją skórę.
      - Naprawdę masz teraz ochotę na film? - zapytałaś, nie wiedząc skąd znalazło się w Tobie tyle pewności siebie, ale póki ona była miałaś zamiar ją wykorzystać.
     Zabrakło Ci tchu, kiedy Calum spojrzał na Ciebie wygłodniałym wzrokiem. Jego oczy były o odcień ciemniejsze i świeciły tajemniczo, usta miał zaczerwienione od pocałunków, a włosy seksownie zburzone. Był
przerażająco idealny

     Dostrzegałaś te spojrzenia rzucane Calumowi, a później Tobie. Chociaż mijane dziewczyny nie podbiegały tłumnie i nie błagały o autograf, zupełnie nie kryły się z ciekawością czy uwielbieniem do Caluma i często z wrogością do Ciebie. Mocniej ścisnęłaś dłoń chłopaka, a drugą rękę owinęłaś wokół Jego ramienia, przytulając się do silnego ciała. 
     - Cześć - przed Wami pojawiła się wysoka dziewczyna ze śmiesznie przystrzyżoną grzywką i trzema zielonymi pasemkami w brązowych włosach. - Nie chcę wam przeszkadzać, ale czy mogłabym cię prosić o autograf? I zdjęcie? - zapytała zwracając się do Caluma.
      Nie spojrzał nawet w Twoją stronę. Zwolnił uścisk i wyszedł krok do przodu do uśmiechniętej dziewczyny. Za nią zauważyłaś jeszcze dwie, które rozmawiały szeptem, śmiejąc się do siebie. Poczułaś się niepewnie bez wsparcia Caluma, który był zajęty rozdawaniem autografów i pozowaniem do zdjęć. Patrzyłaś na Jego coraz szerszy uśmiech i świecące oczy i naprawdę mogłaś wyczuć jaki był szczęśliwy. Zaczęłaś przeplatać włosy między palcami i spuściłaś głowę, kiedy usłyszałaś jak jedna dziewczyna mówiła coś o Twoich paskudnych butach, a druga dodała, że Calum mógł lepiej trafić. Szybko sprawdziłaś czy usłyszał cokolwiek, ale był zbyt pochłonięty swoimi sprawami. 
     Zwykłe beżowe sandałki pasowały do jasnych spodenek i dżinsowej koszuli. Nie były najnowsze i po chwili wpatrywania zauważyłaś na paskach drobne zgięcia i przetarcia. Nie powinnaś była przejmować się tymi głupimi tekstami, bo zdawałaś sobie sprawę, że są one wypowiadane przez zazdrość, ale pozostawiona z boku i w cieniu czułaś się mniej pewniej. Ktoś stanął obok Ciebie, kiedy patrzyłaś na zegarek zdając sobie sprawę, że spóźniliście się na film już dziesięć minut. Właśnie dlatego wolałaś zostać w domu, czując, że całe wyjście skończy się właśnie w ten sposób, ale Calum był nieustępliwy i naprawdę przekonujący.
    - Męczące trochę, nie?
     Podniosłaś wzrok na uśmiechniętą blondynkę, bawiącą się swoim telefonem. Zastanowiło Cię co robiła tutaj z Tobą, ale jeżeli liczyła na to, że jakimś sposobem zaprowadzisz Ją do Caluma mogła się rozczarować. W ścisku, który wytworzył się przed kinem nawet nie potrafiłaś dostrzec swojego chłopaka. Kątem oka zarejestrowałaś, jak ochroniarze zaczęli próbować zapanować nad wszystkim.
      - Jestem Becca.
      - Nia - powiedziałaś roztargniona i spięłaś się, kiedy usłyszałaś śmiech dziewczyny.  
      - Tak, wiem. 
     Zapadła między Wami cisza podczas której nerwowo sprawdzałaś godzinę, coraz bardziej rozczarowana, że kolejne wyjście z Calumem mogłaś zaliczyć do nieudanych.
      - Podoba mi się twoja torba - blondynka znów się odezwała wskazując na brązową torebkę, która trzymałaś w lewej ręce.
     - Dzięki - uśmiechnęłaś się. - Ładna sukienka - powiedziałaś szczerze, bo długa sukienka w odcieniach pastelowego błękitu i różu naprawdę wpadła Ci w oko. 
     - Powinnaś mu powiedzieć, że źle się czujesz w takim tłumie.
     - Co? Nie, jest dobrze - pokręciłaś głową. - Wiem, że muszę się nim trochę podzielić.
     - Mimo wszystko nie powinien cię tak zostawiać, nie? 
     - Nikt mnie nie zostawia - odpowiedziałaś szybko, czując potrzebę bronienia Caluma. 
     - Jak chcesz - blondynka wzruszyła ramionami. - Wydaje mi się po prostu, że trochę o tobie zapomniał. 

Czwarty raz, kiedy zobaczyłaś Caluma od Waszego rozstania, był w sobotę przed południem. Zmęczona ciągłym gadaniem taty o tym, że przestałabyś się kisić w domu, w końcu z niego wyszłaś. Po długiej wewnętrznej walce z samą sobą napisałaś do Chloe czy nie chciałby się zobaczyć, ale Ona odpisała, że ma dzisiaj u siebie dziadków. Może tak było nawet lepiej. Obawiałaś się, że nie potrafiłabyś nawet z Nią porozmawiać - zbyt długo byłaś sama. Do Hayley bałaś się wysłałaś jakiegokolwiek smsa. Paniczny strach przed tym co mogłaby Ci powiedzieć i jak się zachować blokowały Twoje ruchy, kiedy chciałaś wystukać na klawiaturze jakieś sensowne zdanie. 
     Pogoda była ładna, nawet jeżeli promienie słońca co chwilę przysłaniane były przez białe chmury. Odchyliłaś głowę ciesząc się lekkimi podmuchami wiatru i tym, że w końcu wyrwałaś się spod uważnych spojrzeń taty. Od Jego srogiego wzroku paliła Cię cała skóra i miałaś problemy z zejściem do salonu czy kuchni, kiedy On tam siedział. 
     Szłaś przed siebie, kiedy znajoma bluza przerzucona przez ramię przykuła Twoją uwagę. Od razu ją rozpoznałaś, bo często w niej chodziłaś, kiedy robiło Ci się zimniej. Przestępowałaś z nogi na nogę i naciągałaś na ręce rękawy lnianej bluzki, nie wiedząc czy stać czy uciekać. Krzyczałaś na siebie w myślach, żeby jak najszybciej się stąd ulotnić, ale nie potrafiłaś się ruszyć. Przyglądnęłaś się swoim spranym legginsom, których nogawki podciągnęłaś do kolan i zwykłym szarym sportowym butom. Potem dotknęłaś ręką włosów, sprawdzając czy kok się nie rozwalił, ale prócz kilku wystających kosmyków - co nie było nowością - wszystko wyglądało dobrze. Coraz mocniej ściskałaś trzymający w ręku telefon i póki nie odłamałaś kawałka case'a, nie zdawałaś sobie sprawy ile siły wkładałaś w uścisk. Kiedy serce galopowało tak szybko jak jeszcze nigdy, zastanawiałaś się czy nie podejść i zagadać, bo chodziło o sam kontakt z Calumem. Chciałaś usłyszeć Jego głos, przypomnieć sobie, jak to było, kiedy wypowiadał Twoje imię i na chwilę zapomnieć o całym świcie. Ale potem coś Cię zaniepokoiło i kłujący, głęboki ból w Twoim sercu znów się odezwał.
     Koło Caluma szła dziewczyna. Uśmiechała się szeroko, przez co w policzkach robiły Jej się urocze dołeczki i cały czas mówiła, żywo przy tym gestykulując. Czasami odrzucała głowę do tyłu i śmiała się głośno, kiedy Calum się odzywał. Kładła Mu rękę na ramieniu w poufałym geście od którego robiło Ci się niedobrze, a On obserwował Ją z cichą fascynacją.
     Miała jasne kręcone włosy i uśmiech tak ciepły i szeroki, że rozświetlał całą twarz. Była niższa od Caluma, a nawet od Ciebie i żywsza w każdym geście i słowie. Rozpierana przez energię pewnie stawiała kroki i okręcała się wokół własnej osi. Patrzyłaś z zazdrością, jak długa, jasno niebieska spódnica powiewała przy każdym Jej ruchu, a biały podkoszulek odsłaniał szczupły brzuch. W słońcu zamigotał kolczyk, który miała w pępku. Calum musiał zwrócić na niego uwagę. Zawsze kiedy widział dziewczynę z tatuażem albo kolczykami w niecodziennym miejscu nie mógł oderwać od niej wzroku - nie lubiłaś tego, bo czułaś, że Calum Ci ucieka, ale sama bałaś się igieł, więc nigdy nie myślałaś, żeby ozdabiać swoje ciało.

     Wbiłaś paznokcie w rękę, kiedy dziewczyna zbliżyła się do Caluma jeszcze bardziej, a On po chwili objął Ją w pasie. Zwróciłaś uwagę, że Jego ręka leżała na odsłoniętej skórze, a palcem kreślił na niej powolne kółka. Szli koło siebie, co chwilę posyłając sobie uśmiechy od których robiło Ci się niedobrze. Wtedy właśnie coś w Tobie umarło na dobre.
     Cieszyłaś się, że kiedy wróciłaś do domu nikogo w nim nie było. Czując się pusta w środku. Nie byłaś pewna czy miałabyś odwagę i siłę spojrzeć rodzicom prosto w twarz. Byłaś przerażona otępieniem i swoim ciałem nad którym traciłaś kontrolę. Uczucie niczego było gorsze niż ból, który czułaś przez ostatnie tygodnie. Teraz nie wiedziałaś co ze sobą zrobić - nie byłaś pewna czy chciałaś umrzeć czy dalej żyć, bo wszystko było Ci obojętne. Naprawdę chciałaś poczuć cokolwiek, ale nie potrafiłaś. To tak jakbyś pogodziła się z porzuceniem przez Caluma, ale jednocześnie wciąż nie potrafiłaś się z tego otrząsnąć.
     Chwilę błąkałaś się po kuchni. Czego szukałaś - nie wiedziałaś. Nie pamiętałaś też czemu otworzyłaś lodówkę, ale na widok dwóch butelek z zimnym piwem od razu poczułaś, że w końcu wiesz co powinnaś zrobić.
     Nie byłaś fanką alkoholu, a piwo zwyczajnie Ci nie smakowało, ale teraz było ono po prostu odpowiednie. Bez problemów znalazłaś otwieracz i odkapslowałaś dwie butelki z których piłaś na zmianę. Pierwsze łyki były najgorsze; od gorzkiego wykrzywiałaś twarz i kręciłaś głową, chcąc pozbyć się smaku z ust, ale w końcu piwo zaczęło Ci smakować, a ciało przyjemnie się rozluźniło.
      Siedziałaś na podłodze w kuchni, uśmiechając się do siebie głupio. Chyba wtedy nawet nie myślałaś - miałaś pustkę w sercu i w głowie, ale teraz była to przyjemna pustka, która mogłaby trwać dłużej. To dlatego, ledwo podnosząc się na nogi i łapiąc równowagę, zaczęłaś przeszukiwać szafkę w salonie w której rodzice chowali alkohol na różne okazje. Znalazłaś jakieś jedno białe wino i dwa czerwone, które miałaś zamiar wziąć, ale kiedy w oczy rzuciła Ci się prawie pełna butelka wódki, wzięłaś właśnie ją.
     Wpatrywałaś się w przeźroczysty płyn, nie za bardzo wiedząc jak się za niego zabrać. Choć byłaś już nieźle wstawiona, to wódka wciąż śmierdziała i nawet bez kosztowania jej, powodowała u Ciebie mdłości. Ale był to alkohol, a alkohol pomagał - nie powinno było mieć dla Ciebie znaczenia jak smakował.
     Po czterech, albo pięciu łykach, które przepijałaś sokiem arbuzowym, którego nienawidziłaś, zgłodniałaś. Chwiejąc się, podeszłaś do lodówki i wyjęłaś z niej kilka rodzajów sera, szynkę, jakieś warzywa, a z szafek obok powyjmowałaś kremy czekoladowe i orzechowe. Bawiło Cię, gdy wycinałaś z chleba upośledzone głowy Myszki Miki, którym odpadały uszy. O mało się nie zacięłaś i nie upuściłaś słoika z Nutellą, kiedy za pomocą dużego noża nadającego się do krojenia surowego mięsa, próbowałaś wyciągnąć krem i posmarować nim kromkę. Czy było Ci niedobrze? Chyba jeszcze nie. Butelka wódki wciąż czekała aż ją opróżnisz, a Ty nie zamierzałaś jej zawieść. Poważnie - dlaczego wcześniej nie wpadłaś na pomysł żeby się upić? Mogłabyś chodzić teraz cały czas pijana, skoro lekarze i rodzice zabrali Ci te jebane tabletki. Miałaś dobry humor po alkoholu, a wszyscy przecież chcieli, żebyś znów się uśmiechała, prawda?
     Z Michael'em kiedyś zrobiliście trzydzieści osiem kanapek z masłem czekoladowym i bananami. Cholera, skąd mieliście wtedy tyle bananów? Uśmiechnęłaś się na to wspomnienie, bo było dobre i proste. Twoje życie wtedy nie miało żadnych komplikacji - co takiego złego zrobiłaś kiedyś, że teraz musiałaś tak za to płacić? Tęskniłaś za tymi chłopakami i żałowałaś, że kiedy miałaś taką możliwość nie spędzałaś z Nimi więcej czasu, ale dla Ciebie zawsze był tylko Calum.
     Cholera. Calum.
     Jasna. Pierdolona. Cholera!
     Zrobiło Ci się niedobrze na widok kanapek, które sobie zrobiłaś. W napadzie złości wyrzuciłaś wszystko do kosza na śmieci, a potem, zupełnie niechcący strąciłaś butelkę z wódką, która rozbiła się o twarde kafelki. Zaklęłaś pod nosem, kiedy alkohol rozlał się prawie na pół kuchni, a szkło rozbryzgało się we wszystkich kierunkach. Chciało Ci się wymiotować na samą myśl jak żałosna byłaś, a alkohol, który miałaś wypić zmarnował się - potrzebowałaś go!

     Stałaś pośrodku tego dziadostwa w jasnym podkoszulku, czarnych legginsach i różowych skarpetkach, zupełnie nie potrafiąc zebrać myśli i zmusić się do jakiegokolwiek działania. Stałaś i patrzyłaś na bałagan, który zrobiłaś, na puste butelki po piwie i otwarte drzwi lodówki. A potem się rozpłakałaś.
     Płakałaś aż zabrakło Ci łez, więc potem już tylko głośno krzyczałaś wyrzucając z siebie wszystkie złe, nagromadzone w Tobie uczucia. Kogo wtedy bardziej nienawidziłaś - Caluma czy siebie? Caluma za to, co Tobie zrobił, czy siebie za to, że pozwoliłaś Mu na to wszystko? 


✕  ✕ 
Pierwsza sprawa: załamuje się pisząc to, tym bardziej, że jestem w podobnej sytuacji co Nia. Teoretycznie żaden chłopak mnie nie porzucił, ale jest kilka rzeczy, które się zgadzają. Często opisuje tu własne uczucia i potem wysiadam psychicznie -.- 
Teraz jaśniejsza strona! Ładnie się dzieje, co? A podzieje się jeszcze wiele. Zupełnie nie wiedziałam, że ta cała historia potoczy się w takim, a nie innym kierunku. Fajnie samą siebie zaskakiwać! Na Gwiazdkowy prezent mogę Wam zdradzić, że Calum jeszcze ładnie namiesza.
Skoro już poruszyłam temat Świąt: życzę Wam wszystkiego dobrego! Zdrówka, uśmiechu każdego dnia, niezapomnianego czasu spędzonego z najbliższymi i dużo dużo miłości! 
I jeszcze na sam koniec tego długiego poematu chciałabym Wam ogromnie podziękować za każde słowo zostawione w komentarzu. Nie zawsze na każdy odpowiem, ale każdy jest dla mnie ważny i powoduje u mnie ogromny uśmiech. Dzięki Wam tworzę tę historię dalej, za co ogromnie dziękuję!♥
*Jeżeli przypadkiem się nudzicie i jeszcze większym przypadkiem chcielibyście dowiedzieć się o mnie czegoś więcej, zapraszam do kliknięcia w zakładkę "Jo."




6.12.2014

[ 6 ]

Pokój w którym spotykałaś się ze swoim psychologiem budził w Tobie tylko złe odczucia. Było w nim zbyt dużo bieli i beżu, a przy szerokich oknach stało zbyt dużo kwiatów w za dużych donicach, które zasłaniały cały widok. Kanapa na której siedziałaś była tak miękka, że zapadałaś się w materac, a drewniana podłoga skrzypiała przy każdym kroku. Jakby tego było mało w powietrzu unosił się nieprzyjemny zapach starości i płynu do podłóg od którego swędziało w nosie.
     Doktor Eileen Reidy była kobietą, której, mimo ciepłego uśmiechu i spokojnego głosu, nigdy nie zaufałaś. To była kolejna osoba, którą nie obchodziły Twoje uczucia - chodziło o to żebyś wróciła do swojego życia sprzed tygodni, a Ona będzie mogła dostać upragnioną zapłatę.
     - Opowiedz mi o swoim tygodniu, Nia.
     Powstrzymałaś się od przewrócenia oczami, ale nie przestałaś bębnić palcami o materac, co chwilę zerkając na duży zegar wiszący na przeciwległej ścianie. Wróciłaś myślami do tego, co robiłaś ostatnio, ale nic nie wydało Ci się na tyle ważne, by o tym wspomnieć. Przynajmniej nie było to ważne dla terapeutki. Ona chciałaby usłyszeć o tym, że zaczęłaś wychodzić częściej z domu i spotykać się ze starymi znajomymi. Albo, że zaczęłaś zastanawiać się na Twoją przyszłością naukową, która ostatnio stanęła pod znakiem zapytania. Pewnie ucieszyłaby ją jakaś ckliwa historia o tym jak zaczęłaś szukać pracy, albo jak poznałaś kogoś nowego. To mógłby być chłopak - blondyn, niezbyt wysoki, z zielonymi oczami, który tak jak Ty interesowałby się biologią. Mogłaś opowiedzieć Jej jak wróciłabyś do domu, gdzie pomogłaś przygotować obiad, a kiedy tata wrócił domu, zjedliście wspólny posiłek w miłej atmosferze.
     - Dobrze, więc może chciałabyś mi coś powiedzieć o twoim znajomym? Ashton, jak dobrze pamiętam.
     Wspomniałaś o Nim tylko dwa razy podczas Waszych spotkań, ale najwyraźniej doktor Reidy wszystko skrupulatnie zapisywała i zapamiętywała, by potem wrócić do pewnych rzeczy, gdy Tobie nie chciało się rozmawiać.
     Z Ashtonem widziałaś się przelotnie, kiedy wpadł do Ciebie podrzucić Ci jakieś filmy, które ściągnął na pendrive'a. Gdy zobaczyłaś Go stojącego w progu z tym charakterystycznym uśmiechem na twarzy nie mogłaś pozostać obojętna. Wydawało się, że Ashton troszczył się o Ciebie bardziej niż powinien, a na pewno bardziej niż o siebie, bo w Twoim pokoju pojawił się wraz z wyraźnym kacem, który nie chciał odejść. Podziękowałaś Ashtonowi, bo naprawdę ucieszyłaś się z Jego prezentu; zwykłe filmy, ale dzięki nim na chwilę skupiłaś na czymś myśli. Zanim Ash wyszedł poczęstowałaś Go sokiem pomarańczowym i kolejną tabletką przeciwbólową. Zanotowałaś też sobie w głowie, że powinnaś jak najszybciej znów się z Nim spotkać. 

     Dla Ashtona naprawdę byłaś ważna, kiedy Ty odpychałaś Go, zupełnie tak jak wszystkich innych. Ale z Nim było inaczej, bo Ashton nie pytał i niczego nie oczekiwał. Nie próbował na Tobie żadnych sztuczek, które miałby na siłę wyciągnąć Cię z pogłębiającej się depresji, tylko akceptował istniejący stan rzeczy. Nagle poczułaś się z tym źle, bo wiedziałaś, że swoim zachowaniem ranisz najbliższych i choć w pewnym stopniu Ci to odpowiadało, to przede wszystkim nie chciałaś ranić Ashtona.
     - Nia - Z westchnieniem doktor Reidy wypluła Twoje imię. - Potrzebuję byś ze mną rozmawiała, dobrze? Jeżeli chcesz robić postępy, musisz coś od siebie dać. Sama ci nie pomogę. 

      Nigdy nie prosiłaś o żadnego psychologa, który z butami wparował do Twojego życia. A teraz ten właśnie psycholog próbował przekopać się przez zaplątane myśli Twojego umysłu i gruzy Twojego serca, rozgrzebując wszystko na nowo. Jaki to miało sens?
     - Dobrze. Mam nadzieję, że założyłaś zeszyt o którym ostatnio rozmawiałyśmy?

     Psycholog poruszyła się nieznacznie pod Twoim spojrzeniem. Założyła nogę na nogę, naciągając bardziej sztruksową spódnice, która podciągnęła się za wysoko. Potem poprawiła fryzurę, zakładając włosy za ucho. Korciło Cię, żeby dotknąć ich i przekonać się czy w rzeczywistości też są takie gładkie na jakie wyglądają. Juz przy pierwszym spotkaniu zauważyłaś nierównomiernie rozprowadzony puder na twarzy kobiety i lekko rozmazany tusz pod oczami oraz te krótkie, cienkie blond włosy, które lśniły w świetle słońca, zupełnie jak na reklamach. Często skupiałaś się na tych włosach, kiedy czas zbyt wolno upływał.
     - Myślałam, że jest mój i nie będzie go pani czytać - zmarszczyłaś brwi.
     - Oczywiście, że jest twój i nikt nie ma prawa go czytać - powiedziała tak spokojnie, jakby bała się, że za chwilę Cię spłoszy i uciekniesz z gabinetu, a na to miałaś ogromną ochotę. - Chciałabym jedynie go przekartkować i zobaczyć czy rzeczywiście poszłaś za moją radą.
     - Nie mam go przy sobie - ucięłaś krótko, zdając sobie sprawę, że właśnie kłamiesz patrząc prosto w oczy siedzącej naprzeciwko Ciebie kobiecie.
     Zeszyt, który na zwór pamiętnika miałby chłonąć Twoje uczucia był najgłupszym pomysłem o którym kiedykolwiek usłyszałaś. Z resztą wszystkie rady, które słyszałaś w gabinecie psychologa zaraz po wyjściu z niego traciły dla Ciebie jakiekolwiek znaczenie. Nie zastanawiałaś się nad nimi i do żadnych nie wracałaś. Tak samo było z tym zeszytem - jeżeli podczas najpiękniejszych chwil swojego życia, które spędziłaś z Calumem nie zapisywałaś niczego, to po co miałabyś teraz to zmieniać i układać w swoich szufladach zeszyty z całym tym bólem? Przelanie myśli na papier nie sprawi, że cierpienie zniknie czy zmaleje. Ono wciąż będzie, ale oprócz tego, że w Tobie to i w szufladach w Twoim pokoju.
     - Przynieś go więc na kolejne spotkanie. Obiecuję, że nie będę niczego czytać. To co tam zapisujesz to Twoje prywatne sprawy i zeszyt jest tylko dla Ciebie. - Słodycz z jaką doktor Reidy przemawiała powodowała u Ciebie mdłości. Na siłę starała się zostać Twoją przyjaciółką i powierniczką, co sprawiało, że patrzyłaś na Nią jeszcze bardziej nieufnie.
     - Nia? Będziesz ze mną współpracować?
     - Tak - wymamrotałaś pod nosem. Zostało jeszcze czterdzieści sześć minut spotkania, które musiałaś przetrwać.
     - Świetnie. Wróćmy więc do mojego pierwszego pytania. Jak ci minął tydzień?
     - Dobrze - wzruszyłaś ramionami. - Czytam nową książkę, więc mam zajęcie. Wczoraj znalazłam przepis na ciasto kawowe, które upiekłam - skłamałaś, a doktor od razu się rozpromieniła. - Tacie bardzo smakowało, bo dałam dużo czekolady na polewę, a jutro planowałam iść z Chloe na zakupy - paplałaś dalej.
     - Cieszę się, że nie stoisz w miejscu. To bardzo ważne, żebyś próbowała powrócić do dawnej siebie. Ciężko patrzeć jak taka mądra i śliczna dziewczyna zapomina jak żyć. 


Wysiąkałaś nos w chusteczkę i wycelowałaś nią do kosza, ale tak jak trzy poprzednie, ta również wylądowała obok niego. Potem sięgnęłaś po tabletki na gardło leżące na szafce i wykaszlałaś swoje płuca, kiedy wróciłaś do czytanej przez Ciebie książki.
     Chorowałaś już od trzech dni i nic nie wskazywało na to, że cokolwiek się poprawi. Co więcej, dzisiejszego ranka czułaś się jeszcze gorzej i pozostałaś w łóżku przykryta kołdrą i dwoma kocami. Sprawdziłaś telefon czy przypadkiem nikt do Ciebie nie napisał, ale na zablokowanym ekranie wyskoczyła jedynie informacja z jakiejś zainstalowanej aplikacji. Uspokoiłaś się, próbując nie wpadać w panikę - to, że Calum nie odezwał się do Ciebie od wczorajszego popołudnia nie znaczyło, że stało się coś złego albo, że
Ty zrobiłaś coś złego. 

     Nigdy nie byłaś w żadnym związku i nie wiedziałaś jak ta cała sprawa funkcjonuje, a z pewnością nie chciałaś wyjść na natrętną i zdesperowaną, więc nie naciskałaś. Rozumiałaś, że Calum miał własne sprawy - przede wszystkim zespół, który z każdym dniem stawał się coraz bardziej znany, więc Calum nie mógł wciąż przejmować dziewczyną, która panikowała bo jej chłopak nie napisał od kilku godzin. 
     Calum budził w Tobie tak sprzeczne uczucia, że czasami sama się w nich gubiłaś. Raz było to nadnaturalne szczęście, które sprawiało, że zaczynałaś latać, a uśmiech nie schodził Ci z twarzy, ale potem pojawiał się paraliżujący strach, że Calum się nagle Tobą znudzi i Cię zostawi. Komentarze zostawione w sieci na które się napotykałaś też niczego nie ułatwiały. Zawistne fanki umiejętnie potrafiły popsuć Ci humor, a do tego zniszczyć Twoją pewność siebie i wiarę w to, że Calum Cię kocha.
     Nie byłaś głupia, nie wierzyłaś w bajki, choć pragnęłaś w nich żyć i wiedziałaś, że związki nastolatków nie zawsze trwają wiecznie. Niektórzy zanim znajdą swoją drugą połówkę zostawiają za sobą pół tuzina byłych. Bałaś się tego, więc do związku z Calumem starałaś się podchodzić racjonalnie, ale odkąd oboje powiedzieliście słowo na
k ciężko było myśleć logicznie.
     - Można?
     - Co ty tu robisz? - zapytałaś zachrypniętym głosem, kiedy w Twoim pokoju pojawił się Calum.
     - Staram się być dobrym chłopakiem odkąd zachorowałaś. Mam nadzieje, że to nie przez nasze nocne siedzenie na ulicy?
     - Po co wnikać od czego to? - machnęłaś ręką. - Jestem chora, to jestem chora. Co tam masz?
     - Twoja mama wręczyła mi herbatę dla ciebie - powiedział oddając kubek w Twoje ręce. - A to ode mnie. 

     Rozpromieniłaś się na widok papierowej siatki w której znalazłaś nowe opakowanie chusteczek do nosa, Twoje ulubione cukierki i dwie nowe książki. Zamrugałaś oczami chcąc powstrzymać cisnące się do oczu łzy - Calum był idealny. Teraz, kiedy stał przed Tobą w swoich przetartych na kolanach spodniach, kolejnej czarnej koszulce z zespołem i patrzył na Ciebie spod spuszczonej głowy, jakby czekał na werdykt czy prezent Mu się udał, nie wierzyłaś jak mogłaś przez chwilę w Niego zwątpić. Jak w ogóle mogłaś wątpić w Was?
     - Kocham cię - powiedziałaś wyciągając rękę, którą Calum od razu złapał.
     Usiadł na skraju łóżka uśmiechając się lekko, a kiedy posunęłaś się robiąc Mu trochę miejsca, położył się obok Ciebie.
    - Zarazisz się - przypomniałaś cicho, kładąc głowę na piersi Caluma i splatając Wasze ręce razem.
     - Wtedy ty będziesz musiała się mną zająć - zaśmiał się. - Póki jesteśmy razem mogę chorować.


Szał w który wpadłaś był zaskoczeniem zarówno dla rodziców, jak i dla Ciebie samej. Nie potrafiłaś zrozumieć się w tamtej chwili, ale jedyne co wiedziałaś to, to, że potrzebujesz tych cholernych pigułek, by przetrwać kolejny dzień.
     - Ich nie masz jeść, Nia! Nie potrzebujesz tego świństwa w takich ilościach!
     - Gówno wiecie! - wrzasnęłaś i łapiąc się za głowę zaczęłaś ciągnąć się za włosy.
     Łzy stanęły w Twoich oczach z rozpaczy i wściekłości, że wszystko Ci zabierają. Nie przywiązywałaś wcześniej dużej uwagi do lekarstw, które brałaś, ale widziałaś, że dzięki nim jesteś stanie funkcjonować. To było dobre uzależnienie, bo nie płakałaś w nocy, ciemna dziura w środku Ciebie pożerała Cię wolniej i nie myślałaś tak często o Calumie. 

     Podsłuchałaś rozmowę rodziców z lekarzem, że czas zacząć odstawiać mocne leki, które przepisali Ci na początku. Istniało duże prawdopodobieństwo silnego uzależnienia się od nich, co mogło doprowadzić nawet do śmierci. Później widziałaś jak mama chowa w szufladzie u siebie w sypialni nową buteleczką z pastylkami, której nigdy na oczy nie widziałaś. Mieli powoli oduczyć Cię brania lekarstw i w końcu podawać je tylko wtedy, kiedy zajdzie taka potrzebna. Lekarz tego nie powiedział, ale wiedziałaś, że cisnęło Mu się na usta "kiedy będziesz czuła, że znów tracisz kontrolę nad swoim życiem". Chciałaś roześmiać się im w twarz - czy Oni nie potrafili zobaczyć, że już dawno przestałaś panować nad wszystkim? Przestałaś mówić rodzicom wszystko, tak jak kiedyś, wiec skąd będą wiedzieli, że musisz wziąć lekarstwo? Kiedy będziesz znów chciała ze sobą skończyć, bo ból będzie nie do wytrzymania, a wspomnienia związane z Calumem będą Cię męczyć przez całą dobę? Kiedy leżąc w swoim łóżku będziesz zagryzać poduszkę, by nikt nie usłyszał Twojego płaczu?
     - Córeczko, proszę, uspokój się - Twoja mama starała się podejść do Ciebie, ale uciekłaś od Jej dotyku zanim zdążyła Cię objąć.
     - Mam się uspokoić? - zaśmiałaś się nieszczerze. - A niby jakim sposobem, kiedy zabieracie mi ostatnią rzecz dzięki której jeszcze żyje!
     Z szałem w oczach porwałaś z krzesła bluzę i założyłaś tenisówki, zanim któryś z rodziców zdążył Cię zatrzymać. Straciłaś już rachubę ile razy od Twojej próby samobójczej uciekałaś z domu. Miejsce w którym kiedyś czułaś się bezpiecznie i swobodnie stało psychicznym więzieniem, którego nienawidziłaś.

     Szłaś przed siebie, czasami biegłaś, kiedy chciałaś odpędzić od siebie zbyt wiele myśli. Mijająca kobieta posłała Ci zdegustowane spojrzenie, kiedy wrzasnęłaś głośno, a potem się roześmiałaś. Byłaś wariatką, której udało się uciec ze szpitala. Oglądałaś się za siebie, pewna, że za chwilę dogonią Cię rodzice z lekarzami i zarzucą na Ciebie bały fartuch, a potem zamkną w jakiejś celi. Traciłaś zmysły przez Caluma czy te pigułki, które brałaś? Co za różnica. Dalej powinnaś je brać, nie chciałaś niczego innego, bo nic ich nie zastąpi. Tak jak nikt nigdy nie zastąpi Caluma.
     Jaka kiedyś byłaś głupia myśląc, że znaczysz dla Niego tyle co On dla Ciebie. Jak często Calum wychodził z Twojego pokoju z głupim uśmiechem, że taka idiotka jak Ty, obdarzyła Go tak wielkim uczuciem? Ile razy śmiał się z Ciebie ze swoimi znajomymi? 

     Stanęłaś nagle, rozglądając się w okół siebie. Dopiero po chwili poznałaś miejsce w którym się znalazłaś - niedaleko mieszkała Hayley. Może mogłabyś teraz się z Nią spotkać, ale co byś Jej powiedziała? Jak wyjaśniłabyś, że zupełnie zapomniałaś o sześciu latach przyjaźni i niemal wyrzuciłaś je za okno? Poczułaś się jeszcze gorzej, a po chwili ze zmęczenia opadłaś na murek. Usiadłaś na jakimś kapslu od butelki, który uwierał Cię w pupę, więc szybko go wyciągnęłaś. Wahania nastrojów za którymi nie mogłaś nadążyć męczyły Cię. Nie wiedziałaś co z sobą zrobić i choć chciałaś wrócić do dawnej siebie, to nie mogłaś się na to zdobyć.
     Ze sklepu naprzeciwko wyszła piątka nastolatków. Śmiali się i rozmawiali głośno, przez co przyciągali uwagę wszystkich przechodniów. Jeden chłopak, obładowany trzema paczkami czipsów, piwem, dwoma butelkami napojów gazowanych i kilkoma opakowaniami ciastek, upuścił swój telefon i zaklął głośno. Dopiero po chwili rozpoznałaś w tym chłopaku Michael'a, a w pozostałej czwórce Ashtona, Luke'a, Caluma i Hayley. Zmarszczyłaś brwi na Jej widok, bo nigdy wcześniej nie widziałaś Jej w Ich towarzystwie. Hayley widziała chłopaków chyba tylko raz na Twoich urodzinach. Przeraziłaś się jak dużo Cię ominęło i jak dużo się zmieniło, kiedy siedziałaś w swoim pokoju nienawidząc całego Wszechświata.
     - Zobaczycie! Jeszcze wszystkich was przegonię! - wykrzyknęła Hayley na tyle głośno, że doskonale wszystko usłyszałaś.
     - A to od kiedy jesteś przekonana, że jesteś tak dobra? - Calum zapytał zaczepnie.
     - Od kiedy pobieram nauki u najprzystojniejszego chłopaka na świecie!
     Zadławiłaś się własną śliną na widok Hayley przytulającej się do Luke'a. Ku Twemu jeszcze większemu zdziwieniu Luke objął Ją w pasie i złożył na Jej czole czuły pocałunek. Zabolało Cię coś w okolicy serca, bo tak samo opiekuńczo obejmował Cię Calum. 

     Kiedy ruszyli w Twoją stronę uciekłaś z murka i schowałaś się za zakrętem, wciąż uważnie Ich obserwując. Wszyscy byli szczęśliwi. Wszyscy. Śmiali się przez całą drogę i wygłupiali, kiedy Ty przypominałaś sobie, że z Tobą robili to samo.
     Bolał widok Luke'a i Hayley trzymających się za ręce. Czułaś się zdradzona, że o niczym nie wiedziałaś, bo nikt nie śmiał Cię poinformować. Nawet Ashton, który udawał, że zależy Mu na Tobie, ale teraz nie wydawało Ci się by o Tobie myślał. Szedł obok Michael'a i żywo gestykulował opowiadając o czymś. 

     Calum był z Nich wszystkich najgorszy. Śmiał się, wygłupiał i zupełnie o Tobie nie myślał. Nawet z tej odległości potrafiłaś zobaczyć jak dobrze się czuł. To było niesprawiedliwe, że chociaż trochę nie płakał po Waszym rozstaniu. Czułaś się jak idiotka, która wciąż rozpamiętuje przeszłość, kiedy wszyscy inni ruszyli do przodu. Nie potrzebowali Cię. Osoby z którymi przez przeszłe dwa lata dzieliłaś każdą sekundę swojego życia, teraz o Tobie nie pamiętali. To tak cholernie bolało, kiedy widziałaś jak osoby z którymi byłaś najbliżej mają swoje  własne życie w którym dla Ciebie nie było już miejsca. 

Stałaś przed lustrem przymierzając na zamianę kwiecistą koszulkę z rękawami trzy czwarte i wiązaniem na plecach, plus jasne dżinsy z wysokim stanem, a turkusową koszulkę bez rękawów z przeźroczystymi wstawkami i czarnymi, wąskimi spodniami.
     - Spóźnisz się do szkoły - Twoja mama wstawiła głowę przez niedomknięte drzwi.
     - Zaraz będę gotowa - powiedziałaś, decydując się w końcu na pierwszy zestaw.
     Zapięłaś zegarek na nadgarstku i pogoniłaś się widząc, która jest godzina. Wpadłaś do łazienki, gdzie przeczesałaś włosy kilka razy i upewniłaś się, że tusz i delikatne kreski nad okiem nie rozmazały się. Uśmiechnęłaś się do swojego odbicia w lustrze, kiedy pomalowałaś usta jasną pomadką.

     Ze stołu w kuchni porwałaś kanapkę posmarowaną serkiem, którą zjadłaś w biegu, wkładając zeszyty do torby. Mama posłała Ci uważne spojrzenie, kiedy biegałaś od kuchni do salonu i szykowałaś się do wyjścia. Wczoraj wieczorem zbyt długo zasiedziałaś się nad filmem i nie przygotowałaś się na kolejny dzień, więc teraz wszystko robiłaś w pośpiechu. Twój telefon zostawiony na kuchennym blacie zawibrował od przychodzącej wiadomości od Chloe.
     - Wychodzę! - krzyknęłaś, kiedy ubierałaś buty. - Będę w domu przed szóstą!
     - Uważaj na siebie, Nia.
     - Jasne!
     Z szerokim uśmiechem na twarzy wybiegłaś przed dom, witając się z Chloe. Dzisiaj wstałaś w zaskakująco dobrym humorze i nie mogłaś doczekać się nadchodzącego dnia. Razem z Chloe ruszyłyście spokojnym krokiem na przystanek, gdzie miałyście się spotkać z Hayley.
     - Nie gadajcie do mnie póki nie dostanę kawy - wyszeptała Hayley na powitanie. Zaśmiałaś się z jej okularów przeciwsłonecznych, które skrywały zmęczone i podpuchnięte oczy.
     - Co ty wczoraj robiłaś?
     - Na pewno nie spałam. Potem wam opowiem. Najpierw kawa.
     Wymieniłaś z Chloe rozbawione spojrzenia, ale nie odezwałyście się słowem, zbyt dobrze znając Hayley. Twoje życie było takie proste, a jednocześnie ciekawe i naprawdę niewiele potrzebowałaś do szczęścia. Miałaś kochają rodzinę, przyjaciółki o każdej porze dnia i nocy, uczyłaś się dobrze, robiłaś plany na studia i byłaś dumna z tych wszystkich rzeczy. Przez myśl Ci nie przeszło, że czegoś mogło Ci brakować.
     - Wybacz, Nis, ale Twój dzisiejszy entuzjazm mnie zabija - wyznała Hayley, kiedy wypijała do końca swoją kawę z podwójnym espresso. - Zrobiłaś może zadanie do Gleeson'a?
     Westchnęłaś ostentacyjnie, kiedy wyjmowałaś z torby zeszyt A4 z pracą domową. Wręczyłaś go uszczęśliwionej Hayley do której zaraz dołączyła Chloe, której również zadania nie udało się odrobić.
     - Nia, przyszłabyś może do sali chemicznej? - Niska dziewczyna ze śmiesznie przystrzyżonymi włosami zaczepiła Cię na korytarzu. - Mamy problem z jednym eksperymentem, a nie chcemy wołać Kenealy.
     - Um, tak, jasne - spojrzałaś niepewnie na przyjaciółki, które zmierzały w stronę jednej z sal.
      - Dogonisz nas - powiedziała Chloe. - Idź jak nie mogą bez ciebie żyć! 

     Uśmiechnęłaś się pod nosem i pobiegłaś za dziewczyną do jednej z sal. Nie byłaś wcale popularna. Ginęłaś wśród zbyt dużej ilości uczniów mimo, że na zajęciach byłaś jedną z bardziej aktywnych osób. Miałaś grupę znajomych w której się obracałaś, a od czasu do czasu uczniowie z młodszych roczników z koła chemicznego biegali po Ciebie po pomoc i to Ci odpowiadało. Żadnego innego życia nie pragnęłaś, bo to było idealne

✕  ✕  ✕ 
Nikt chyba dzisiaj rozdziału się nie spodziewał, a na pewno nie ja. Ale to, że się pojawił jest właśnie Waszą zasługą- dziękuję za wszystkie komentarze, które zmotywowały mnie do pisania!
Nie zmuszam do komentowania bo samej zdarza mi się tego z czystego lenistwa nie robić (bardzo to złe, przykładu ze mnie nie bierzcie!) ale jeżeli macie czas i naprawdę możecie, to skomentujcie. Dla mnie to wiele znaczy, bo widzę, że piszę dla kogoś i że się podoba. 
Dziękuję jeszcze raz! ♥♥♥