30.01.2015

[ 11 ]

Różnie wyobrażałaś sobie spotkanie z Calumem. Jeszcze na początku były do marzenia, że kiedy się zobaczycie wszystkie uczucia odżyją, porozmawiacie i znów będzie tak jak  dawniej. Potem chciałaś, żeby Calum chociaż zobaczył co z Tobą zrobił i mimo, że nienawidziłaś litości to istniała myśl, że może chłopak do Ciebie wróci. Pragnęłaś rzucić się na Niego, a równocześnie odejść z podniesioną głową i patrzeć, jak Calum żałuje, że Cię stracił - bo byłaś dla Niego za dobra. Ostatnią rzecz sobie wmawiałaś - że rzeczywiście jest za dobra i czasami nawet w to wierzyłaś. 
     Myślałaś o tym, by spotkać się w parku na ławce, może w centrum handlowym albo na rogu jakiejś ulicy, ale żadne z tych miejsc nie było odpowiednie. Raz tylko pod uwagę wzięłaś swój dom i swój pokój, ale widok Caluma w miejscu, gdzie od jakiegoś czasu był tylko Twój świat, to mogło być zbyt wiele. Nawet nie chciałaś wyobrażać sobie jakby to było, gdyby Calum znów stanął pośrodku Twojej sypialni, albo usiadł na łóżku na którym kiedyś spaliście ciasno objęci, bojąc się wypuścić nawzajem z ramion.
     Tak naprawdę żadne z miejsc o których myślałaś nie było dobre, bo to spotkanie nie było dobre. Zadzwoniłaś do Niego z trzęsącymi się dłońmi i niepewnym głosem, pozwalając Mu wybrać czas i punkt, gdzie się zobaczycie, bo to Ty musiałaś się dostosować do napiętego grafiku chłopaka. Calum na początku wspomniał coś o swoim domu i zamarłaś na chwilę, kiedy pokusa rozłączenia się i rzucenia telefonem w przeciwległy kąt była nagle zbyt duża. Nie, Jego dom też nie wchodził w grę. Jak miałabyś znaleźć w sobie siłę na rozmowę, kiedy znajdowałabyś się w otoczeniu rzeczy i zapachów, które niegdyś były dla Ciebie równoznaczne ze szczęściem? Dlatego teraz siedziałaś w jakiejś kawiarni z zamówionym sokiem przed sobą i plątaniną myśli w głowie. Potrzebowałaś jak najszybciej się uspokoić, znaleźć pytanie od którego miałabyś zacząć i odsunąć od siebie uczucia do Caluma, które wciąż w Tobie żyły.
     W dłoniach miałaś telefon, który był już cały mokry od ciągłego trzymania i był jednym Twoim ratunkiem, bo Chloe i Hayley czekały w pogotowiu na znak, gdyby coś poszło nie tak. To było śmieszne, bo przecież gdyby rzeczywiście coś poszło źle, to dziewczyny nie wpadłyby do lokalu i nie wyciągnęły Cię z niego, szczebiocząc coś o tym jak długo się nie widziałyście i że czas na zakupy - ale one właśnie tak to widziały. Nie chciałaś tracić przyjaźni, którą przed chwilą odzyskałaś, ale chyba jedyną osobą, którą czułaś, że potrzebujesz był Ashton.
     Jeszcze wczoraj nie byłaś z tego zadowolona, ale dzisiaj cieszyłaś się, że dałaś namówić się na kosmetyczkę, która popracowała nad Twoją zniszczoną cerą i paznokciami, a także na fryzjera, który w przeciągu dwóch godzin zrobił z Ciebie zupełnie inną osobę całkowicie ścinając Twoje włosy poniżej linii żuchwy i rozjaśniając je na końcówkach. Patrząc teraz w lustro naprawdę widziałaś nową siebie. Razem ze ściętymi włosami starałaś się pożegnać z tym co przeżyłaś, ale o wiele łatwiej było wyrzucić włosy do kosza, niż miłość do Caluma.
     Chloe stwierdziła, że Calum powinien widzieć co stracił, dlatego też nie było mowy żebyś na umówione spotkanie przyszła w zwyczajnych dżinsach, albo co gorsze w dresach. Chowałaś więc w nerwach szary podkoszulek za pas czarnych szortów w białe groszki i naciągałaś na nadgarstki rękawy łososiowej marynarki, której jeszcze nie miałaś szansy na siebie założyć. Byłaś przerażona tym co za chwilę się stanie, nerwowo wypatrywałaś chłopaka, ale też nie mogłaś usiedzieć na miejscu z powodu kłębiącej się w Tobie ekscytacji. Z nerwów żołądek skręcał się w supeł i podchodził do gardła, a oddech stawał się płytki - nie mogłaś skupić się na tej prostej fizjologicznej czynności jaką było oddychanie. W głowie tworzyłaś scenariusze tego jak się zachowasz, co powiesz, co powie Calum. Widziałaś Jego zaskoczony wzrok, że pozbyłaś się tych długich włosów na punkcie, których szalał. Słyszałaś Jego głos, jak proponował, że kolejnego dnia się spotkacie. Czułaś Jego zapach, kiedy przytulałaś się do Niego i robiłaś Wam wspólne zdjęcie, kiedy trzymaliście się za ręce. Od tych nierealnych, ale pełnych nadziei wizji, uśmiech sam wypływał na twarz. Teraz wiedziałaś, że będzie dobrze, bo przecież musiało być.
     Ale kiedy Calum pojawił się w zasięgu Twojego wzroku niepewność wróciła. Nie wiedziałaś jak zareagować - powinnaś wstać, podejść do Niego czy ignorować póki nie usiądzie przy stoliku? Zostałaś przy trzeciej opcji, udając zainteresowanie czymś w telefonie, kiedy tak naprawdę byłaś świadoma każdego kroku, który robił Calum. Dopiero gdy odsunął fotel i usiadł naprzeciwko Ciebie zdołałaś podnieść wzrok.
     Wow.
     Zamrugałaś oczami, chcąc się upewnić, że niecały metr przed Tobą siedzi On - Calum Hood. Chłopak w którym byłaś zakochana, bez którego nie mogłaś żyć, a którego ostatnimi czasy mogłaś oglądać jedynie na internetowych zdjęciach. Czasami, kiedy było już bardzo źle, wyobrażałaś Go sobie; przypominałaś sobie Jego, dotyk, zapach i smak, więc byłaś przyzwyczajona do zjaw pojawiających się w Twoim życiu. Ale tym razem Calum był prawdziwy. Korciło Cię, żeby usiąść obok Niego i dotknąć palcem - sprawdzić czy naprawdę tutaj jest, ale i tak robiłaś już z siebie idiotkę mnąc w rękach skraje marynarki.
     Wróciłaś do momentu w którym zobaczyłaś Go po raz pierwszy. Zupełnie tak jak wtedy, teraz również nie mogłaś oderwać od Niego wzroku. Miał w sobie coś elektryzującego i starałaś się zapamiętać każdy szczegół, by potem mieć do czego wracać.
     - Zmieniłaś fryzurę.
     - Podoba ci się? - wypaliłaś zanim pomyślałaś.
     - Lubiłem twoje długie włosy - wyznał. - Ale tak też ładnie wyglądasz.
     Dotknęłaś palcami rozjaśnionych końcówek, nagle na nowo żałując, że zaufałaś Chloe i pozwoliłaś obciąć swoje włosy. Calum zawsze mówił, że miały ładny zapach, lubił wplątywać w nie palce i odgarniać na Twoje ramiona, kiedy chciał Cię pocałować.
     Chciałaś zacząć rozmowę, ale rozpraszał Cię rozbiegany wzrok Caluam i stukanie Jego nogi o podłogę, zupełnie jakby nie chciał tu być i czekał tylko na moment w którym się z Tobą pożegna. W takiej sytuacji ciężko było znaleźć wystarczająco dużo siły i odwagi.
     - Miło cię w końcu zobaczyć, ale nie wierzę, że zadzwoniłaś tylko po to by teraz milczeć.
     - Chciałam cię zobaczyć - powiedziałaś tak cicho, że nie byłaś pewna czy Calum rzeczywiście Cię usłyszał.
     - Posłuchaj, jeżeli spotkaliśmy się tylko po to, to moż-
     - Nie! To znaczy, nie - powtórzyłaś spokojniej. Przez chwilę bałaś się, że Calum wstanie i odejdzie, a nie byłaś jeszcze gotowa na powiedzenie sobie "do widzenia". - Zadzwoniłam, b-bo uważam, że jesteś... mi winny wyjaśnienia, Calum.
     - Słucham?
     Zszokowało Cię, że Calum nie rozumie. Ale On rzeczywiście nie rozumiał i nie miał sobie nic do zarzucenia. Uważał, że sprawa z Nią Madsen jest zamknięta, kiedy dla Ciebie to wciąż była niedokończona podróż. Chloe przez pół nocy starała się napchać Cię odwagą, by zawalczyć o siebie. Nakładła Ci do głowy, że masz prawo żądać wyjaśnień i po trzech godzinach Jej gadania w końcu w to uwierzyłaś.
     - Prawie półtora miesiąca temu zerwałeś ze mną, mówiąc "wszystko się zmieniło" ale chcę wiedzieć co się zmieniło?
     - Cholera, Nia, po co to ciągniesz? - Calum westchnął, chowając twarz w dłoniach. Jeżeli miał być szczery, był już zmęczony tą całą sytuacją. Ashton wciąż rzucał w Jego kierunku wrogie spojrzenia i odzywał się tylko wtedy, gdy naprawdę musiał, a Ty wciąż nie chciałaś odpuścić. Nie wiedział nawet dlaczego zgodził się na to spotkanie, bo zwyczajnie powinien był olać telefon od Ciebie.
     - Bo nie przestaje się kochać kogoś z dnia na dzień - sama złamałaś sobie serce wypowiadając te słowa. - Wróciłeś do domu i wszystko było w porządku, a potem nawet nie wiem co się stało!
     - Ludzie się zmieniają, Nia - powiedział lodowato. Zmroził Cię Jego ton i chłód w spojrzeniu, które Ci posłał.  - Nie panuje nad swoimi uczuciami. - wzruszył ramionami. - Przepraszam jeżeli cię zraniłem, ale taka jest prawda - nie kocham cię i to się już nie zmieni. Im szybciej to zrozumiesz, tym lepiej.
     - Ale było przecież dobrze. Dzwoniliśmy do siebie codziennie, cieszyłeś się, że wracasz! - przypomniałaś zdesperowana. - Spędziliśmy ze sobą cztery dni, nie mogąc się sobą nacieszyć, a potem wszystko się rozpadło!
     - Co chcesz ode mnie usłyszeć, co? Że się myliłem i wrócimy do siebie? - Calum pokręcił głową. - Powinienem był to zakończyć zanim jeszcze wróciłem.
     - Nie mówisz chyba poważnie.
     - Jeżeli mamy być ze sobą szczerzy, to tak: mówię poważnie. Dla mnie to już dawno przestało grać, ale nie miałem odwagi zerwać z tobą przez smsa. To byłoby nieuczciwe.
     - Nieuczciwe?!
     - Posłuchaj mnie, Nia - głośne westchnienie wydobyło się z ust Caluma. Przyjrzałaś się dokładniej Jego twarzy szukając jakiegoś znaku, że to wszystko jest żartem, ale zdołałaś zobaczyć jedynie ogromne znużenie. - Ludzie się rozstają i to nie jest koniec świata, więc przestań sobie wmawiać, że jest inaczej.
     Spuściłaś wzrok i z otworzonymi ustami próbowałaś zebrać myśli. Nie mogłaś uwierzyć, że Calum potrafił być tak okrutny, a przecież kiedyś Cię kochał. Kiedyś znaczyłaś dla Niego wszystko i przypominał Ci o tym o każdej porze dnia i nocy.
      Sądziłaś, że jest poprawa. Że zaczynasz powoli odpuszczać, a ta rozmowa z Calumem uwolni Cię na dobre, ale On zamiast pomóc tylko bardziej Cię niszczył. Uzmysławiał, że wszystko co razem przeżyliście było złudzeniem w które pozwalał Ci wierzyć.
     - Muszę już lecieć. Liczę, że jeszcze będziemy mogli się spotykać jako przyjaciele i że tym razem nie zrobisz sobie nic głupiego. - Obojętność w Jego głosie ugodziła Cię w sam środek serca do którego starałaś się Go nie dopuścić. Ale Calum jak zwykle znalazł drogę i znów podeptał Twoją miłość, a potem spuścił ją w kanale.
     Wpatrywałaś się w plik banknotów, które Calum rzucił na stół zanim wyszedł z kawiarni. Było ich za dużo jak na to co zamawialiście, ale On wydawał się tym zupełnie nie przejmować. Tak szybko chciał się od Ciebie oddalić, że nawet nie przeliczył pieniędzy, które zostawił.
     Nie wiedziałaś co myśleć. W ogóle nie chciałaś myśleć. Chciałaś wyrzucić miłość do Caluma i Jego samego za drzwi i zamknąć je za sobą. Pragnęłaś uwolnić się od Niego, tak jak On uwolnił się od Ciebie. Wbiłaś paznokcie w zabandażowaną rękę na której znajdowały się rany po nowych cięciach. Ostry ból przeszył Twoje ramię, więc syknęłaś cicho, ale kiedy przyzwyczaiłaś się do tego uczucia, jeszcze mocniej zaczęłaś rozdrapywać strupy. To było takie łatwe skupić się na fizycznym bólu, kiedy psychiczny był spychany w ciemny kąt.

Jedyne miejsce, które miałaś w głowie i gdzie mogłaś się udać to był dom Ashtona. Co prawda z początku przemknęły Ci przez myśl Chloe i Hayley, które wciąż czekały na jakąś wiadomość, ale Ashton był osobą, której naprawdę potrzebowałaś.
     Kilka dni temu próbowałaś rozgryźć, co ma w sobie takiego ten chłopak, że w krytycznych momentach swojego życia zwracasz się właśnie do Niego. Znałaś Go zaledwie trzy lata i kiedy jeszcze byłaś z Calumem nie poświęcałaś Ashtonowi zbyt wiele uwagi, bo dla Ciebie istniał tylko Calum. Teraz wyglądało na to, że to właśnie bez Ashtona i Waszego wspólnego milczenia nie byłaś w stanie się obejść.
     Odgarnęłaś włosy za ucho, zanim zapukałaś do drzwi. Przestępując z nogi na nogę i stukając obcasem sandałka o beton, czekałaś aż Ashton otworzy drzwi. Kiedy klamka się poruszyła jeszcze raz szybko upewniłaś się czy tusz pod oczami nie był rozmazany - płakałaś w drodze z kawiarni. Nie tyle ile się po sobie spodziewałaś, bo zdołałaś uronić ledwie kilka łez, ale wciąż nie chciałaś by Ashton wiedział, jak spotkanie z Calumem na Ciebie wpłynęło.
     - Nis?
     - Mogę wejść?
     - Co? Tak, jasne. - Ashton przepuścił Cię w drzwiach. - Chwila, obcięłaś włosy?
     Złapałaś między palce kosmyk krótkich włosów, które miały oznaczać początek nowego życia, ale jak na razie przypominały tylko o tym co utraciłaś.
     - Chloe mnie namówiła - powiedziałaś, przechodząc do salonu.
     Lubiłaś ten dom i zapach, który w nim panował; ziół hodowanych na parapecie w kuchni i parzonej kawy. Czułaś się tu znaczenie pewniej niż we własnym pokoju pod stałą obserwacją rodziców. Smutne było, że tak Ich rozczarowałaś, a przecież nigdy tego nie chciałaś.
     - Jesteś sam?
     - Tak. Chcesz coś do picia?
     Pokręciłaś głową rozsiadając się na kanapie i podciągając kolana do klatki piersiowej, a potem układając na nich głowę. Mogłaś się teraz uśmiechnąć, zacząć jakiś niezobowiązujący temat i zupełnie nie wspominać o tym co stało się godzinę temu. Czułaś, że jesteś to winna Ashtonowi - Calum był Jego przyjacielem, a Ty odsuwałaś Ich od siebie. To było bardzo niesprawiedliwe zwalać się na głowę Ashtona i wypłakiwać się na Jego ramieniu, że Calum znów wszystko zniszczył.
     Niedobrze Ci się zrobiło od własnej słabości. Brzydziłaś się tym, jak się zachowywałaś. Twoje wahania nastrojów i ta cała depresja w którą sama się wpychałaś musiała być już męcząca dla wszystkich wkoło, dla Ciebie z resztą również. Powinnaś wyrzucić resztki Caluma ze swojego życia, ale miałaś wewnętrzną blokadę, która nie pozwalała Ci tego robić. Czułaś, że jeszcze trochę powinnaś pocierpieć, bo to był Calum, to była Twoja miłość, a teraz to dziwne zawieszenie było Twoim życiem. Wygodnie przyzwyczaiłaś się już do wszystkiego, więc nie chciałaś niczego szybko zmieniać.
    - Powiesz mi co się stało? - Ashton usiadł obok Ciebie i choć podniósł ramię z zamiarem objęcia Cię, nie zrobił tego.
     - Spotkałam się z Calumem. Chloe mi to doradziła - wzruszyłaś ramionami jakby to było nic.
     - Cholera - westchnął, a potem zaklął pod nosem kilka razy, chicho, żebyś nie usłyszała. - Nia, po co?
     - Nie bądź na mnie zły. - Skuliłaś się. - Na początku wydawało się to dobrym pomysłem, ale... Czy Calum zawsze taki był?
     - Jaki?
     - Obojętny? Wiesz, nawet nie wiem po co przyszedł się spotkać, bo ledwo usiadł, a już się gdzieś spieszył. Tak jakbym go w ogóle nie obchodziła. A przecież - wzięłaś głęboki wdech - przecież byliśmy ze sobą tak blisko. Nie da się po prostu wymazać kogoś ze swojego życia, prawda?
     Nadzieja w Twoim wzroku i głosie była tak wielka, że Ashton musiał odwrócić głowę. Nie potrafił zebrać się na odwagę i powiedzieć Ci wprost, że taki właśnie był Calum. Zapatrzony w siebie, nie dostrzegał nikogo poza czubkiem własnego nosa. Nudził się dziewczynami, jak mały chłopiec zabawkami, ale z tą różnicą, że ludzi do pudełka nie dało się wyrzucić.
     - Nie rozumiem czemu wciąż o nim myślisz. - Nie miał zamiaru zabrzmieć tak ostro, ale irytowało Go, że Calum był jedyną osobą, która wciąż przewijała się w Twoich myślach. Miał ochotę potrząsnąć Tobą i wykrzyczeć Ci w twarz, że to nie Calum, a właśnie On - Ashton, jest cały czas przy Tobie i robi wszystko byś poczuła się lepiej.
     - O co ci chodzi, Ash?
     - Calum nie jest chłopakiem dla ciebie. Po prostu... czemu nie potrafisz tego zobaczyć? Powinnaś być z kimś innym - dokończył pod nosem, ale i tak wszystko usłyszałaś i automatycznie się najeżyłaś, tak jakby bronienie Caluma wciąż było Twoim obowiązkiem.
     - A kto nim niby jest?
     - Ktoś z kim będziesz się uśmiechać, będziesz mogła o wszystkim porozmawiać i przede wszystkim ktoś, kto nie będzie Tobą rządził i gardził - Ashton wziął głęboki wdech. - Przepraszam, Nis, to nie miało tak zabrzmieć. Chodzi mi o to, że powinnaś mieć kogoś, kto będzie przy tobie, pozwoli ci się rozwijać, będzie cię wspierał - wyliczał dalej. - Calum jest moim przyjacielem, ale w sprawach dziewczyn zupełnie mu odbija. Skoro nie potrafił dostrzec jaka jesteś niesamowita, to daj szansę komuś, kto to zrobi.
     - Niby komu? Tobie? - zakrztusiłaś się, wypowiadając ostatnie słowo.
     Czekałaś aż Ashton zaprotestuje, roześmieje się albo rzuci coś zabawnego, ale On w ciszy wpatrywał się w Ciebie. Powietrze między Wami zrobiło się ciężkie od emocji, które zaczęły się pojawiać.
     - Chyba sobie żartujesz. O to ci zawsze chodziło, prawda? - zapytałaś z obrzydzeniem malującym się na twarzy. - Wykorzystasz to, że jestem rozbita i Bóg wie co zrobisz. Jaka ja byłam głupia, że ci zaufałam!
     - Nia, Nis, zupełnie mnie nie zrozumiałaś.
     - Chcesz mi powiedzieć teraz, że nie mówiłeś o sobie? - Jego milczenie wzięłaś za oczywistą odpowiedź. - Nie wierzę! Jesteś taki jak on albo nawet gorszy! Nie dotykaj mnie!
     Czemu tak zareagowałaś? Może wciąż byłaś rozbita spotkaniem z Calumem. Jeszcze nie ochłonęłaś po jednym zdarzeniu, a Ashton fundował Ci drugie. 
     Nie rozumiałaś w ogóle czemu to powiedział, czemu wszystko zniszczył. Bo zniszczył. Teraz już nic nie będzie takie samo, na Ashtona już zawsze będziesz patrzeć inaczej. Był Twoim przyjacielem, kimś do kogo zawsze mogłaś się zwrócić, czułaś się przy Nim bezpiecznie, a teraz to bezpieczeństwo gdzieś uciekło. Bałaś się ponownego zranienia, tego co Ashton mógłby zrobić - co jeśli zechciałby Cię pocałować? Wpadłaś w panikę. Nie chciałaś żadnych pocałunków prócz tych od Caluma. Nikt inny do Ciebie nie pasował. A nawet jeśli, to nie chciałaś tego sprawdzać. Nie chciałaś wiedzieć. 
     - Daj mi się wytłumaczyć.
     - Muszę iść - wymamrotałaś szukając swoich butów, ale zanim zdążyłaś zrobić jakikolwiek krok do przodku Ashton chwycił Cię za przedramię, a Ty krzyknęłaś i skuliłaś się z bólu.
     - Cholera, Nia, co się stało?
     - Odejdź ode mnie - warknęłaś przez zaciśnięte zęby, starając się powstrzymać łzy bólu, które cisnęły się do oczu.
     Próbowałaś się pozbierać i jeszcze raz wyjść, ale Ashton znów okazał się szybszy. Tym razem złapał za Twoje drugie przedramię i przyciągnął do siebie. Zderzyłaś się z Jego twardą klatą piersiową i prawie straciłaś równowagę, ale silna ręka chłopaka oplotła Cię w pasie i uratowała przed upadkiem. Musiałaś zadrzeć głowę, by móc spojrzeć Ashtonowi w oczy. Prawie niezauważalnie wciągnęłaś powietrze i rozchyliłaś wargi, kiedy Jego wzrok padł na Twoje usta.
     Starał się pohamować i skupić jedynie na Twojej próbie ucieczki, a potem krzyku bólu, kiedy złapał Cię za rękę, ale Twoja bliskość, słodki kokosowy zapach zmieszany z miętowym po gumie do żucia i małe różowe usta na które teraz miał idealny widok, skutecznie Go rozpraszały. Nie miał zamiaru postrzegać Cię w ten sposób - zupełnie tego nie planował, ale stało się i Ashton nawet nie myślał o tym, by cofać swoje uczucia do Ciebie.
     Jeszcze kiedy byłaś z Calumem, poznał Cię od tej trochę radosnej, ale też nieśmiałej strony. Zazwyczaj niedużo mówiłaś, szczególnie o sobie, ale zawsze dużo się uśmiechałaś, a uśmiech miałaś najpiękniejszy. Tryskałaś optymizmem, robiłaś plany na przyszłość i często śniłaś na jawie. Podobało Mu się, kiedy Twoje czekoladowe oczy przybierały głębszy odcień i świeciły radośnie, jak Twoja twarz przekazywała wszystkie emocje, kiedy siedziałaś zaczytana w książkę, albo jak obciągałaś rękawy bluzy na ręce, kiedy czułaś się niepewnie. Teraz, przez ostatnie półtora miesiąca, odkrywał Cię z innej strony - trochę cichszej, ale bardziej otwartej niż kiedy byłaś z Calumem. Poznawał Twoje marzenia i lęki, w milczeniu dzieliliście się sekretami. Lubił Twoją obecność i spokój jaki wniosłaś do Jego życia. Było coś melancholijnego w tej znajomości, prawie nieuchwytnego.
     Ashton z trudem oderwał wzrok od Twoich ust i przeniósł go na Twoje oczy w których malował się strach. Rozluźnił uścisk na talii i powoli chwycił Cię za ręce, a potem wciąż patrząc w oczy, zaczął powoli podwijać długie rękawy marynarki. Dopiero gdy pod palcami wyczuł bandaż na lewym przedramieniu, odważył się spojrzeć w dół. Odwinął go tylko do połowy, bo dalej wiedział co zobaczy.
     - Obiecałaś. - Jedno słowo w którym zawarł cały ból i rozczarowanie, które zwaliło Cię z nóg.
     - To stare - próbowałaś się wytłumaczyć i wyrwać z objęć Ashtona.
     - Nie kłam, Nis. Nie kłam mi.
     Uciekłaś wzrokiem w bok, czując się winna tego co sobie robiłaś. Nie, poprawiłaś się w myślach, nie powinnaś czuć się winna. To było złe dla ciała, ale dobre dla duszy. Żyłaś dzięki temu, wracałaś do normalności. Ashton nie rozumiał, ale nawet nie chciałaś by próbował. To On rozczarował Cię swoim zachowaniem i tym, że grał przyjaciela, a potem chciał Cię wykorzystać. Oni wszyscy byli tacy sami.
     - Niczego nie rozumiesz - warknęłaś, znajdując w sobie siłę na cofniecie się.
     - Czemu znowu sobie to robisz!
     - Bo inaczej się nie da! Zostaw mnie w końcu, Ashton! Nie potrzebowałam cię wtedy i nie potrzebuję teraz! Wypchaj się swoimi próbami pomocy i nigdy się do mnie nie odzywaj!
     - Kurwa! Nia, nie możesz teraz wyjść! - Podskoczyłaś, kiedy Ashton w złości uderzył pięścią w szafkę, która niebezpiecznie się zakołysała.
     - Tak? To patrz! 
     Wybiegłaś trzaskając drzwiami za sobą. Potem usłyszałaś jak znów się otwierają i obróciłaś się, widząc za sobą Ashtona stojącego w progu. Zatrzymałaś się porażona bólem, który malował się na Jego twarzy, ale kiedy chłopak zrobił krok do przodu, Ty znów uciekłaś. 

✕  ✕ 
O kurde. Nawet nie wiedziałam, że tak się porobi oO
Calum to dupek, ale wciąż mi się podoba.
Brawo Nia! Nie daj się Ashtonowi! Na pewno, kiedy leżałaś nieprzytomna myślał tylko o tym żeby Cię przelecieć. Wszyscy faceci tacy są (y).
Jakby ktoś nie miał co robić, albo chciałby się czegoś o mnie dowiedzieć, popytać, to zapraszam -> ask - bo mi się nudziło (: 
Kolejny najszybciej za dwa tygodnie, najpóźniej za 3 (przynajmniej taką mam nadzieję.) Bo wiecie - nauka. Jedyne na co mam ochotę to położyć się pod kołdrą i rozpłakać -.- 


24.01.2015

[ 10 ]

Biały iPhone leżał przed Tobą na łóżku i szydził z Ciebie, bo nie miałaś w sobie dość odwagi by napisać jednego głupiego smsa. Zaczynałaś już pięć razy, w głowie układałaś wiadomość, ale kiedy przychodziło co do czego odrzucałaś telefon od siebie, bo wszystko co pisałaś brzmiało głupio.

     Ty: Rodzice wyjechali. Wpadniesz?

     Dawno nie denerwowałaś się tak bardzo, czekając na czyjąś odpowiedź. Ostatnio było to chyba jeszcze zanim znajomość z Calumem mogłaś nazwać związkiem. Po pierwszej randce czekałaś trzy dni na Jego telefon albo wiadomość, a kiedy w końcu ją dostałaś, krzyknęłaś tak głośno, że aż tata przybiegł zobaczyć co się stało. Z przeczytaniem tamtej wiadomości zwlekałaś prawie piętnaście minut, bojąc się co mogłaby ona zwierać. Calum w końcu mógł napisać, że więcej się spotkać nie chce, ale z drugiej strony jeżeli randka byłaby aż tak zła, to przecież nie pisałby w ogóle.

     Clo♥♥♥: Będę z Hayley za godzinę


     Westchnęłaś z ulgą, najgorsze mając już chyba za sobą. Bałaś się tego co Chloe, znając jej cięty język, mogłaby Ci odpowiedzieć. Na razie wszystko wyglądało na ciszę przed burzą, ale w tej chwili nie było to problemem - cieszyłaś się, że w końcu zobaczysz przyjaciółki. Nawet jeżeli Chloe zacznie swój monolog przez który poczujesz się gorsza od robaka, a Hayley wspomni o chłopakach.
     Czekając na dziewczyny, zastanawiałaś się czy zapytać o Caluma - Hayley na pewno przebywała w Jego towarzystwie, ale czy to było to czego naprawdę chciałaś i potrzebowałaś? Bałaś się cokolwiek o Nim usłyszeć. Bałaś się, że Hayley wspomni coś o tej dziewczynie która była w parku z Calumem, ale z drugiej strony zjadała Cię ciekawość. Coś zakuło Cię na wspomnienie szczęśliwej pary z parku sprzed trzech dni. To było kiedyś Twoje szczęście, a teraz zostałaś z niczym. Nie byłaś nawet pewna czy Hayley i Chloe wciąż możesz nazywać przyjaciółkami skoro nawet je odtrąciłaś.
      Spróbowałaś zrobić coś ze sobą przed wizytą dziewczyn. W końcu zadbałaś o łamliwe i poobgryzane paznokcie, umyłaś włosy i związałaś je w warkocz, jak miałaś w zwyczaju. Zrzuciłaś z siebie luźne dresy, zakładając granatowe legginsy i fioletową bluzę z długim rękawem, który zasłonił bandaże na Twojej ręce.
     Z przykrością musiałaś przyznać, że kiedy pierwszy raz przecięłaś skórę na przedramieniu szkłem rozbitej butelki, potem robiłaś to notorycznie. Przynosiło to psychiczną ulgę i w końcu mogłaś skupić się na czymś więcej niż życiu, które sobie zmarnowałaś. Widok krwi nie był już dla Ciebie czymś odrzucającym, a znanym i niosącym ukojenie. Nie patrzyłaś na to jak na coś złego, choć wszyscy inni na pewno tak by to postrzegali. Ale co do tego mieli inni?
     - Cześć - Wpuściłaś Chloe i Hayley do domu w niezręcznej ciszy. Niby wszytko było między Wami w porządku, ale najwyraźniej zgubiłyście gdzieś tę swobodę rozmowy i przebywania w swoim towarzystwie.
     - To gdzie rodzice?
     - U babci. Złamała nogę i jest w szpitalu.
     - Wracają jutro?
     - Nie. W poniedziałek popołudniu - powiedziałaś wyjmując z szafek z kuchni ciastka i chipsy, które zawsze jadłyście na babskich spotkaniach.
     - Więc...
     - Więc...
     - Co u was? 

     - Okay, Nia. Najwyraźniej mamy problem z rozmową - zauważyła Chloe. - Wyjaśnijmy więc sobie wszystko na wstępie, a potem przez resztę dnia i nocy opychajmy się tym świństwem - wskazała głową na górę słodyczy piętrzącą się przed Wami.
     - Powinnam was przeprosić - zagryzłaś wargę i spuściłaś wzrok, a Twoje ręce wydały Ci się nad wyraz fascynujące. - Próbowałyście mi pomóc, a ja was odepchnęłam i strasznie tego żałuje. Daj mi skończyć Hayley - wzięłaś głęboki wdech. - To wszystko było dla mnie ciężkie i nie ukrywam, że nadal jest, ale nie powinnam całkowicie się odgradzać. W zasadzie chcę o tym wszystkim zapomnieć i próbować nie wracać, bo... Wiecie, nawet nie jestem pewna czy kiedykolwiek zapomnę - zaśmiałaś się nieszczerze, a Chloe i Hayley wymieniły porozumiewawcze spojrzenia. - Ale chciałabym żeby między nami było tak jak kiedyś, bo naprawdę oprócz was nie mam nikogo.

     Zaraz, kiedy skończyłaś mówić Hayley podeszła i objęła Cię mocno. Dobrze było poczuć znajomy zapach wanilii, którym pachniała przez swój balsam do ust.
     - Nie odwróciłyśmy się od ciebie. Próbowałyśmy z tobą rozmawiać, ale ty tego najwyraźniej nie potrzebowałaś. Jeżeli teraz uważasz inaczej, to dobrze - jesteśmy tu dla ciebie.
     Łzy zakręciły Ci się w oczach i jeszcze raz przytuliłaś się do Hayley, ciesząc się znajomym uściskiem. Przez ramię przyjaciółki z obawą spojrzałaś na Chloe, która wciąż z założonymi rekami stała kilka kroków przed Tobą.
     - Nie patrz tak na mnie - Chloe wyrzuciła ręce do góry. - Przyszłam tu z przygotowaną przemową, żeby w końcu dotarło coś do twojej pustej głowy i żebyś ruszyła dupę, ale zrezygnowałam z niej. Hayley ma rację, Nis. Jesteśmy tu teraz dla ciebie i cieszymy się, że to w końcu nastąpiło.
     Nie wiedziałaś jak bardzo się stresowałaś, póki ciężki kamień nie spadł z Twojego serca. Wszystko wskazywało na to, że odzyskałaś przyjaciółki, a to znaczyło w tej chwili dla Ciebie najwięcej.
     Zwyczajowo przeniosłyście się do salonu i usiadłyście na dużych zielonych kanapach pełnych poduszek. Hayley od razu odpakowała pierwsze pudełko ciastek i paczkę czipsów, jedząc z nich na zmianę. Patrzyłyście na to z Chloe rozbawione, ale nie zaskoczone, znając zwyczaje przyjaciółki. Cieszyłaś się, że nić porozumienia, którą wszystkie we trzy miałyście nie znikła zupełnie i teraz ją odbudowywałyście.
     - Nis? Myślałaś może nad dalszą nauką?
     Pytanie, które zostało zadane przez Chloe ze zwykłej ciekawości ugodziło Cię bardziej niż mogłaś przypuszczać.
     - Trochę. Nie wiem. Możemy o tym nie gadać?

     Poczułaś się niepewnie na myśl o dalszej edukacji. Zostały jeszcze dwa tygodnie do powrotu do szkoły, ale nie sądziłaś, że byłaś na ten powrót gotowa. Iść w znajome miejsca, które będą przypominały Caluma? Spotykać się z ludźmi, którzy na pewno słyszeli o tym co sobie zrobiłaś? Być wytykaną palcami przez chichoczące do siebie dziewczyny, uśmiechające się, że Calum w końcu jest wolny? Nie miałaś siły na naukę. Już dawno przestała być ona centrum Twojego życia i teraz dziwnie byłoby do tego wrócić. Nic dla Ciebie nie miało sensu, bo nie było Caluma. Z nim nawet mycie naczyń było inne.
     - Tak, jasne, przepraszam - Chloe się zreflektowała. - Więc o czym chcemy rozmawiać?
     Wiedziałaś o czym, ale nie potrafiłaś zdobyć się na rozpoczęcie tego tematu.
     - Widziałam cię kilka dni temu, Hayley.
     - Gdzie? Czemu nie podeszłaś?
     - Bo... Bo byłaś, no, z nimi.
     - Och, więc wiesz - Hayley posłała Ci pełne winy spojrzenie, a Ty ucieszyłaś się z tego.
     Hayley nie powinna spotykać się z Luke'm ani z żadnym z tamtych chłopaków. To byli Twoi znajomi, Twój były chłopak, a Ona nigdy nie była Nimi zainteresowana. 
     - Wie o czym? - Chloe się wtrąciła.
     - Że spotykam się z Luke'm. Przepraszam, Nia. Tak jakoś wyszło.
     - Jasne. Rozumiem.
     Nie rozumiałaś. Jakim prawem Hayley zaczynała żyć Twoim życiem, spotykać się z chłopakami, chodzić na Ich próby albo koncerty? Oni byli Twoi. Calum był Twój. Zazdrościłaś Jej, że mogła widywać Go codziennie, jeżeli tylko chciała. Że mogła siedzieć koło Caluma i rozmawiać z Nim, podczas gdy Ty jedyne co mogłaś zrobić, to szpiegować Go w parku. Boże, byłaś żałosna.
     - Nie musimy o nich rozmawiać. Zróbmy sobie babski wieczór bez gadania o chłopakach. Chyba, że chciałabyś dowiedzieć się o nowym ciachu, które pracuje w siłowni na którą chodzimy.
     - Tak! Patrz, Nis - Chloe wyjęła z kieszeni spodni telefon i pokazała Ci niewyraźnie zdjęcie, najprawdopodobniej robione z ukrycia, całkiem przystojnego i super wysportowanego gościa bez koszulki. - Jak matkę kocham, za każdym razem, kiedy go widzę mam ochotę się na niego rzucić. A jeżeli mam mokre sny, to tylko przez niego - dorzuciła zaczepnie, a Hayley wybuchnęła śmiechem.
     Próbowałaś się uśmiechnąć i prawie Ci się to udało. Dziewczyny robiły wszystko, by odwrócić Twoja uwagę od złych myśli i wspomnień, co chwile wymyślając nowe tematy rozmów. Kiedy zaczęły obgadywać jedną z Waszych koleżanek wyłączyłaś się, zupełnie nie zainteresowana seksualnym życiem Sabine.
     - Wyrzuć to z siebie.
     - Co? - Wyrwana z rozmyślań, podskoczyłaś, kiedy poczułaś rękę Chloe na ramieniu.
     - To co cię trapi. Jeżeli chcesz o tym pogadać, my cię wysłuchamy.
     Hayley pokiwała ochoczo głową i teraz obie z Chloe czekały aż zaczniesz im się zwierzać. Ale wszystko co miałaś do powiedzenia powiedziałaś już Ashtonowi. Nie chciałaś odkopywać starych uczuć, które zabijały Cię zaraz po powrocie ze szpitala, a które teraz osłabły. Mogłaś za to pozmawiać o czasie teraźniejszym, w końcu wziąć się na odwagę i dowiedzieć prawdy.
     - Widziałam Caluma. Z jakąś dziewczyną - wyrzuciłaś z siebie.
     Czekałaś na jakąś odpowiedź ze strony Hayley, ale ta milczała uciekając przed Tobą wzrokiem. Przestałaś oddychać na chwilę, próbując zatamować łzy, które cisnęły się do oczu.
    - To Honor pewnie. Spotkałam ją tylko raz. Jest całkiem miła - mówiła cicho. - Przykro mi, Nia.
    - Ale nie wiesz czy... no wiesz?
    Hayley pokręciła głową, więc w końcu mogłaś trochę odetchnąć. Być może Calum i ta cała Honor nie byli parą. Jeszcze nią nie byli - przypomniał chochlik, który znów wtargnął pomiędzy Twoje myśli.
     - Widziałaś się z nim? Rozmawiałaś?
     - Tylko raz tak naprawdę - wymamrotałaś przypominając sobie wszystko. Kłujące ostrza bólu znów uderzyły w Twoje poharatane serce. - Oddał mi rzeczy, które zostawiłam u niego w domu.
     - Powinnaś się z nim spotkać.
     - Clo, naprawdę nie uważam, że to dobry pomysł.
     - Oczywiście, że to dobry pomysł, Hayley! Nia powinna w końcu zamknąć ten rozdział, a rozmowa z Calumem na pewno by w tym pomogła - dla Chloe zawsze wszystko było proste - czarne albo białe.
     - Boje się tego co mógłby powiedzieć.
     - Spójrz na mnie, Nia - wykonałaś polecenie Chloe. - Calum z Tobą zerwał i nie będziecie razem skoro po miesiącu leci szukać innej laski. Otrząśnij się z tego chorego związku i zacznij w końcu żyć własnym życiem, a nie tak jak podyktuje ci Calum.
     - To było ostre, Chloe - Hayley pokręciła głową.
     - Czas żeby ktoś w końcu przemówił jej do rozumu. Nie będę patrzeć jak się marnujesz Nia, bo jakiś dupek okręcił Cię wokół swojego palca, a potem porzucił. Masz w tej chwili zadzwonić do Caluma i wyjaśnić wszystko.


- Nie ma żadnej możliwej możliwości, że się na to zgodzę, Calum - powiedziałaś siadając na kanapie z założonymi rękami.
     - Trochę za późno na kłótnie, kochanie.
     - Michael! - zawołałaś rzucając chłopakowi zdesperowane spojrzenie.
     - Tym razem nie stanę po Twojej stronie, Nia.
     - Nienawidzę was wszystkich!
     - Wcale nie. Kochasz nas - sprostował Ashton, który usiadł obok Ciebie z dużą miską popcornu.

     Patrzyłaś z rezygnacją jak chłopcy powoli siadają na swoich miejscach, a Calum podłącza laptopa do telewizora. Dawno Ich nie widziałaś i za wszystkimi się stęskniłaś, więc zgodziłaś się na wspólny maraton filmowy. Gdzieś po drodze wypadło Ci z głowy, że raczej nie będziecie oglądać żadnych bajek czy komedii romantycznych, bo chłopcy od dłuższego czasu umawiali się na horror. Nienawidziłaś horrorów.
     Sięgnęłaś po koc, który Ashton przyniósł specjalnie dla Ciebie i obwinęłaś się nim w bezpieczny kokon. Próbowałaś wmówić sobie, że przetrwasz ten wieczór, że to tylko film i nie ma się czym przejmować, ale ciemność i to co może się w niej kryć zawsze Cię przerażały, a horrory pobudzały jedynie wyobraźnię.
     - Jestem obok - Calum ścisnął Twoje kolano, kiedy usiadł obok Ciebie.
     Oglądanie filmów w takich klimatach, w towarzystwie czterech chłopaków nie było tak straszne, jak oglądanie ich samemu, ale i tak co chwilę chowałaś się za Calumem. W połowie filmu siedziałaś już na Jego kolanach i patrzyłaś na ekran telewizora przez palce ręki.
     - To najgorszy wieczór w moim życiu - wyznałaś i za chwilę krzyknęłaś głośno, kiedy postać z filmu zbliżyła się do kamery.


Znów wylądowałaś na kanapie w gabinecie doktor Reidy i znów milczałaś. Różnica między tym spotkaniem, a milionem poprzednim była tylko taka, że tym razem naprawdę chciałaś coś powiedzieć. Blokował Cię jedynie surrealistyczny strach przed wyśmianiem i oceną Twojego zachowania.
     Potrzebowałaś rady od osoby postronnej, a siedząca naprzeciwko psycholog wydawała się właśnie kimś takim. Wciąż delikatnie się uśmiechała, zachęcając Cię do zwierzeń i notowała coś w swoim dzienniku.
     - Nie woli używać pani tableta?
     - Nie przepadam za elektroniką - odezwała się ciepło. - Ty chyba również nie wymieniłabyś prawdziwych książek na kawałek plastiku, mam racje?
     Pokiwałaś głową, na nowo interesując się swoimi paznokciami. Próbowałaś ułożyć w głowie jakieś sensowne zdanie, które nie zdradzałoby za wiele i zebrać się na odwagę, by w końcu wyrzucić je z siebie.
     - Odpowiedziałaby mi pani na pytanie?
     - Słucham cię, Nia.
     - Ma pani męża, prawda? - kiedy doktor zgodziła się z Tobą, kontynuowałaś - Gdyby nagle mąż odszedłby od pani, ale nie powiedział dlaczego oprócz "wszystko się zmieniło", chciałaby pani się z nim spotkać? Żeby wszystko pani wyjaśnił?
     - To trudne pytanie, Nia, ale myślę, że tak. Zapewne nie od razu, ale po pewnym czasie musiałabym się dowiedzieć prawdy.
     - Dlaczego?
     - Bo ciekawość to ludzka rzecz - powiedziała prosto. - Chciałabym się dowiedzieć, co konkretnie się zmieniło, może co robiłam źle? Wydaje mi się również, że takie spotkanie pomogłoby mi zamknąć pewien rozdział w życiu, a do tego na pewno bym dążyła. Przykro mi, ale nie jestem w stanie odpowiedzieć ci precyzyjniej na to pytanie.
     Rada ta niezbyt dużo Ci dała. Oczekiwałaś raczej czegoś co podniesie Cię na duchu i może zmusi do działania, a dostałaś tylko to, co słyszałaś od Hayley i Chloe i co wiedziałaś sama.
     Ciekawość tego jak zachowa się Calum i co powie, kiedy się spotkacie nie dawała Ci spać. Mimo, że jeszcze się z Nim nie skontaktowałaś to już na samą myśl byłaś podekscytowana. Odsunęłaś na bok ciemniejsze uczucia, a zostawiłaś tyle te jasne i nic nie mogłaś na to poradzić, bo wciąż pamiętałaś wszystkie dobre chwile, które spędziłaś z Calumem.
     - Daj sobie szanse, Nia.
     - Słucham?
     - Pozwól sobie na dalsze życie.
     - Nie wiem o czym pani mówi - mruknęłaś, znów zamykając się w sobie.
     Najwyraźniej doktor Reidy wysnuła błędne wnioski z Twojego pytania i ubzdurała sobie, że zapragnęłaś abyście zostały przyjaciółkami. Wielbi błąd, bo ani myślałaś więcej się Jej zwierzać. To był jedyny i ostatni raz, którego już zaczynałaś żałować.
     Doktor Reidy utkwiła w Tobie wzrok, jakby próbowała Cie prześwietlić i poznać Twoje najskrytsze myśli. Poczuła się rozczarowana, kiedy na nowo powróciłaś do swojej skorupy, a miała nadzieję, że zaczynasz w końcu rozmawiać. Mimo, że byłaś Jej pracą, to doktor Reidy poczuła do Ciebie sympatię i żałowała, że ktoś tak zdolny i inteligenty niszczył sobie życie uciekając od każdej pomocy, którą dostawał. Ona naprawdę chciała Ci pomóc i starała się stworzyć w gabinecie klimat w którym czułabyś się bezpiecznie, ale najwyraźniej na darmo.
     Delikatny dzwonek telefonu rozbrzmiał w pomieszczeniu i przerwał monolog doktor Reidy.
     - Przepraszam cię, Nia - powiedziała, kiedy odebrała rozmowę.
     Nie przysłuchiwałaś się temu co mówiła zajęta własnymi myślami i odliczaniem czasu do końca sesji. Nudziłaś się tu koszmarnie, ale kiedy próbowałaś tylko opuścić jakieś spotkanie, psycholog zaraz dzwoniła do Twoich rodziców, którzy zawsze jakimś cudem Cię znajdowali i przywozili do gabinetu.
     - Córka dzwoniła - doktor uśmiechnęła się ciepło. - Ma na imię Wendy i jest w twoim wieku. Trochę mi ją przypominasz, przez te długie włosy, które zawsze opadają ci na twarz.
     W ogóle Cię to nie interesowało. Czułaś irytacje, że ta kobieta na siłę próbowała ciągnąc konwersację, której nigdy nie było.
     Kiedy w końcu wybiła godzina trzecia popołudniu odetchnęłaś z ulgą. Podniosłaś się z miękkiej kanapy i rozprostowałaś zastane kości, szczęśliwa, że to już koniec i możesz wrócić do domu. Wychodząc z gabinetu poprawiałaś torebkę przewieszoną na ramię, kiedy wpadłaś na kogoś.
     - O mamuniu, przepraszam cię bardzo! Zagapiłam się, ale to u mnie normalnie i zupełnie cię nie zobaczyłam. Nic ci się nie stało, mam nadzieje?
     Zmarszczyłaś brwi, kiedy stojąca naprzeciwko ciebie dziewczyna bez przerwy paplała. Wydała Ci się znajoma, ale dopiero gdy przedstawiła się jako Wendy, skojarzyłaś, że jasne włosy i dość wydatny nos musiała odziedziczyć po swojej mamie - doktor Eileen Reidy.
     - Nic się nie stało - wymruczałaś, chcąc jak najszybciej wyminąć Wendy.
     - O mamuniu! - zapiszczała po raz kolejny. - Jesteś Nia, tak? Strasznie mi przykro z powodu twojego rozstania z Calumem. Uwielbiałam was! Myślisz, że do siebie wrócicie?

     - Co?
     - No wiesz, Ty i Calum Hood - wymachiwała rękami. - Prowadzę bloga o was! Pasowaliście do siebie! I ten moment, kiedy zadedykował Ci piosenkę na koncercie - umarłam z tej Waszej miłości! Och, przepraszam, nie chciałam być niegrzeczna. Mam nadzieję, że się nie gniewasz, Nia? Mogę się chyba tak do ciebie zwracać? 
     - Ja... 
     - Trzymam za was kciuki! Byliście moją ulubioną! Tak samo jak Selena i Justin! I po prostu nie wierze, że nie jesteście już razem! Mam nadzieję, że cię nie wystraszyłam? - dziewczyna zreflektowała się, widząc Twój niepewny wzrok. - Podpisałabyś mi się może? Zaraz, gdzieś tu miałam zeszyt - mruczała, szukając kartki w swojej pojemnej torbie.
     - M - muszę iść - wyjąkałaś, chcąc znaleźć się jak najdalej od tej dziewczyn i tego miejsca.
     - Przepraszam! Nie chciałam cię urazić! Ale mam nadzieję, że wszystko się ułoży! - zawołała z entuzjazmem od którego zrobiło Ci się niedobrze, a przed oczami pociemniało.
     Potrzebowałaś świeżego powietrza i kiedy miałaś wyjść z budynku, zatrzymałaś się nagle i zawróciłaś w kierunku toalet. Weszłaś do jednej z nich i zamknęłaś za sobą drzwi, z torebki wyciągając żyletkę, która zawsze przy sobie nosiłaś. Podciągnęłaś rękaw i odwinęłaś bandaż pod którym zobaczyłaś blizny po starych cięciach i strupy po tych nowych. Zamknęłaś oczy, odchylając głowę w tył i opierając ją o ścianę, kiedy nacięłaś skórę na przedramieniu, a Twoje ciało zalało błogie ukojenie. 

      Calum był zawsze. Cokolwiek nie robiłaś, myślałaś wyłącznie o Nim. Zjadała Cię zazdrość i paraliżował strach, kiedy dopuszczałaś do siebie myśli, że może rozmawia z tą całą Honor. Albo znajduje sobie jakąś inną dziewczynę. Próbowałaś oczyścić umysł i cięcie się w tym pomagało. Przez moment nie myślałaś, byłaś w jakimś lepszym świecie. Cichym i bez Caluma. Nie potrafiłaś bez Niego żyć, chociaż każdego wieczoru kładłaś się do łóżka z myślą, że jutro Twój dzień będzie wyglądał inaczej. Najgorsza była głupia nadzieja, której płomień wciąż się tlił. Jak bardzo Calum by Cię nie skrzywdził, Ty i tak wierzyłaś, że wszystko się ułoży i będziecie razem. To było niemożliwe, ale rzeczą bardziej niemożliwą było przestanie o Nim myśleć.

✕  ✕  ✕ 
Nie wiem czy to komentować. Obiecałam, że będzie, więc jest. 
 Lubię Chloe. Równa z niej dziewczyna.
Jeżeli jakimś cudem doczołgam się do 11rozdziału, to go opublikuję. A tam się ładnie podziało i dało początek wydarzeniom, które dla mnie samej są szokujące.
Jakbyście chcieli -> klik - mini relacja z Zakopanego.
+ jakieś słowo motywacji na koniec byłoby mile widziane  

10.01.2015

[ 9 ]

Leżałaś na czymś miękkim - pewnie na łóżku i czułaś czyjś gorący oddech na twarzy. Potem skrzywiłaś się, kiedy ręka mocno Cię zapiekła. Wyrwałabyś ją z mocnego uścisku, ale byłaś na to zbyt słaba. Na chwilę chyba odpłynęłaś, ale nie byłaś tego pewna. Próbowałaś otworzyć oczy, które zupełnie Cię nie słuchały, a głośny łopot w głowie powodował mdłości. Raczej nie umarłaś, więc wypuściłaś ze świstem powietrze. To dobrze, bo chciałaś żyć. Poruszyłaś najpierw nogami, potem palcami u rąk, które nigdy nie były tak ciężkie jak teraz. Dzwoniło Ci w uszach, a odgłosy z zewnątrz były przytłumione. Spanikowałaś, kiedy znowu zaczęłaś głuchnąć, czując, że tracisz przytomność. Tym razem postanowiłaś zawalczyć i kurczowo trzymałaś się życia.
     Ashtona męczyło potworne poczucie winy, że posłuchał Cię, kiedy ledwo świadoma leżałaś na łóżku i nie zadzwonił na pogotowie lub chociaż po Twoich rodziców. Odpowiedzialny człowiek na pewno zawołałby pomoc. Czuł się źle sam ze sobą, że nie zrobił nic oprócz siedzenia przy Tobie. Tak bardzo chciał Ci pomóc, ale nie potrafił sprzeciwić się Twojej woli. Spojrzał na poranioną rękę; rany, które sobie zadałaś nie były na szczęście głębokie i było to tylko kilka cięć, ale ilość krwi, którą zostawiliście w kuchni przerażała Ashtona. Jak najlepiej potrafił oczyścił rany i opatrzył je, uspokojony trochę, kiedy przestały one krwawić.
     Pobiegł do kuchni uważając, żeby nie wejść w kałuże krwi i nie rozmazać jej jeszcze bardziej po całej kuchni. Na schodach i w przejściu zauważył kilka czerwonych kropek, które musiały upaść na podłogę, kiedy wnosił Cię na górę.
     Przeszukał wszystkie szafki i lodówkę aż w końcu znalazł sok pomarańczowy i batona czekoladowego. Nie wiedział co powinnaś zjeść i wypić, więc przyniósł Ci jeszcze kanapkę, którą zrobił podczas gotowania się wody na herbatę, owoc i żelazo, które od czasu do czasu zażywałaś. 
     Podniosłaś się do pozycji siedzącej, ignorując ból w przedramieniu oraz ciężkość głowy i kończyn. Bagatelizowałaś sprawę krwi, a za powód zasłabnięcia podałaś kiepskie odżywianie i zbyt dużo alkoholu. W to Ashton był w stanie uwierzyć, bo nigdy dużo nie piłaś, a Twoja waga wciąż schodziła w dół i chłopak mógłby przysiąc, że jeszcze kilka dni temu Twoje policzki nie były tak zapadnięte.
     Z opatrzoną i zabandażowaną ręką próbowałaś powrócić do świadomości i zebrać się do kupy, żeby posprzątać bałagan, który zostawiłaś na dole. Bałaś się reakcji rodziców, kiedy zobaczą co zrobiłaś, a nie potrzebowałaś kolejnych tygodni ciągłej obserwacji. To co sobie robiłaś miało pozostać Twoją tajemnicą. Teraz już Twoją i Ashtona.
     - Dlaczego?
      Ashton nie pytał tylko o incydent z dzisiejszego dnia. Wciąż nie potrafił zrozumieć czemu ktoś tak inteligenty i nastawiony optymistycznie do świata, mógł pozwolić aby ciemność go pochłonęła.
     Chciałaś odpowiedzieć szczerze, ale zgubiłaś się. Gdzieś w połowie wszystkich wydarzeń zapomniałaś dlaczego tak naprawdę chciałaś zakończyć swoje życie. Teraz wszystko co robiłaś, robiłaś z przyzwyczajenia i po to by zająć czymś myśli. Życie na przepisanych przez lekarza tabletkach było prostsze. Użalaniem się nad sobą karciłaś się za to, że Calum już Cię nie kochał, a walka z tępym bólem z którym się oswajałaś, stała się sposobem na życie. Teraz widziałaś jakie to było głupie. Musiałaś wziąć się w garść i zacząć walczyć o swoje szczęście. Nie byłaś już z Calumem. Prawdopodobnie już nigdy nie będziecie razem i należało się w końcu z Niego wyleczyć. Ale to nie było proste, bo Calum był jedyną osobą przy której naprawdę potrafiłaś żyć.
     - Nie powiesz o tym nikomu, prawda Ash?
     Chłopak wypuścił głośno powietrze i widziałaś jak ze sobą walczył. Oczywiście, że chciał komuś powiedzieć  - Twoim rodzicom i lekarzom o tym przez co przechodziłaś, ale błaganie w Twoim głosie i panika, którą widział w Twoich oczach nie pozwoliły Mu na to.
     - Nie powiem - zgodził się w końcu. - Ale musisz mi obiecać, że więcej tego nie zrobisz. Rozumiesz mnie Nia? Mam na myśli, że w końcu się otrząśniesz i nigdy więcej nie będziesz próbowała się okaleczać... czy zabić, ani nic z tych rzeczy.
     Przygryzłaś policzek zanim się odezwałaś. To była łatwa obietnica, bo sama już doszłaś do tego, że powinnaś stanąć w końcu na własnych nogach. Pokiwałaś głową, ale Ashtonowi to nie wystarczało.
     - Nie, Nia. Chcę to usłyszeć. Masz mi powiedzieć, że to był ostatni raz.
     - Ashton - zaczęłaś - obiecuję Ci, że nie będę próbowała ani myślała o kolejnej próbie samobójczej i nigdy nie będę się już cięła. 

     Źle się czułaś mówiąc te ostatnie słowa, które były zwykłym kłamstwem. Odkryłaś dzisiaj, że zwykłe cięcie przedramienia mogło przynieść ogromną ulgę. Nigdy tego nie rozumiałaś, ale teraz wszystko było dla Ciebie jasne - jeżeli miałaś stać się dawną Nią Madsen potrzebowałaś czegoś, gdzie dawałabyś upust swoim emocjom. Wydawało się, że razem z rozcinającą się skórą i wypływającą krwią uciekały wszystkie Twoje uczucia, których chciałaś się pozbyć.
     - Dobrze. Dobrze - powtórzył jeszcze raz, bardziej do siebie, by się uspokoić. - Pójdę na dół posprzątać wszystko. Zostać tutaj, Nia. Ja się wszystkim zajmę.
     Posłałaś Mu lekki uśmiech, który znaczył o wiele więcej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Nie wyobrażałaś sobie życia po Calumie bez Ashtona. Odcięłaś się od Chloe i Hayley, które najwyraźniej nie były w stanie zrozumieć co się z Tobą działo i choć Ashton też niewiele pojmował i mało co mógł zrobić, starał się być przy Tobie. Czuł się odpowiedzialny za Ciebie i za to co się stało i starał się pomóc, jak tylko potrafił. Naprawdę to doceniałaś i żałowałaś, że nie mogłaś zakochać się właśnie w Nim.


Wow. Po prostu wow.
     Choć nie byłaś taką osobą, zapewne wyśmiałabyś kogoś, kto powiedziałby Ci, że na swoje urodziny znajdziesz się w Anglii. Zawsze chciałaś zobaczyć kawałek świata, ale wciąż byłaś młoda, żyłaś z rodzicami i wierzyłaś, że jeszcze przyjdzie na Ciebie pora. Poza tym opuszczenie Australii i przylot do zupełnie innego miejsca, gdzie nikogo nie znałaś przerażał Cię. A teraz, dokładnie przed Tobą znajdowała się O2 Arena od której nie mogłaś oderwać wzroku, a uśmiech nie schodził Ci z twarzy.

     Założyłaś za uszy kosmyki włosów, które przez silny wiatr wypadły z ciasnego kucyka i mocniej opatuliłaś się granatowym swetrem, który miałaś na sobie. Ręce bez rękawiczek były już sztywne z zimna, a policzki piekły Cię od chłodnego wiatru, ale zupełnie Ci to nie przeszkadzało. Długo mogłaś jeszcze tak stać i cieszyć się ze szczęścia Luke'a, Ashtona, Michael'a  i przede wszystkim Caluma. Dopingowałaś Mu w spełnieniu marzeń, jak najlepiej potrafiłaś, nawet jeżeli te marzenia zabierały Go od Ciebie. Nie trudno było zauważyć, że kiedy w grę wchodził zespół Ty znikałaś. Tym bardziej przez ostatnie dwa miesiące, kiedy lewo rozmawiałaś z Calumem. Starałaś się przy Nim być, ale kiedy nie miał dla Ciebie czasu było to trudne. Teraz wszystko miało się zmienić, bo znowu byliście razem.
     Zaśmiałaś się na wspomnienie rozpromienionego Caluma i skaczącego z ekscytacji i niecierpliwości Michael'a, kiedy widziałaś Ich jeszcze dzisiaj rano. Teraz gdzieś Ci uciekli, ale nie przejmowałaś się tym, bo potrzebowałaś chwili dla siebie. Chciałaś nacieszyć się atmosferą, zapachem i niebem Londynu, które tak różniło się od tego, które widziałaś w domu.

     Zrobiłaś szybkie zdjęcie, które wstawiłaś na IG, a kilka innych wysłałaś mamie, Chloe i Hayley, które nie przejmując się opłatami wciąż do Ciebie pisały ciekawe wszystkiego. Jedyne czego żałowałaś to tego, że przyjaciółki nie mogły być teraz z Tobą - razem szalałybyście po ulicach Lonynu i cieszyły się spędzonym tu czasem, ale z drugiej strony miałabyś mniej Caluma. Zbyt długo Go nie widziałaś i prawie popłakałaś się na Jego widok, kiedy odbierał Cię z lotniska. Chyba nigdy w życiu nie będziesz mogła odwdzięczyć się Mu za to, co dla Ciebie zrobił, ale liczyłaś, że będziesz miała na to jeszcze całe życie.
     - Zamienisz się w sopel lodu jeżeli jeszcze trochę tu postoisz.
 

    Odwróciłaś się w stronę Caluma, który stanął obok Ciebie w ciepłej kurtce, z Twoim szalikiem w dłoni, który zaraz owinął Ci w okół szyi. Pocałowałaś Go przelotnie w policzek i wtuliłaś się w Jego ramię. Z rozwianymi włosami, zaczerwienionymi policzkami od zimna i szybkiego marszu, i świecącymi się oczami ze szczęścia wyglądał tak pięknie, jak jeszcze nigdy. Trudno Ci było odwrócić od Niego wzrok, nie rozumiejąc co ten niesamowity chłopak, który za chwilę będzie zapowiadał One Direction robił tu teraz z Tobą. Nie mogłaś uwierzyć we własne szczęście, ale nawet nie próbowałaś. Miłość, która Ci się przytrafiła była jedną z rzeczy, których nie chciałaś rozumieć i segregować wkładając do odpowiedniej szufladki.
     - Chodź, Nia, chciałbym Ci coś pokazać.

     Splotłaś palce z palcami Caluma, posłusznie za Nim idąc. Nie mogłaś w to uwierzyć, ale chichotałaś, kiedy przechodziliście przez korytarze i pomieszczenia w których mogłabyś się zgubić. Po drodze mignął Ci Luke, który siedział z Niall'em i Harry'm. Przywitałaś się z Nimi przelotnie, kiedy posłali w kierunku Twoim i Caluma szerokie uśmiechy.
     Poznanie chłopaków z One Direction to też było coś, w co pewnie nigdy byś nie uwierzyła. Nie byłaś Ich fanką, choć kilka piosenek słyszałaś i znałaś, ale Oni byli zupełnie innym światem do którego nagle uzyskałaś dostęp. Wyglądało na to, że zyskałaś również nowych znajomych, którzy wydawali się szczerze Cię lubić, nawet jeżeli nie znali Cię długo.
     - Powiesz dokąd mnie ciągniesz? - wysapałaś, z trudem łapiąc oddech. Prawie biegłaś za Calumem chcąc dotrzymać mu kroku, kiedy Ten jakby unosił się z podekscytowania nad podłogą.
     - Zaraz zobaczysz.
     - Cal!
     - Bądź cierpliwa - Calum uśmiechnął się do Ciebie, więc od razu zamilkłaś.
     Szliście jeszcze chwilę przed siebie. Calum co jakiś czas się odwracał, posyłając Ci ponaglające spojrzenie i mimo, że nie poznawałaś otoczenia, silny i ciepły uścisk Caluma wystarczyły, by nie myśleć dokąd idziecie.
     - Okay, Nia - Calum zatrzymał się i odwrócił do Ciebie. Położył Ci ręce na ramionach i spojrzał tak głęboko w oczy, że byłaś pewna, że dostrzegał Twoją duszę. - Ufasz mi?
     - Oczywiście, że tak.
     - Zamknij oczy.
     - Co?
     - Po prostu zamknij oczy - powtórzył z rozbawieniem.

     Zdziwiona, ale zaciekawiona zrobiłaś w końcu to o co prosił. Znów poczułaś jak Calum łapie Cię za rękę i prowadzi powoli przed siebie. Chęć otworzenia oczu była niezwykle kusząca, ale starałaś się za wszelką cenę tego nie zrobić. Nie chciałaś rozczarować Caluma, a poza tym uwielbiałaś niespodzianki i miałaś zamiaru samej sobie niczego zepsuć.
     - Nie podglądaj!
     Zaśmiałaś się głośno i dla pewności swojej oraz Caluma zakryłaś oczy wolną dłonią. Zewsząd słyszałaś głosy i czułaś zapachy, które nic Ci nie mówiły. Serce zaczynało szybciej bić, a na skórze pojawiła się gęsia skórka, kiedy wciąż byłaś ciągnięta przez Caluma. W końcu zatrzymaliście się i chłopak puścił Twoją dłoń, by stanąć za Tobą z rekami na Twoich ramionach.

     - Teraz możesz otworzyć oczy - wyszeptał Ci do ucha, łaskocząc wrażliwą skórę swoim oddechem.
     Zwlekałaś chwilę chcąc rozkoszować się tym momentem, bo był jedyny i niepowtarzalny. Chciałaś go dokładnie zapamiętać i przygotować się na to co zaraz zobaczysz. Kiedy żołądek wywinął lekkiego fikołka w końcu zdecydowałaś się zdjąć rękę z oczu i spojrzeć przed siebie.
     Nie tego się spodziewałaś. W zasadzie nie myślałaś czego się spodziewać, ale stanie pośrodku dużej sceny z widokiem na trybuny z pewnością nie było tą rzeczą. Nie byłaś rozczarowana. Tak naprawdę wszystko chłonęłaś z ogromnym zaciekawieniem i zafascynowaniem, ale wciąż nie rozumiałaś dlaczego Calum Cię tu przyprowadził i zrobił z tego całe widowisko.
    - Spójrz przed siebie - głos Caluma znów zabrzmiał koło Twojego ucha. - I spróbuj zobaczyć to co widzę ja.
     Jeszcze raz przebiegłaś wzrokiem po całej arenie. Duża scena na której stałaś, płyta i trybuny przed Tobą nie zmieniły się, ale zaczęły wyglądać inaczej, kiedy słuchałaś Caluma. Starałaś się skupić na tym o czym mówił i próbować to zobaczyć. Chciałaś spojrzeć na wszystko Jego oczami. 
     Scena nie była tylko sceną, a całym marzeniem Caluma. Była miejscem gdzie na chwilę zapominał o wszystkim, dzieląc się z innymi swoimi uczuciami i muzyką, miejscem w którym żył i naprawdę czuł, i które mógł nazwać domem. Łzy łatwo mogły zakręcił się w oku od nadmiaru emocji i zwykłego, ale najsłodszego szczęścia, które ogarniało Go, gdy stał na scenie i rozpierało Go od środka. Wtedy czuł, że może wszystko i że w końcu znalazł swoje miejsce. Wychodząc na scenę czuł się po prostu na odpowiednim miejscu, co było tak proste, że aż niewytłumaczalne. Zrozumiałaś to w końcu, bo tak Ty czułaś się przy Calumie. On miał zespół i scenę, a Ty miałaś Jego.
     Wtuliłaś się Niego cicho dziękując, że Cię tu przyprowadził.
     - Dałaś mi kawałek siebie - powiedział. - Też chciałem dać Ci coś mojego.
     Wiedziałaś. I dlatego kochałaś Caluma z każdym dniem coraz bardziej.

 

Wierciłaś się na krześle, bojąc się, że rodzice zauważą w końcu brak piwa w lodówce i butelki wódki w szafie, albo że rękaw długiej bluzki podciągnie się i prowizoryczny bandaż stanie się widoczny.
     Smród alkoholu jeszcze długo unosił się w kuchni, dlatego póki mama, która jako pierwsza nie przyjechała do domu, wszystkie okna na dole były pootwierane. Dziękowałaś Ashtonowi za to, że posprzątał wszystko i zajął się Tobą. Nie byłaś pewna jakim cudem zeszłaś na dół i kontaktowałaś, kiedy pomagałaś przygotowywać kolację razem z mamą. Starałaś się mało odzywać ze strachu, że Twój głos będzie zbyt słaby albo, że któreś z rodziców poczuje od Ciebie alkohol. Zęby myłaś już chyba osiem razy i byłaś pewna, że jeszcze trochę i zmyjesz sobie całe szkliwo, a Twoje dziąsła będą krwawić od drapiącej szczoteczki.
     - Rozłóż sztućce. - Tata wręczył Ci widelce i noże do jeden ręki, a do drugiej talerze.
     Prawie upuściłaś naczynia, które były zbyt ciężkie dla Twojej pociętej ręki. Mama posłała Ci uważne spojrzenie, ale przełknęłaś ból i przełożyłaś talerze do drugiej ręki, udając, że nic się nie stało.
     Udawanie weszło Ci w nawyk. Udawałaś, że jadłaś, że wychodziłaś z domu, że miałaś znajomych, że wracałaś do zdrowia. Męczyło Cię to już i chciałaś zacząć żyć naprawdę, ale ciężko było porzucić stare nawyki.
     - Nie podoba mi się, że zostaniesz tu sama.
     - Tata ma racje, Nia. Pozwól mi zadzwonić do Jeanie.
     Pokręciłaś głową, przełykając pomidora i sałatę zanim się odezwałaś.
     - Nic mi nie będzie - powtórzyłaś po raz trzeci. - Ciocia nie musi jechać aż sześciu godzin żeby posiedzieć ze mną przez weekend.
     - Zrozum nas, martwimy się o ciebie.
     - Wiem, mamo - westchnęłaś grzebiąc widelcem w sałatce. Lewa ręką, która leżała na Twoich kolanach zaczynała Cię szczypać, jakby rany które zrobiłaś sobie kilka godzin temu na nowo się otworzyły. - Ale nie macie o co. Spędzę ten czas z Chloe i Hayley - miałaś przynajmniej taką nadzieję.
     - Oh, to dobrze. Dawno ich nie widziałam.
     - Tak, ja też - wymruczałaś pod nosem.
     - Coś mówiłaś?
     - Że może Ashton będzie miał chwilę wolnego - W chwili, gdy to powiedziałaś już tego żałowałaś.
     Twój tata stężał cały, odłożył sztućce na talerz i spojrzał na Ciebie, kiedy powoli przełykał jedzenie, które miał w ustach. Wciąż nie tolerował Ashtona i tego, że przebywał w Jego domu. Obwiniał Go, jak i resztę chłopaków, o wszystko co złego Ci się przydarzyło i ani myślał zostawić Cię w domu samą, kiedy jeden z Nich będzie Ci towarzyszył przez cały weekend.
     - Chyba już ci powiedziałem co myślę o twojej znajomości z tym chłopakiem.
     - Ashton niczemu nie jest winny.
     - Nie interesuje mnie co masz do powiedzenia w jego obronie. Nie chcę żebyś się z nim spotykała i to moje ostatnie słowo.
     Spojrzałaś na tatę urażona, bo gdyby nie Ashton, kto wie czy siedziałabyś z rodzicami teraz przy stole. Chciałaś powiedzieć Mu to w twarz, ale nie miałaś w sobie dość odwagi. Tata zawsze był surowy, ale teraz przerażał Cię jeszcze bardziej.
     - Rod, proszę cię, uspokój się i zjedzmy w spokoju.
     - Pojedziesz sama do mamy - uciął chłodno. - Ja najwyraźniej muszę zostać w domu.
     - Co? Tato, daj spokój.
     - Rozmowa jest zakończona, Nia.
     Rzuciłaś widelcem o talerz od którego się odbił i spadł na podłogę. Odsunęłaś głośno krzesło i z rosnąca frustracją zaczęłaś odchodzić od stołu. Tata był nie do wytrzymania, gotowy zostać z Tobą żebyś przypadkiem nie spotkała się z Ashtonem, kiedy Jego mama leżała w szpitalu ze złamanym biodrem. 

     Przeniosłaś wzrok na drzwi, kiedy mama weszła do Twojego pokoju. Usiadła obok Ciebie na łóżku i dotknęła lewej ręki; automatycznie odsunęłaś się od Jej dotyku, bojąc się, że odkryje Twoje rany.
      - Nia - mama westchnęła wypowiadając Twoje imię. - Porozmawiam jeszcze z tatą, dobrze? Nie gniewaj się na niego, po prostu się martwi, bo cię kocha.

     Chciałaś, ale nie byłaś pewna, czy wciąż potrafiłaś wierzyć w jakąkolwiek miłość. 

✕  ✕  ✕ 
Nie podoba mi się. Smutne, ale zaczynam traktować tę historię z coraz większą obojętnością. Sprawdzone jako tako - za błędy przepraszam.
Kolejny za dwa tygodnie. Za tydzień bawię się na skoczni♥

3.01.2015

[ 8 ]

Ashton miał szczęście lub to Ty je miałaś. A może to był zwykły pech - nie chciałaś w to wnikać. Najwyraźniej chłopak miał dobre wyczucie czasu i potrafił pojawić się w odpowiedniej chwili.
     Alkohol szumiał Ci głowie, a coś uciskało na żołądek. Próbowałaś zwymiotować, ale nawet wkładanie palców do ust nie podziałało. Kiedy tylko czułaś jak wszystko się cofa wyjmowałaś palce i brałaś głęboki wdech. Wymiotowanie było obrzydliwe, nawet jeżeli przez ból brzucha i nieprzyjemne uczucie w gardle ledwo mogłaś siedzieć. W końcu pojawiła się też suchość w ustach, więc z braku czegoś lepszego pod ręką znowu wzięłaś łyk piwa. Siedziałaś przez chwilę wzdrygając się i może nawet popiłabyś to tym znienawidzonym sokiem arbuzowym, ale był on stanowczo za daleko, a Ty naprawdę nie mogłaś się ruszyć. Szkoda, że zmarnowałaś całą butelkę wódki. Nieprzyjemny zapach rozlanego alkoholu powodował u Ciebie jeszcze większe mdłości. 
     Przyłożyłaś trzęsące się ręce - zbyt dużo wypiłaś, czy to dlatego, że wstrzymywałaś płacz? - do policzków, które wręcz parzyły. Na pewno miałaś niesamowite wypieki, bo cała twarz paliła i było Ci zimno. Zaśmiałaś się jak to możliwe skoro na dworze panował upał i jedyne co mogłoby się dzisiaj zrobić, to iść nad wodę, ale Ty rzeczywiście marzłaś. Trzęsłaś się cała.
     Alkohol był złym pomysłem - miło, że w końcu do tego doszłaś. Na początku było przyjemne, ale teraz pojawiały się jakieś skutki uboczne picia i miałaś tego dosyć. Z innej strony pomysł napisania do Caluma nie wydawał Ci się teraz taki zły, a dodatkowo miałaś w końcu odwagę by rzeczywiście to zrobić. W gruncie rzeczy był to pomysł genialny, który należało wprowadzić w życie. 
     Zaczęłaś szukać nerwowo telefonu, najpierw po legginsach, które oczywiście żadnej kieszeni nie miały, a potem po podłodze i blacie kuchennym do którego ledwo dostałaś z pozycji siedzącej. W końcu dostrzegłaś iPhone'a obok noży, którymi chwilę temu kroiłaś chleb. On też był za daleko, ale możliwość napisania do Caluma przeważyła wszystko. 
     Wstałaś pokracznie prawie się przewracając. Dopiero teraz poczułaś, jak kilka łyków wódki uderzyło Ci do głowy. Ciekawe czy szłaś prosto? Zaśmiałaś się, kiedy wdepnęłaś skarpetką w kałuże wódki, a potem stanęłaś na palcach i okręciłaś się wokół własnej osi jak baletnica. Dopadłaś blatu i wzięłaś do ręki telefon, który zaraz upadł. Zaklęłaś głośno i na to też się roześmiałaś, a potem sprawdziłaś dokładnie czy telefon nie był gdzieś pęknięty albo zarysowany - na szczęście tylko ekran miał mokry. Planowałaś wrócić na swoje wcześniejsze miejsce, ale znowu się zachwiałaś i złapałaś blatu, zrzucając na podłogę dwa ostre noże. Podskoczyłaś w miejscu, chroniąc stopy przed ostrzami i kiedy miałaś już zawrócić coś Cię zatrzymało. Wpatrywałaś się w noże, kiedy w głowie zaczęła tworzyć się pewna myśl, której nie potrafiłaś złapać. W zamyśleniu osunęłaś się po szafkach zupełnie zapominając o telefonie. Przeniosłaś wzrok z noży na części porozbijanej butelki. Wpadłaś w dziwny trans i żadne bodźce zewnętrzne nie mogły do Ciebie dotrzeć. Było kilka większych kawałków szkła, które łatwo można byłoby zebrać, kilka mniejszych i tysiące drobniutkich, które świeciły się w słońcu. Przypomniałaś sobie jak kilka lat temu byłaś z rodzinami na plaży na Mornington Peninsula i zbierałaś kolorowe, oszlifowane przez wodę szkła z porozbijanych butelek. 
     To białe szkło leżące na podłodze w końcu Cię zaczarowało i nie potrafiłaś oderwać od niego wzroku. Szczególnie te większe kawałki z ostrymi brzegami wydawały Ci się niezwykle fascynujące. Najpierw z ciekawości wzięłaś do ręki jeden z nich i przez chwilę badałaś jego krawędzie, grubość i ostrość. W kolejnej sekundzie czułaś jak ostre szkło przecina Twoją skórę.
     Bałaś się, że będzie boleć, że zwymiotujesz na widok krwi, ale byłaś jedynie zafascynowana tym co sobie robiłaś. Zapiekło na początku, ale potem było przyjemne. Było coś hipnotyzującego w tym jak ciemnoczerwona i jasna krew mieszały się ze sobą, zostawiając na szkle smugi, które rozmazywałaś palcami, a duże krople spadające na podłogę miały ładny, idealnie okrągły kształt. Trochę śmierdziało i od tego zapachu wierciło w nosie, ale do wszystkiego dało się przyzwyczaić. Teraz, kiedy zaszłaś tak daleko na pewno nie myślałaś o tym, żeby się wycofać. Nie chciałaś być już tchórzem. Krew, której na kafelkach było coraz więcej była czymś na co od dawna czekałaś.
     Czułaś jak ból z serca i ciężki czarny kamień, który spoczywał na Twojej duszy, powoli rozpływają się w lekkim pieczeniu przedramienia. Nacięłaś skórę mocniej, przez chwilę zostawiając kawałek szkła zatopiony w ciemnej ranie. Było coś przyjemnego w tym innym bólu. Różnił się od tego z którym walczyłaś na co dzień, przez co był miłą odmianą. Przynosił psychiczną ulgę dla zmęczonego umysłu. Było też coś niepokojącego w tym co robiłaś, ale nie zatrzymałaś się. W końcu byłaś wolna i lekka, więc uśmiech sam wypłynął na Twoje usta.
     Czwartek był dobrym dniem by znów spróbować umrzeć.


Wybiła piąta popołudniu, a na telefonie miałaś sześć nieodebranych połączeń od mamy, kiedy postanowiłaś wrócić do domu. Pożegnałaś się z każdym chłopaków, dziękując Im, że zaprosili Cię na swoją próbę. Słyszałaś Ich już kilkanaście razy, a raz udało Ci się być na jednym z Ich koncertów, ale wciąż byłaś pod ogromnym wrażeniem talentu, który w sobie mieli. 
     Oglądanie Caluma, który zatracał się w muzyce było tym, co lubiłaś najbardziej. Ceniłaś ludzi, którzy mieli pasje i robili coś ze swoim życiem. Godzinami mogłaś patrzeć jak skupia się graniu, uśmiecha, kiedy Michael zmieni tekst piosenki albo marszczy czoło, kiedy coś Mu nie wyjdzie. Podczas Ich prób byłaś prawie niewidzialna - siedziałaś w fotelu, albo pod ścianą z telefonem w ręce i jeszcze jakąś książką, do której nigdy nie zaglądnęłaś, zbyt zajęta wpatrywaniem się w Caluma. Cieszyłaś się, że ma coś tylko dla siebie, co sprawia Mu taką radość. Czasami tylko pojawiała się myśl, czy gdy w grę wchodziła muzyka, Ty nie schodziłaś na drugi plan, ale to przecież nic, bo dopiero się poznawaliście.
      Pocałowałaś Caluma w policzek, rumieniąc się na dźwięk krzyków aprobaty i słów "więcej" które wydawała pozostała trójka chłopaków. Nie potrafiłaś jeszcze nazwać tego co tworzyło się między Tobą, a Calumem, ale na pewno zmierzało to w dobrym kierunku. Odkąd poznaliście się w Starbucksie, a kilka dni później poszliście do kina, pisaliście ze sobą codziennie i widywaliście się tak często jak to było możliwe.
     Wybiegłaś na ulicę czując się lekka i beztroska. Mogłaś zrobić wszystko, ale niczego nie potrzebowałaś. Cały dzisiejszy dzień - począwszy od wyjścia do szkoły, aż do teraz był idealny. Przez głowę przemknęła Ci myśl, że po powrocie do domu będziesz musiała usiąść nad książkami, ale chyba po raz pierwszy w życiu nie miałaś do tego głowy. Jak miałabyś się skupić na buforach, inhibicjach czy układach termodynamicznych, kiedy jedyne o czym potrafiłaś myśleć to ciepły uśmiech Caluma? To jak Jego głos zmieniał się, kiedy do Ciebie mówił albo to w jaki sposób obejmował Cię ramieniem, jakby chciał zaznaczyć, że jesteś Jego. Nie chciałaś zawalać szkoły i swojej przyszłości, ale dzisiejszy wieczór poświęcisz raczej marzeniom i uśmiechom niż zdobywaniu wiedzy.

     Kiedy zniknęłaś chłopakom z pola widzenia, Ashton rzucił w kierunku Caluma ostre spojrzenie.
     - Co zrobiłem?
     - Nawet nie myśl, żeby ją skrzywdzić.
     - Masz coś do Nii? - Calum od razu stał się czujny. Od początku nie podobał Mu się sposób w jaki Ashton patrzył na Ciebie. Było w Jego wzroku coś, co nie świadczyło jedynie o zwykłej sympatii.
     Byłaś spokojną, cichą dziewczyną, która wolała spędzać wieczory z kubkiem gorącego mleka i dobrą książką niż wychodzić na całonocne imprezy. Dużo czasu poświęcałaś nauce i czasami Calum zaczynał się przy Tobie nudzić, ale nie mógł zaprzeczyć, że byłaś ładna; szczupła, ale nie wychudzona, miałaś zadbane długie włosy, którymi Calum lubił się bawić, a ostatnio zauważył, że ładnie pachniały, ale nie potrafił nazwać tego zapachu. Nie od razu Mu się spodobałaś, ale teraz dziękował Ashtonowi, że popchnął Go do spotkania z Tobą. Nie rozumiał więc czemu nagle Jego kolega stawał się zaborczy w stosunku do Ciebie.
     - Nie zamierzam ci jej odbić, Cal, ale Nia nie jest dziewczyną, której można się pozbyć po dwóch tygodniach, bo się nią znudziłeś.
     - Nikim się nie nudzę - warknął odkładając gitarę na bok. Zacisnął dłonie w pięści, podświadomie szykując się do starcia z Ashtonem.
     - Hej! Chyba nie będziecie kłócić się o dziewczynę! - Michael zareagował odpowiednio szybko zanim zdążyło do czegokolwiek dojść. Przenosił wzrok z Caluma na Ashtona, upewniając się, że Jego przyjaciele nie skoczą sobie nagle do gardeł.

      Pierwszy raz odkąd cała czwórka założyła zespół i systematycznie ćwiczyła, między chłopakami wywiązało się napięcie tak gęste, że powietrze między Nimi można było kroić nożem. Michael'owi od razu się to nie spodobało, bo nie wierzył, że przez głupią dziewczynę zespół, nie daj Boże, mógłby się rozpaść. Nie miał nic do Ciebie - byłaś całkiem sympatyczna i zapunktowałaś Mu tym, że często na Ich próby przynosiłaś pizzę, ale nie byłaś nikim innym jak dziewczyną z którą Calum coraz częściej się spotykał. Michael nie wnikał co i z kim robił Jego kolega, póki nie powodowało to niepotrzebnych kłótni.
     - Nie miałem niczego złego na myśli - odezwał się w końcu Ashton. Chciał jeszcze coś dodać, ale ostry wzrok Luke'a, który wszystkiemu w ciszy się przysłuchiwał, zastopował Go. Calum wyglądał na wystarczająco podirytowanego, żeby mógł zacząć kolejną scenę, a wszyscy woleli tego uniknąć. 

     Kiedy napięcie spadło, a wszyscy ochłonęli - i z nieprzyjemnej wymiany zdań i z próby - zaczęli uciekać do swoich domów. Ashton założył koszulkę, którą zdjął jakiś czas temu i z telefonem w jednej ręce, a wodą w drugiej skierował się do siebie. Emocje wciąż w Nim buzowały ale starał się trzymać je na wodzy. Był bardziej zirytowany swoim zachowaniem niż reakcją Caluma. Nie wiedział skąd przyszło Mu do głowy żeby rozpocząć tę całą rozmowę, która była zwyczajnie niepotrzebna. Po prostu nagle, nie wiadomo skąd, poczuł, że musiał to powiedzieć. Nie miał zamiaru wchodzić między Ciebie a Caluma - oboje Was traktował jako przyjaciół i chciał żeby Wam się udało, ale wydawałaś Mu się taka krucha i bezbronna, więc Ashton miał wrażenie, że gdyby wydarzyło się coś złego nie poradziłabyś sobie z tym.

Siedziałaś na podłodze w kuchni tak długo, aż kafelki wokół Ciebie i Twoje nogi pokryte były krwią. Nie było jej dużo - rozmazywałaś ją palcem, rysując uśmiechnięte minki albo inne zygzaki. Twoja ręka nie wyglądała najlepiej; rany ze szkła był nierówne, duże i czasami za głębokie. Przeharatałaś sobie prawie całe przedramię, kiedy użyłaś zbyt dużej siły. Potem próbowałaś zamienić szkło na nóż, który leżał obok, ale on jakoś nie pasował. Kolejnym razem powinna być to żyletka, ale przecież nie będzie już kolejnego razu. Nie wiedziałaś czego bałaś się wtedy, kiedy w łazience dwa tygodnie temu, przykładałaś do swojej ręki ostre żyletki. Gdybyś wiedziała, że ból nie trwa wcale wiecznie, a do widoku krwi człowiek jest się w stanie przyzwyczaić już dawno zaczęłabyś się ciąć. To też była przyjemna śmierć. Powolna, ale przyjemna, bo Twój umysł odpływał, a widok przed oczami zamazywał się. Czułaś lekki strach przed tym co będzie - bo w końcu nie będzie niczego, ale było też podniecenie i satysfakcja z tego, co zrobiłaś.
     Ledwo zdołałaś skupić się na pustych butelkach po piwie i rozbitym szkle, które wciąż porozrzucane było po kuchni. Rodzice nie będą zadowoleni. Powinnaś była to posprzątać, ale nie miałaś siły się podnieść. Wciąż mało jadłaś, a utrata krwi wcale nie spowodowała, że stałaś się silniejsza. Siedziałaś czekając na śmierć i myślałaś o Chloe i Hayley, o rodzicach i Ashtonie, których zostawisz. Stawałaś się nerwowa. Uświadomiłaś sobie, że w zasadzie nie chciałaś umrzeć. Śmierć byłaby jakimś wyjściem, ale nie dla Ciebie i nie teraz. Nie było w Tobie tej chęci śmierci, która nie dawała Ci odpocząć i chodziła z Tobą jeszcze miesiąc temu. Wtedy oczywiste było, że świat się dla Ciebie skończył, więc dlaczego miałabyś dalej żyć, skoro było to tak bolesne. Ale teraz chciałaś pozbyć się tylko bólu i widoku Caluma sprzed Twoich oczu. Co się stało z Twoimi marzeniami i aspiracjami? Dlaczego porzuciłaś to wszystko dla jednego chłopaka?
     - Zrób coś - powiedziałaś w panice, kiedy zobaczyłaś stojącego przed Tobą Ashtona. Jego wyraz twarzy przeraził Cię jeszcze bardziej.
     Próbowałaś się podnieść, kiedy Ashton przytrzymywał Cię za zdrowe ramie, ale upadłaś, nogi mając jak z waty.
     - Nia, cholera jasna, dlaczego?
     Otworzyłaś usta chcąc się wytłumaczyć, ale skupienie się na twarzy Ashtona i próba odpowiedzi na pytanie, to było za dużo. Mrugałaś tracąc ostrość obrazów przed sobą i czułaś, że za chwilę zupełnie odpłyniesz.
     "Nie mów rodzicom" - miałaś nadzieje, że słowa, które pomyślałaś wypowiedziałaś również na głos.


- Miło, że znalazłaś dla nas czas.
      Nie spodobał Ci się uszczypliwy ton Chloe. Od kiedy się spotkałyście blondynka naprzeciwko Ciebie siedziała cała nastroszona i spięta, gotowa do natychmiastowego opuszczenia lokalu. Hayley, w przeciwieństwie do przyjaciółki, uśmiechała się do Ciebie szeroko i co chwile zakładała za uszy wpadające do oczu włosy. Ledwo mogła usiedzieć na miejscu, kiedy rozglądała się po sali szukając kelnera niosącego Wasze zamówienia. W kółko powtarzała, że jest "przerażająco głodna" i zupełnie nie zwracała uwagi na złą jak osa Chloe.
     - O co ci chodzi?
     - O gówno - Chloe przewróciła oczami. - Dzwonisz do nas po tygodniu ciszy i uważasz, że teraz będziemy normalnie rozmawiać?
     - Calum przygotowywał się do wyjazdu.
     Blondynka przerwała Ci głośnym prychnięciem. Cieszyła się, że w końcu w trójkę się spotkałyście, ale była wkurzona faktem, że olałaś przyjaźń dla jakiegoś chłopaka. Starała się zrozumieć, że chciałaś spędzić z Calumem jak najwięcej czasu, ale cały tydzień milczenia i ignorowania wiadomości to było dla Chloe za dużo. Facet nigdy nie powinien wychodzić ponad przyjaźń.
     - Jasne. Calum.
Zawsze jest tylko Calum.
     - Masz jakiś problem, Clo?
     - Najwyraźniej.
     Założyłaś nogę na nogę i zaczęłaś nerwowo poruszać stopą w powietrzu, palcami na stole wystukując ten sam rytm. Sądziłaś, że spędzisz dzisiaj przyjemne popołudnie, kiedy Chloe najwyraźniej miała ochotę na awanturę.
     -
Gee, laski wyluzujcie - Hayley w końcu odwróciła oczy od baru i zainteresowała się tym, co działo się przy stoiku. - Cieszmy się, że możemy spędzić czas razem, a nie wyszukujcie problemów.
     - Poważnie, Hayley? Nie widzisz w co Nia się pakuje?

     Schowałaś twarz w dłoniach, w których zginął Twój krzyk, a potem zburzyłaś ciasno związanego warkocza, kiedy wbiłaś palce w głowę i pociągnęłaś się za włosy. Chloe zupełnie nie zwróciła uwagi na Twoje zachowanie, a Hayley posłała Ci dziwne spojrzenie. Wszystko zostało przerwane przez kelnera, który przyniósł dwie pizze i makaron. Hayley posłała młodemu chłopakowi uważne spojrzenie i uśmiechnęła się lekko. Przynajmniej Ona wciąż miała dobry humor, bo Tobie odechciało się jeść i chciałaś już tylko wrócić do domu, wiedząc, że usiądziesz przed komputerem i co pięć minut będziesz sprawdzać, czy nie dostałaś jakiejś wiadomości od Caluma. Było to tak żałosne, że aż się zaczerwieniłaś.

     5 Second of Summer zdobywało świat, a Ty miałaś siedzieć w swoich czterech ścianach i usychać z tęsknoty, a przecież taka nie byłaś. Lubiłaś myśleć o sobie, że twardo stąpasz po ziemi i ze wszystkim sobie poradzisz. Kiedyś wyobrażałaś sobie, że kiedy już będziesz miała tego chłopaka z pewnością nie zawładnie on Twoim życiem. Mieliście się kochać, ale mieć też osobne życia. Teraz wyglądało na to, że żyłaś już tylko swoim związkiem. Z nieobecnością Caluma powinnaś sobie poradzić. Bo On przecież wróci i znów będziecie spędzać z sobą każdą chwilę. Teraz trzeba było wykorzystać ten czas dla siebie i poświęcić się rzeczom, które przez związek z Calumem zaniedbałaś.
     Przeniosłaś wzrok ze swojej pizzy na jedzącą Chloe, której policzki wciąż były zaczerwienione ze złości. Odwzajemniła Ona spojrzenie, przez które poczułaś się gorzej, choć Chloe wcale nie miała takiego zamiaru.
     Znałyście się od kilku lat i Chloe zwyczajnie martwiła się o Ciebie i Waszą przyjaźń. Zauważyła, że z każdym dniem znajomości z Calumem odsuwałaś od siebie wszystkich, tak jakbyś nikogo prócz Niego nie potrzebowała. Ostatni tydzień był na to doskonałym przykładem, bo Hayley i Chloe próbowały skontaktować się z Tobą kilka razy dziennie, ale Ty nigdy nie miałaś czasu, bo
zawsze byłaś z Calumem.
     Robiłaś to o co Cię poprosił, jakbyś nie miała własnego rozumu. Na samym początku znajomości jeszcze negocjowałaś i sprzeciwiałaś się, ale z czasem Twój upór gdzieś się ulotnił. Zadowolenie Caluma stało się Twoim priorytetem, nawet jeżeli cierpiałaś na tym. To było chore, choć zupełnie normalne, bo Go kochałaś. Oczywistym było, że postarasz się zrobić dla Niego wszystko co mogłoby Go uszczęśliwić. Trzymałaś się kurczowo Caluma, bojąc się, że w końcu Cię zostawi - nie chciałaś dać Mu ku temu powodów.

     Calum nigdy nie powinien mieć nad Tobą władzy, którą Mu dałaś. 

✕  ✕  ✕ 
No tak. Zastanawiam się czy nie jest to trochę pomieszane, ale co tam. 
Chodź to Blogspot, a nie Wattpad, to napiszę również tutaj: muszę podziękować i zadedykować ten rozdział @salutebieberxx Gdyby nie jej cudowny, a jednocześnie najzwyklejszy komentarz, rozdział z pewnością szybko by się nie ukazał, a kolejne stałyby pod znakiem zapytania. Moim marzeniem jest dokończenie tej historii, ale czasami nie mam już chęci i motywacji. Dlatego dziękuję przeogromnie♥
 *Kolejny za tydzień, albo dwa. Zobaczymy jak dalej z chęciami będzie.