27.02.2015

[ 13 ]

Próbowałaś być twarda - punkt dla Ciebie, ale mimo, że położyłaś się z powrotem do łóżka nie mogłaś zasnąć. Przewracałaś się z boku na bok, odkopując nogami kołdrę to znów ją na siebie naciągając, a Twoje myśli wciąż wracały do siedzącego w barze Caluma. Kręciłaś z roztargnieniem głową, wymyślałaś nowe tematy na których mogłabyś się skupić - robiłaś to wszystko, by odciąć się do chłopaka. Ale ta jedna myśl, że zadzwonił właśnie do Ciebie z wszystkich innych znanych Mu osób, sprawiała, że mała iskierka nadziei na coś lepszego znów się pojawiła. Może byłaś głupia naiwnie myśląc, że ten jeden telefon wszytko zmienia, ale jeżeli istniał gdzieś jakikolwiek cień szansy na to, że Calum całkowicie nie wykreślił Cię ze swojego życia, to musiałaś się tego dowiedzieć. Dlatego w granatowych legginsach, szarych trampkach i bordowej luźnej bluzie, którą porwałaś z krzesła, jechałaś po spędzającego noc na mieście Caluma. Nie pierwszy raz to robiłaś, ale pierwszy odkąd nie byliście już ze sobą. To przywoływało dużo wspomnień, bo Calum miał zwyczaj zbyt długiego siedzenia w barach. Potem często nie miał jak wracać, a przede wszystkim gdzie przenocować. Kiedy byli z Nim Luke, Ashton czy Mikey, i po nich również jechałaś, Calum szedł na noc do któregoś z chłopaków. Powrót do własnego domu o tak później porze, dodatkowo zalanym bardziej niż można było pomyśleć nie wchodził w grę. Byłaś słaba jeżeli chodziło o Caluma i miałaś nadzieję, że rodzice nie zauważą braku kluczyków do samochodu czy Ciebie, kiedy przypadkiem obudzą się w nocy.
      Podjechałaś na jedną z głównych ulic, gdzie pomimo późnej nocnej godziny wciąż tętniło życie. Ludzie siedzieli w knajpach kończąc swoje dania i pijąc alkohol albo wchodzili z jednego klubu do drugiego. Poczułaś się nagle jak ofiara losu, bo zamiast spędzać swoje najlepsze młodzieńcze lata ze znajomymi, Ty siedziałaś zamknięta w czterech ścianach. Dodatkowo wyrzuciłaś z nich Ashtona, który był jedyną z nielicznych osób łączącą Cię ze światem zewnętrznym. Przykre.
     Zaparkowałaś samochód na pierwszym wolnym miejscu, które dostrzegłaś. Z kluczykami w jednej ręce, a telefonem w drugiej zastygłaś nagle po wyjściu z samochodu. W ogóle nie myślałaś, kiedy jechałaś do centrum - gdzie Calum będzie nocował? U Ciebie? Myśl ta była przerażająca, ale i kusząca, bo przecież On sam do Ciebie zadzwonił. Potrzebował pomocy i może to była jedyna możliwość by wrócić do tego co było? Ashton będzie rozczarowany, kiedy się o tym dowie, ale to przecież nie dotyczyło Jego. Nie powinnaś się Nim zupełnie przejmować w tym momencie. Poza tym jak mógł pomyśleć, że wpadniesz w Jego ramiona, kiedy dla Ciebie był wciąż Calum? Budziłaś się i zasypiałaś z Jego imieniem na ustach. Nie mogłaś przez Niego jeść, a każdą chwilę spędzałaś na rozmyślaniu czy On o Tobie myśli. Pamiętałaś jak każda wiadomość od Niego powodowała szeroki uśmiech na Twojej twarzy; dzień po Waszej drugiej randce, napisał kiedy jechałaś akurat autobusem. Mimo, że byłaś w miejscu publicznym to szczerzyłaś się do telefonu, jak głupia, co więcej miałaś ochotę wstać i zatańczyć, a potem wykrzyczeć wszystkie silne emocje, które napierały na Ciebie od środka. Byłaś jak napełniany powietrzem balonik, który coraz bardziej rósł, a jego lateksowe ściany coraz bardziej się rozszerzały grożąc pęknięciem.
     Wchodząc do wskazanego przez Caluma klubu uderzył Cię chłód i smród papierosów, kiedy przechodziłaś obok palarni. Powstrzymałaś odruch wymiotny i zignorowałaś kilka uwag posłanych w Twoją stronę przez mężczyzn stojących pod ścianami z piwami w rękach. Próbowałaś rozglądać się za Michael'em albo którymś z chłopaków, ale w tym tłumie ciężko było kogokolwiek dostrzec. Kilka razy musiałaś użyć większej siły, by wyszarpnąć rękę z czyjegoś silnego uścisku. Postanowiłaś być twarda i iść dalej, choć wiele Cię to kosztowało. Nienawidziłaś takich miejsc, źle się czułaś w tłumie, tym bardziej pod uważnymi spojrzeniami facetów, których mijałaś.
     - Zgubiłaś się, laleczko?
     Naprawdę chciałaś stamtąd wyjść i zostawić Caluma w cholerę, ale akurat wtedy przy jednym ze stołów dostrzegłaś znajomą sylwetkę otoczoną przez grupę jakiś starszych napakowanych gości.
      Zrobiło Ci się po prostu żal. Calum siedział, a właściwie leżał górną częścią ciała na niewielkim stoliku prawie spadając z krzesła. Z tyłu widziałaś Jego potargane włosy i spadającą z ramienia koszulkę. Nienawidziłaś, kiedy Calum pił, ale nigdy nie doprowadzał się do takie stanu. Chciałaś pomyśleć, że to przez Ciebie, bo w końcu zrozumiał co stracił, ale nie byłaś aż tak próżna. Miałaś tylko nadzieję, że chłopak był w stanie przynajmniej iść o własnych siłach. Wątpiłaś, że dałabyś radę unieść Go, a potem wynieść po schodach i przejść ten kawałek drogi aż do samochodu.
     - Calum? Hej, Cal słyszysz mnie?
     - Nia? - zapytał, a potem się roześmiał.
     Jego nieobecny wyraz twarzy i zamglony wzrok mówiły więcej niż potrzebowałaś. Rozglądnęłaś się w bezradności, ale na żadną pomoc nie miałaś co liczyć, a szczególnie na pomoc tych kilku typów, którzy siedzieli obok Caluma i przyglądali się wszystkiemu.
      - Chłopak chyba nie da rady - odezwał się jeden z nich. - Za to ja jestem całkiem sprawny.
     Skrzywiłaś się na dźwięk tych słów i głośny śmiech, który po nich nastąpił. Strach przed tym co mogłoby wydarzyć się później i chęć jak najszybszego wydostania się z tego miejsca spowodowały, że znalazłaś w sobie siłę na ocucenie Caluma i wyciągnięcie Go z klubu.
     Był cięższy niż mogłoby się wydawać, kiedy zawisł na Tobie całym ciężarem ciała. Stęknęłaś, kiedy łapałaś Go w pasie i pochylałaś Mu głowę, by przypadkiem nikt Go nie rozpoznał. Brakowało nazajutrz tylko jakichś zdjęć, jak wyprowadzasz pijanego Caluma Hooda z baru.
     - Nie pomóc ci może?
     Chłopak, który do Ciebie zagadał mógł mieć zaledwie dwadzieścia lat, miał włosy w kolorze blond, tak jasnym, że prawie białe. Spoglądał na Ciebie niebieskimi oczami i wskazywał ręką na ledwo stojącego Caluma, który wciąż coś mruczał pod nosem i śmiał się do siebie. Chłopak wyglądał jakby naprawdę chciał pomóc, wiec Mu pozwoliłaś. Z Jego  pomocą doprowadziłaś Caluma do samochodu i posadziłaś Go na miejscu pasażera.
     - Dzięki - mruknęłaś, kiedy przechodziłaś obok blondyna.
     - Nie ma sprawy - uśmiechnął się szczerze. - Na przyszłość tylko lepiej pilnuj swojego chłopaka - powiedział i odszedł zanim zdołałaś zaprzeczyć.
     Spodobało Ci się to ostatnie zdanie. "Swojego chłopaka" - życie byłoby takie proste, gdyby te słowa mogły być prawdą.
     Z westchnieniem usiadłaś na fotelu kierowcy, wyciągając z boku zimną wodę i kanapkę, którą zrobiłaś na szybko zanim jeszcze wyszłaś z domu. Wręczyłaś to wszystko Calumowi, który z półprzymkniętymi powiekami i głową odchyloną do tyłu odkręcił wodę i wypił jej kilka większych łyków. Siedzieliście tak, w pogrążonym w półmroku samochodzie i słuchaliście odgłosów dochodzących z ulicy. Dopiero po chwili zdecydowałaś się wyjąć telefon i napisać do któregoś z chłopaków, czy nie mogliby przejąć Caluma - wciąż pozostała nierozwiązana sprawa nocowania.
     - Co robisz? - ochrypły głos Caluma sprawił, że podskoczyłaś na swoim siedzeniu.
     - Piszę... - zaczęłaś cicho i odchrząknęłaś. - Pisze do Luke'a.
     - Po co?
     - Czy nie mógłby cię odebrać. Co? Czemu się śmiejesz?
     - Luke jest gdzieś z Ashtonem. Na pewno nie odbierze - wyjaśnił zadowolony.
     Odetchnęłaś głęboko, czując się powoli zapędzana w kozi róg.
     - Dobra, a Michael? Przyszedłeś z nim, tak?
     - Wyszedł z jakąś laską godzinę temu. Chyba jesteś na mnie skazana.
     - Odwiozę cię po prostu do domu, Calum - powiedziałaś znużona, przekręcając kluczyk w stacyjce.
     - Nie zrobisz tego. - Ostry ton i ręka mocno zaciśnięta na Twoim nadgarstku spowodowały, że zastygłaś w bezruchu, gdy włączałaś światła.
     Odważyłaś się spojrzeć na Caluma, który nagle powrócił do świata żywych. Wypita do połowy butelka z wodą leżała na Jego kolanach, tak samo jak nadgryziona kanapka. Włosy wciąż miał potargane, a twarz zmęczoną, ale oczy nie były tak zamglone jak wcześniej - wręcz przeciwnie, teraz świeciły niezdrowo. Potem Jego ręka zaczęła powoli przesuwać się w górę, aż do obojczyka, który dokładnie prześledził palcem, a potem przez gładką skórę Twojej szyi, gdzie z pewnością wyczuł szybko pulsująca krew, do krótko ściętych włosów. Złapał jeden kosmyk między palce i pociągnął lekko, ale mimo wszystko z Twoich ust wydobyło się ciche syknięcie. Zamknęłaś oczy, gdy Calum wsunął swoją dużą dłoń w Twoje włosy i zaczął delikatnie masować skórę głowy. Tęskniłaś za Jego bliskością i dotykiem, który teraz rozpoznawałaś na nowo. Dopiero, gdy zbliżył się na tyle, że poczułaś odór alkoholu opamiętałaś się; to co się teraz działo nie było dobre. Jeżeli Calum chciał wszystko naprawić to nie w taki sposób. Nie kiedy w Jego organizmie krążył alkohol i nie o godzinie drugiej trzydzieści w nocy.
     - Rodzice są w domu - ostrzegłaś siebie. Na Calumie nie zrobiło to żadnego wrażenie, On potrzebował miejsca, gdzie mógłby przesiedzieć te kilka godzin do rana.
     - Zostanę na kanapie. Wyjdę zanim się obudzą.
     - Wstają wcześnie do pracy.
     - Po prostu już jedź, Nia.
      Z trudem ruszyłaś w drogę powrotną. Świadomość, że Calum siedział obok Ciebie na wyciągniecie ręki sprawiała, że jechałaś cała spięta. Knykcie zdążyły zbieleć od mocnego zaciskania kierownicy i kilka razy zbyt gwałtownie wcisnęłaś hamulec, że gdyby nie pasy z pewnością oboje wylecielibyście na przednią szybę.
     Calum przez cały czas jazdy posyłał Ci krótkie spojrzenia kątem oka. Zmieniłaś się przez ostatni miesiąc z tego co widział. Nie podobało Mu się wcale jak bardzo schudłaś. Wolał, kiedy Twoja twarz była pełniejsza, a oczy błyszczały - teraz ich kolor wyblakł. Krótkie włosy też nie od razu przypadły Mu do gustu, ale teraz, kiedy z taką łatwością mógł zobaczyć Twoją długą szyję i wystające obojczyki, zmienił zdanie co do fryzury. Obserwował jak szczupłe i długie palce zaciskały się na kierownicy i przypominał sobie, jak te palce wplątywałaś w Jego włosy i delikatnie za nie ciągnęłaś.
     Calum złapał w palec wskazujący, a kciuk nasadę nosa i odchylił głowę na oparcie. Wciąż było mu trochę niedobrze, a świtała latarni, które mijaliście powodowały, że kręciło Mu się w głowie, ale było lepiej. Woda i kanapka, którą zdążył zjeść skutecznie zaczęły stawiać Go na nogi. W zasadzie nie wiedział dlaczego do Ciebie zadzwonił. Kiedy odblokowywał telefon i wybierał Twój kontakt nie myślał jasno, a i był ciekawy jak się trzymasz. Może nie powinien był tak myśleć, ale podbudowywało Go jak bardzo zauroczyłaś się Nim i nie mogłaś ruszyć na przód. Nie powinnaś była tylko reagować tak głupio i próbować popełniać samobójstwa, czego Calum wciąż nie rozumiał.
     Telefon do Ciebie był przyzwyczajeniem, kiedy zostawał na noc w barze. Michael naprawdę gdzieś zniknął jakoś po czwartym piwie, a Luke i Ashton mieli własne plany w które Calum nie chciał ingerować. Tym bardziej od kiedy z Ashtonem nie łączyły Go najlepsze stosunki.
     Nagle poczuł złość, że spędzałaś z Ashtonem każdy swój wolny czas. On był Jego przyjacielem, więc dlaczego Go zabierałaś? Poza tym to Jego - Caluma - kochałaś, a nie Ashtona. Wciąż należałaś do Niego, czy tego chciałaś czy nie. By sprawdzić czy to prawda Calum położył dłoń na Twoim udzie i od razu poczuł jak cała się spięłaś. Obserwował Twoją reakcje z rosnącym zadowoleniem, kiedy z trudem przełykałaś ślinę i próbowałaś opanować drżenie rąk. Potem zabrał dłoń z Twojego uda, uspokojony na chwilę, że wciąż żywo na Niego reagujesz.
    - Jesteśmy - powiedziałaś cicho, kiedy zaparkowałaś przed domem.
     Miałaś nadzieję, że rodzice nie zostali obudzeni przez warkot silnika, a potem odgłos otwieranych i zamykanych drzwi. Zostawiłaś Caluma na dole, kiedy po cichu pobiegłaś do swojego pokoju i z szafy wyjęłaś dodatkowy koc. Rozglądałaś się po pokoju, szukając jeszcze czegoś, co Calum mógłby potrzebować, ale tak naprawdę to Ty potrzebowałaś zebrać myśli. Przecież tak broniłaś się przed wpuszczeniem Go do swojego domu, do miejsca gdzie czułaś się bezpiecznie, a teraz po drodze powrotnej, która była mordęgą, Calum miał tak po prostu przenocować na kanapie w Twoim salonie.
     Usiadłaś na skraju łóżka chcąc się rozpłakać. Byłaś taka zagubiona, a łzy same cisnęły się do oczu. Chciałaś zakopać się pod kołdrą i pozwolić sobie na płacz, ale obiecałaś sobie, że jeszcze tylko pięć minut udawania twardej i będziesz mogła to wszystko zrobić.
     Podałaś Calomowi koc i patrzyłaś z założonymi rękami, jak zdejmuje koszulkę przez głowę i odkłada ją na druga kanapę, a potem poprawia poduszki na których będzie spał. Zrobiło Ci się słabo na widok nagiego kawałka ciała Caluma. Swędziało Cię, żeby wyciągnąć ręce do przodu i dotknąć Jego umięśnionego brzucha. Powstrzymałaś się w porę, dzięki Bogu, bo zrobiłoby się to wszystko jeszcze bardziej skomplikowane. Calum zauważył Twoje rozszerzone źrenice i uśmiechnął się pod nosem, specjalnie przechodząc tak blisko Ciebie i przeciągając się długo. To był Twój znak do wycofania się, więc mówiąc ciche "dobranoc" wróciłaś po schodach do swojego pokoju. W ogóle nie rozumiałaś tego, co działo się przez ostatnie półtorej godziny, to tak jakbyś to Ty wypiła cały ten alkohol, a nie śpiący na dole chłopak.
     - Jesteś chorą idiotką, Nia - mruknęłaś do siebie, zdejmując przez głowę bluzę, a potem ściągając legginsy, które zwinięte niedbale wrzuciłaś do szafy.
     Włożyłaś na siebie z powrotem piżamę w której ostatnio spałaś i zakopałaś się pod kocami. Tym razem też było ciężko zasnąć. To było irracjonalne, ale wręcz czułaś i słyszałaś oddychającego na dole Caluma. Korciło Cię żeby wstać z łóżka i na palcach zejść do salonu - jeszcze raz spojrzeć na Jego przystojną twarz. Ale to nie było zdrowe. Cholera, Twoje dzisiejsze zachowanie w ogóle nie było zdrowe. Co sobie w ogóle wyobrażałaś, kiedy jechałaś po Caluma i godziłaś się by przenocował pod Twoim dachem? Że do siebie wrócicie? Że On Cię kocha? Boże, byłaś tak naiwna, że nawet samej siebie było Ci żal. Co w takim razie mógł o Tobie myśleć Calum? Najpierw ślepo w Niego zapatrzona trzymasz się Go kurczowo żeby nie uciekł, potem próbujesz się zabić, bo On mówi, że już Cię nie kocha, a teraz lecisz do Niego, bo po prostu zadzwonił. Mimo tego jak Cię potraktował, jak na Ciebie patrzył wtedy w kawiarni, Ty i tak zrobiłaś wszystko czego On chciał. Kim tak naprawdę teraz byłaś, jeżeli nie żałosnym cieniem człowieka?
     Zacisnęłaś powieki i wstrzymałaś oddech, kiedy usłyszałaś otwierane drzwi do Twojego pokoju. Przestraszyłaś się, że to któryś z rodziców. Serce galopowało jak szalone, a w myślach przygotowywałaś wymówki. Bałaś się spojrzeć w oczy rodzicom i powiedzieć, że pojechałaś w nocy po swojego byłego chłopaka przez którego próbowałaś się zabić, a teraz pozwalałaś Mu przenocować na kanapie w salonie, bo to była prawie Wasza tradycja. Jak brzmiało wytłumaczenie, że byłaś przyzwyczajona do odbierania pijanego Caluma z centrum? Niedobrze Ci się zrobiło przez to jaka głupia byłaś.
      Kroki, choć ginęły na leżącym na podłodze dywanie, słyszałaś coraz wyraźniej. Zacisnęłaś pieść na spodenkach modląc się o cud, kiedy materac po drugiej stronie ugiął się pod ciężarem. Rozluźniłaś się poznając, kto przyszedł do pokoju. To było tak jakbyś się poddała, przestała uciekać i udawać przed Calumem, że już nic dla Ciebie nie znaczy. Nie miałaś na to siły, tym bardziej teraz, kiedy leżał w Twoim łóżku, obok Ciebie.
     - Wiem, że nie śpisz - Cichy szept Caluma zabrzmiał groźnie głośno w pogrążonym w ciemności pokoju.
      - Co tu robisz?
     Wciąż leżałaś na boku, odwrócona plecami do chłopaka, kiedy wyczułaś, jak Jego ręka sunie po materacu w Twoim kierunku. Spięłaś wszystkie mięśnie, kiedy Calum złapał Cię za ramię i ścisną, a potem pociągnął za nie, zmuszając żebyś się odwróciła.
     - Chciałem podziękować.
     - Mogłeś to zrobić rano - powiedziałaś wciąż unikając jego wzorku.
     - Rano mnie nie będzie
     - Więc mogłeś wysłać smsa. Cokolwiek.
     - Nie chcesz mnie tutaj?
     Zapadła cisza w której słychać było tylko przyspieszone, ciężkie oddechy. Czy kiedy Calum trzymał Cię za nadgarstek wyczuł pulsującą w tętnicy krew? Czy wiedział jak bardzo byłaś zdenerwowana i pobudzona faktem, że znów Cię dotykał?
     - Nie musiałaś po mnie przyjeżdżać, Nis.
     - Wiem.
     - To po co to zrobiłaś?
     - Nie wiem.
    Śmiech Caluma był jak pieszczota - czułaś go każdą komórką swojego ciała. Po plecach przebiegł Ci dreszcz, który dotarł do najmniejszego palca u nogi. Pragnęłaś zamknąć oczy i odetchnąć głęboko, ale powietrza w pokoju było jakby za mało. Kiedy Calum zawisł nad Tobą, mając dłonie oparte na materacu po bokach Twojej głowy i swoje ciało prawie stykające się z Twoim, nie mogłaś myśleć o niczym innym, jak o Jego pięknych oczach w których odbijała się Twoja zaróżowiona twarz i ciepłym oddechu, który Cię owijał.
     Wiedziałaś, że to wszystko nie powinno było się dziać. Byłaś w pełni świadoma tego, co Calum Ci zrobił, jak przez ostatnie tygodnie Cię traktował i że pewnie będziesz tego wszystkiego żałować, ale nadzieja, którą w sobie nosiłaś nigdy nie była tak wielka. Ostatnie czego chciałaś to być idiotką, która dla faceta poświęciłaby wszystko i dawałaby mu kolejne szanse, które mógłby marnować. Ale umówmy się, że już dawno nią zostałaś. Nieważne jak chore to wszystko było, nieważne ile potem płakałaś i jak bardzo siebie nienawidziłaś, że nie byłaś twardsza, ale dla Caluma mogłaś taka być - naiwna. Był jedyną osobą, której za każdym razem dawałaś kolejną szansę. Nie pamiętałaś już ile razy sobie wmawiałaś, że przestaniesz się zamęczać, a i tak dalej to robiłaś. Zawsze była gdzieś ta iskierka nadziei, że tym razem będzie lepiej.
     - Nis - Calum wyszeptał Twoje imię i serce zabiło Ci mocniej, choć myślałaś, że to już niemożliwe. - Nia...
     Odrzuciłaś głowę do tyłu, kiedy poczułaś jak Calum sunie nosem po krzywiźnie twojej szyi. Zaciągnął się Twoim zapachem, a potem pocałował lekko. Z wrażenia wciągnęłaś powietrze i zadrżałaś cała od nowych emocji, które wciąż do Ciebie napływały. Ręce, leżące do tej pory bezwładnie zacisnęłaś na materacu tak mocno, że wbiłaś długie paznokcie we wnętrze swojej dłoni. 

     To było złe, to nie powinno się dziać i to były też ostatnie myśli dzisiejszej nocy. Kiedy Calum pogłębił pocałunek i zmusił Cię do rozchylenia ust, pozwoliłaś sobie już tylko czuć. Jego szorstkie dłonie na Twoich nagich plecach, Jego włosy na brzuchu, kiedy składał pocałunki na Twoim ciele, gorący oddech, który Cię owiewał, dotyk Jego nagiego ciała przy Twoim. Byłaś Jego i Calum mógł robić co tylko chciał, więc robił. Alkohol wciąż szumiał Mu w głowie, lubił czuć pod sobą ciało nagiej kobiety; to jak się pod Nim wiła prosząc o więcej. Zamknął oczy nie chcąc patrzeć w Twoje. Bał się co w może w nich zobaczyć, nie chciał widzieć w nich nadziei ani miłości, którą pragnęłaś Mu dać.

✕  ✕ 
Nawet nie wiecie jak jestem z tego rozdziału zadowolona! O kurczę, dajcie mi jeszcze! Heh, wiecie, że tą ostatnią część pisałam jakby o sobie? Dobrze, że się opamiętałam i wygoniłam faceta ze swojego życia, bo już nawet mnie męczyło, jaka głupia byłam. Teraz tylko Nia musi się nam pozbierać.
Do końca nie zostało już dużo tak naprawdę. Może jeszcze z max 5 rozdziałów powstanie i się żegnamy.

15.02.2015

[ 12 ]

Calum uśmiechnął się do Ciebie i trącił łokciem, żebyś w końcu się poruszyła. Już jakiś czas siedziałaś na kanapie zamyślona i niepewna, czy między Wami nadal jest w porządku. Oczywiście, że było w porządku. Ale Calum z chłopakami wrócili do domu po dość długiej nieobecności, więc wątpliwości pojawiały się same.
     - Idę się napić, chcesz coś?
     Calum pokręcił głową, przeciągając się i wyjmując telefon z kieszeni spodni. Wzruszyłaś ramionami idąc w kierunku kuchni. Kiedy przygotowywałaś sobie picie, co chwilę wyglądałaś z za rogu i obserwowałaś leżącego na kanapie Caluma. Szybko przewijał coś w swoim telefonie, a potem zatrzymał się chyba na jakimś tweecie i roześmiał głośno. Przyjemne ciepło pojawiło się w okolicy serca na ten dźwięk. Tak dawno go nie słyszałaś i tęskniłaś mocno. Z drugiej strony odkąd Calum był u Ciebie zaśmiał się dopiero drugi raz. Tak jakbyś już Go nie bawiła, ale te myśli było chore, więc próbowałaś je od siebie odciągnąć. Chciałaś spędzić z Calumem każdą chwilę, którą mieliście wolną, wiedząc, że za chwilę znowu się rozstaniecie.

     - Luke wpadnie –  powiedział Calum, podchodząc do blatu, gdzie kroiłaś cytrynę do wody. - Masz coś przeciwko? 
    Zaprzeczyłaś, uśmiechając się na myśl o blondynie, którego widziałaś przez chwilę na lotnisku. Zdziwiło Cię, że Luke chciał do Ciebie przyjść, ale miło byłoby Go zobaczyć jeszcze raz i może jakoś delikatnie podpytać o zachowanie Caluma. Próbowałaś nie dopuszczać do siebie myśli, że w trasie Calum mógł Cię zdradzić - przecież coś takiego nawet nie mogło wchodzić w grę. Chciałabyś być silniejsza i pewniejsza Waszej miłości, a przede wszystkim siebie. Westchnęłaś głęboko, co Calum zauważył i objął Cię w talii, patrząc pytająco.
     - Jest okay – powiedziałaś, chcąc wierzyć, że to prawda. Że te wątpliwości i strach są tylko chwilowe. – Naprawdę. Dobra, nie jest okay. Denerwuję się tylko.
     - Czym?
     - Między nami nic się nie zmieniło, Cal? - zapytałaś, zamiast odpowiedzieć na Jego pytanie. - Nie zmieniłeś zdania co do mnie?
     Nawet jeżeli Twoje pytanie Go zmieszało, nie dał po sobie tego poznać. Objął Cię za to ciaśniej i zaczął gładzić po włosach, zakręcając ciemne kosmyki wokół swoich palców.
     - Głupia jesteś, Nia. - Zmrużyłaś oczy, kiedy chuchnął Ci w twarz powietrzem, odsuwając włosy spadające na twarz. - Gdyby mi się coś odwidziało na pewno nie siedziałbym tu teraz z Tobą.
     Uśmiechnęłaś się, ale uśmiech ten nie sięgał oczu. Chwilę potem Calum odsunął się od Ciebie i nieprzyjemny chłód uderzył w Twoje ciało, nie tylko z powodu braku dotyku chłopaka. Atmosfera między Wami uległa zmianie, ale naprawdę nie chciałaś tego roztrząsać.
     Calum też robił dobrą minę do złej gry, czując że dłużej nie może tego ciągnąć, ale kiedy patrzył w Twoje smutne brązowe oczy żadne ze słów, które chciał wypowiedzieć nie potrafiły przejść Mu przez gardło. Zanim zdążyłaś odezwać się ponownie, rozbrzmiał dzwonek domofonu. Nacisnęłaś przycisk wiedząc, że to Luke i pobiegłaś otworzyć drzwi.
     - Podobno nie chciało ci się pić – powiedziałaś do Caluma, kiedy wróciłaś do kuchni i siadłaś na Jego kolanach.
     - Zaschło mi w gardle od tej poważnej rozmowy.
     - Jasne - zdołałaś mruknąć. Spuściłaś wzrok na pierścionek z białego złota, który nosiłaś na palcu, kiedy cisza w kuchni zaczynała być dusząca.
     Calum odstawił szklankę i ku Twojemu zdziwieniu przyciągnął Cię bliżej. Smakował słodko, a usta miał ciepłe i miękkie. Przez chwilę siedziałaś biernie, ale czując ponaglający uścisk dłoni Caluma na Twoim biodrze odpowiedziałaś na pocałunek. Przez chwilę miałaś wrażenie, że znalazłaś swoje miejsce na ziemi, a gdybyś mogła, spędziłabyś w ramionach Caluma całą wieczność.
    - Kto mądry zostawia drzwi otwarte, żeby was zabili? – Do domu wpadł zdyszany Luke. Spojrzał w Waszym kierunku z uśmiechem, który wyglądał na mocno wymuszony.
     - Drzwi były zamknięte – powiedziałaś schodząc z kolan Caluma. - Otworzyłam je przed chwilą. Miło, że wpadłeś.
     Luke znów wymienił uważne spojrzenie z Calumem, co nie umknęło Twojej uwadze, a potem powiedział:
     - Nie miałem co robić, a was samych na długo zostawiać nie wolno - Luke zabawnie poruszył brwiami, a Calum rzucił w Niego świstkiem papieru, który przeleciał obok blondyna.
     Z rozmysłem nie skomentowałaś tego dziwnego zachowania, ani ostatniego zdania Luke'a. Znów skierowałaś swoje korki w kierunku szafek.
     - Jak wolisz - powiedziałaś tylko. - Chcesz coś do picia albo jedzenia?
     - Jeśli masz Starburst?
     Wyciągnęłaś z szafki słodycze i rzuciłaś w kierunku Luke'a, który z otwartą paczką skierował swoje korki do salonu, gdzie rzucił się na kanapę. 
     - Podobno rodzice wyjechali.
     - Podobno - zgodziłam się. - Skąd wiesz?
     - Ptaszek o imieniu Hayley wyćwierkał. - Zmarszczyłaś brwi na wspomnienie przyjaciółki, która jednak  rzadko przebywała w towarzystwie chłopaków. W ogóle nie rozumiałaś co robił u Ciebie Luke i czemu co chwilę przewiercał wzrokiem Caluma, ale za każdym razem kiedy to robił, Tobie związywał się supeł w żołądku.
     - To kiedy wracają?
     - Jutro rano. A co, chcesz tu nocować? - zapytałaś siadając obok Luke'a i robiąc miejsce dla Caluma.
     - Jeżeli będę musiał. - Chłodny ton Luke'a zaalarmował Cię.
     - Jesteś tu jako ochroniarz, czy kto?
     - Ashton rzucił coś, że przydałoby się Wam towarzystwo.
     - Ashton? - Tym razem w końcu odezwał się Calum. Wydawał się być opanowany, ale w Jego wzroku dostrzegłaś budzącą się złość. - Sądziłem, że nie będzie się wtrącać.
     - Nie będzie się w trącać w co?
     - To nie dotyczy ciebie, Nia - Calum zgromił Cię wzrokiem.
     - Byłbym innego zdania - powiedział Luke za co został zepchnięty przez Caluma z kanapy. Patrzyli na siebie uważnie, aż w końcu Luke uniósł ręce w geście poddania i znów usiadł obok Ciebie.
     - A to, co było? - odwróciłaś się do Caluma, który myślami był już zupełnie gdzie indziej. Nie uzyskałaś odpowiedzi, wiec przełknęłaś gorycz rozczarowania, że Twój chłopak znów Cię od siebie odsuwał i starłaś się skupić na filmie i jedzenie cukierków. Czarne myśli nie dawały Ci spokoju, że Twoje życie zaczyna się rozsypywać.
     - Idę się umyć – oznajmiłaś, kiedy poczułaś, że oczy zaczęły Ci się zamykać. Wyplątałaś się z objęć Caluma i zwróciłaś się do Niego, a potem do Luke'a:
     - Na moim łóżku leży torba z twoimi rzeczami, Cal. Jeżeli Luke nadal będzie chciał zostać na noc, pożycz mu coś.
     - Nie będzie chciał - Calum warknął przez zaciśnięte zęby. Nie skomentowałaś tego, wychodząc na górę po schodach. Zanim zniknęłaś w swoim pokoju, gdzie wyciągnęłaś torbę Caluma z szafy i swoją piżamę, usłyszałaś podniesiony głos swojego chłopaka. Korciło Cię żeby zawrócić i podsłuchać, ale miałaś wrażenie, że to dziwnie zachowanie dzisiaj miało coś wspólnego z Tobą. Wolałaś jeszcze trochę pożyć w słodkiej nieświadomości i łudzić się, że między Tobą, a Calumem naprawdę nic się nie zmieniło.


Siedziałaś nad książką, próbując skupić na czymś swoją uwagę, kiedy dzisiejszego dnia po raz piąty pod rząd rozbrzmiał dzwonek do drzwi, a Twoja mama po raz siódmy odsyłała Ashtona do siebie. Nie chciałaś Go widzieć, nie teraz, kiedy wspomnienia sprzed dwóch dni były tak żywe. Czułaś się zraniona i oszukana przez osobę, której powoli powierzałaś swoje życie. To było tak niesprawiedliwe, że kiedy myślałaś, że stajesz na nogi, cały świat znów Ci się walił.
     Mama nie potrafiła zrozumieć czemu musi odsyłać "tego miłego chłopaka". Widziała w Ashtonie bohatera i Twojego przyjaciela, kogoś dzięki komu znów zaczynałaś się uśmiechać. Nie podobało Jej się Twoje zachowanie i najchętniej wpuściłaby Ashtona do domu i poczęstowała herbatą albo innym napojem, kiedy Ty zdecydowałabyś się w końcu wyjść ze swojej kryjówki.
     - Wybacz Ashton, ale Nia nie chce cię widzieć - Jackie Madsen posłała w kierunku chłopaka przepraszający uśmiech, kiedy zsuwała okulary z nosa.
     - Chciałbym żeby mnie chociaż wysłuchała.
     - Rozumiem cię, ale nie mogę jej do niczego zmusić. Spróbuj jutro, dobrze?
     Twoja mama patrzyła z niemałym strachem za Ashtonem, który znikał za zakrętem. Próbowała zachować spokój i postawić się w Twojej sytuacji, ale minęło tyle czasu wypadku, a Ty wciąż nie potrafiłaś się pozbierać. Nie wytłumaczyłaś też, dlaczego to wszystko sobie zrobiłaś, choć brak odwiedzin Caluma u Ciebie był jasną wskazówką.
     - Ashton poszedł.
     - To dobrze - mruknęłaś udając zainteresowanie tym co czytałaś. Oderwałaś wzrok od kartek dopiero kiedy ręka mamy z echem wylądowała na biurku obok Twojej ręki. Podskoczyłaś zaskoczona takim rozwojem wydarzeń.
     - Powiesz mi co się stało?
     - Nic.
     - To nie jest odpowiedź, której oczekiwałam.
       Rozzłościł Cię sposób w jaki patrzyła na Ciebie mama; z tymi rękami na biodrach i uniesionymi brwiami.
     - A ja nie oczekiwałam, że będziesz się tym interesować.
     Patrzyłyście przez chwilę na siebie, obie zaskoczone Twoim tonem i doborem słów. Obserwowałaś jak mama unosi zraniona głowę i przełyka ślinę wyraźnie powstrzymując się przed wybuchem. Świetnie. Nie chciałaś robić sobie wrogów w rodzicu.
     - Po prostu się martwię o ciebie, Nia.
     - Nic się nie dzieje. Naprawdę - upierałaś się. - Pokłóciłam się trochę z Ashtonem - wzruszyłaś ramionami i wróciłaś do przerwanej wcześniej lektury. Mama przestępując z nogi na nogę stała jeszcze chwilę nad Tobą, ale kiedy zrozumiała, że nic nie wyjdzie z rozmowy, wyszła.
     Próbowała być silna, bo przecież tego od niej wszyscy oczekiwali. Chciała być silna dla Ciebie żebyś mogła mieć w niej oparcie, ale oddaliłaś się od Niej tak bardzo, że Jackie czuła się zbędna. Zawiodła siebie, Ciebie i Roda, bo jako matka nie zauważyła, że dzieje się coś złego, nie potrafiła Cię uratować i nawet teraz nie mogła nic zrobić. Nie pozwalałaś jej na to, więc przytłoczona emocjami, zanim jeszcze wróciła do salonu, gdzie przeglądała dokumenty do pracy, oparła się o ścianę przyciskając dłoń do ust, tak by zagłuszyć płacz.
     Nie byłaś świadoma tego co się działo z Twoją mamą. Kiedy wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi, przeniosłaś wzrok na bladoniebieską ścianę na której wisiało podłużne lustro. Widziałaś siebie, ale to nie byłaś Ty. Nie wyglądałaś tak źle, jak na początku, gdy wróciłaś ze szpitala. Powoli oswajałaś się z myślą, że jesteś sama i zniszczyłaś sobie życie. Osoba na którą teraz patrzyłaś miała Twoje usta i krótsze włosy, ale spojrzenie pozbawione było życia. Byłaś pusta, zamknięta za szkłem by żadne emocje do Ciebie nie dotarły. Stałaś się mistrzynią w uciekaniu i zacieraniu uczuć, których nie potrzebowałaś.
      Telefon leżący na łóżku wyświetlaczem do dołu po raz kolejny zawibrował. Ashton. To było oczywiste, że to On pisał. Odblokowałaś telefon i przebiegłaś wzrokiem po smsie, który Ci wysłał. Potem spojrzałaś w kierunku okna, nie wiedząc co zrobić. Ashton Cię zdradził, żywił do Ciebie uczucia których nie powinien i chciał Cię wykorzystać - kto tak w ogóle robi?
     - Idź stąd - rzuciłaś, kiedy wychyliłaś się przez okno. Ledwo dostrzegłaś stojącego na trawniku Ashtona, który ginął w mroku nocy.
      - Nie, dopóki mnie nie wysłuchasz.
      Chciałaś przekląć, ale powstrzymałaś się zagryzając zęby i przełykając niewypowiedziane słowa.
      - Po prostu idź - powtórzyłaś. - Nie chcę cię teraz nawet widzieć, a co dopiero rozmawiać.
     Ashton poczuł się jakby dostał pięścią w twarz. Uderzenie to na chwilę odebrało Mu powietrze i kiedy znów powrócił, zdążyłaś już zamknąć okno i zasłonić żaluzje. Z wściekłością wbił but w ziemię, wyrywając z niej trawę, a potem złapał się za głowę i głośno krzyknął. Wszystko w nim krzyczało i pulsowało od rodzącej się wściekłości, głównie na samego siebie, ale też na Ciebie za ograniczony umysł. Miałaś klapki na oczach i widziałaś tylko siebie - nie obchodzili Cię inni.
     - Pieprzona egoistka! - wykrzyczał idąc przed siebie. Nie powinien tak myśleć, ale myślał i nie powstrzymywał się od tego. Nie tylko Ty miałaś uczucia i z pewnością nie byłaś pępkiem świata, który przez resztę życia miał chodzić poszkodowany, raniąc przy tym wszystkich dookoła.
     Nie chciałaś krzywdzić Ashtona, nie kogoś kto był przy Tobie przez ten cały czas, ale jak miałaś odebrać jego zachowanie i słowa? To było niesprawiedliwe z Jego strony, że w tak krótkim czasie po wydarzeniach próbował się z Tobą skontaktować, kiedy Ty wciąż nie wiedziałaś co myśleć. Lubiłaś Ashtona. Był miły, kochany wręcz, łatwo było z Nim milczeć i śmiać się. W Jego towarzystwie potrafiłaś zapomnieć o wielu przyziemnych rzeczach i udawać kogoś kim nigdy nie byłaś. Ale z pewnością Go nie kochałaś. Nie sądziłaś, że jeszcze kiedykolwiek kogoś pokochasz, że zdobędziesz się na odwagę by ulokować w kimś tak silne uczucia i oddać całą siebie. Ashton też nie miał prawa cierpieć, tak jak Ty po Calumie.
     Później w nocy, kiedy zdołałaś usnąć, telefon leżący na stoliku zaczął o sobie przypominać.
     Przewróciłaś się na drugi bok zakrywając głowę jedną z poduszek na których spałaś. Kiedy telefon przy łóżku po raz kolejny zawibrował, a pokój rozjaśnił się bladym światłem wyświetlacza, sięgnęłaś po niego ręką. Przetarłaś oczy ręką i próbowałaś zobaczyć, kto o drugiej w nocy się do Ciebie dobija, ale jasne światło raziło Cię w oczy. Telefon chwilę wibrował, a potem przestał. Zmniejszyłaś jasność wyświetlacza i dopiero wtedy zdołałaś zobaczyć, kto próbował się z Tobą skontaktować aż cztery razy i wysłał sześć smsów.
     Zastygłaś z jedną ręką uniesioną nad telefonem, nie widząc jaki powinien być Twój kolejny ruch. Kilka razy próbowałaś nacisnąć słuchawkę, ale powstrzymywałaś się. Łatwiej było kiedy, nie musiałabyś decydować czy dzwonić, więc kiedy telefon znów zawibrował i popłynęła  z niego delikatna melodia odetchnęłaś. Ucieszyłaś się, że nie musiałaś oddzwaniać.
     - Halo?
     Twój głos był cichy, trochę zaspany ale przede wszystkim bardzo niepewny.
     - Nia? Jasna cholera, to poważnie ty?
     Odsunęłaś od siebie telefon, kiedy głos drugiej osoby i muzyka lecąca w tle były zbyt głośne.
     - Sam do mnie dzwonisz, Calum.
     - No taak. Dobra, wiem, ale nie myślałem, że rzeczywiście odbierzesz.
     - Czego chcesz?
     Calum przez chwile nie odpowiadał, więc zaczęłaś się zastanawiać czy przypadkiem nie rzucił gdzieś telefonu i nie poszedł po kolejną butelkę piwa.
     - Jesteś tam? - zapytałaś dla pewności. Och, to było głupie. Powinnaś była od razu się rozłączyć, ale ręka jakby przykleiła się do telefonu.
       - Nie tęsknisz za mną, Nis? Przed chwilą Mikey przyprowadził jakąś dziewczynę, która pachniała trawą. Twoje włosy zawsze pachniały rumiankiem, dalej pachną?
     - Rozłączam się.
     - Szkoda, że je obcięłaś - zawiesił na chwilę głos. - To jak, przyjdziesz? Kurwa, jebane piwo... - mruknął do siebie. - Nie czekaj! Nie po to dzwonię! Poszedłem do jakiegoś baru, ale teraz zostałem chyba sam i jestem trochę najebany.
     Nie brzmiał jakby był "trochę". Tak naprawdę ledwo mogłaś Go zrozumieć, a oczami wyobraźni widziałaś jak ledwo siedzi na jakimś krześle utrzymując pionową pozycję ciała, ze wzrokiem zamglonym i zupełnym brakiem orientacji.
     - Calum - ostrzegłaś. Ale Jego czy siebie?
     - Wiesz, że nie mogę tak wrócić do domu. Zabiją mnie tam.
     - Nie przyjadę po ciebie.


✕  ✕  ✕ 
A macie. Zwyciężyłam sesje (brawa dla mnie!), więc wzięłam się za pisanie. Cudem napisałam. C u d e m. Nie uskarżając się rzecz jasna. Myślałam czy nie dać akcji z Calumem do kolejnego rozdziału, ale nie dałabym rady. Wybaczcie. W piątek byłam na ASDFGHJKL koncercie Eda Sheerana♥♥♥♥♥ i jedyne o czym mogę myśleć, to jak cudownie było, co było w każdej minucie występu, jak piękny ma głos, jak prawdziwe piosenki pisze i w ogóle miłość! Dla mnie to ogromne przeżycie, bo od trzech lat jestem ogromną fanką i Eda i jego twórczości, więc aaaaa!!!♥♥♥
+ Jeżeli chcecie przeczytać krótką relację i zobaczyć filmik nagrywany kalkulatorem, ewentualnie lodówką (no okay, może tak źle nie jest), to zapraszam (: KLIK