11.10.2014

[ 1 ]

      Słyszałaś Jego głos, czułaś Jego zapach, ale nie mogłaś Go dostrzec. Znajomy śmiech rozbrzmiewał w okół Ciebie, kiedy błądziłaś szukając Jego dotyku. Poczułaś ciepłe usta na swoich włosach, potem na czole i policzku. Zamknęłaś oczy rozpoznając błogie uczucie całkowitego spokoju i szczęścia.
     Twoje szczęście miało brązowe oczy, szeroki uśmiech, który przyprawiał Cię o szybsze bicie serca i ciemne włosy, których miękkość znałaś na pamięć. Kręciło Ci się w głowie od wszystkich emocji, które w Ciebie uderzyły, kiedy odwróciłaś się w Jego stronę i próbowałaś zapamiętać każdy szczegół Jego pięknej Twarzy. Chciałaś podejść bliżej i poczuć Go całego, ale za każdym razem, kiedy Ty robiłaś jeden krok bliżej, On się oddalał. Uciekał od Ciebie, śmiał Ci się prosto w twarz i w kółko powtarzał Twoje imię.   


     Pamiętasz co czułaś kiedy się obudziłaś? Pamiętasz zapach i sterylność szpitalnej sali?
     Otworzyłaś oczy i od razu wiedziałaś, że Ci się nie udało. Że jakimś cudem przeżyłaś. Nienawidziłaś siebie, że nie wzięłaś więcej tabletek. Krzyczałaś na siebie, wściekła, że nie zamknęłaś drzwi do łazienki, że nie zaplanowałaś wszystkiego tak jak trzeba, by wszystko się udało. 

     Twoja mama płakała przy Twoim boku, mocno trzymając Cię za rękę i wciąż pytając dlaczego? a Ty odwracałaś wzrok jakby Jej łzy nie był Twoją sprawą. Twój tata nie odważył się podjeść do łóżka na którym leżałaś, ale nigdy nie spuszczał z Ciebie wzroku, którym dokładnie Cię prześwietlał - jakby wiedział dlaczego to zrobiłaś. 
     - Będzie dobrze, Nia. - Cichy głos mamy ledwo do Ciebie docierał. - Będzie dobrze. 
     Nie odzywałaś się do nikogo. Lekarze i psycholodzy pojawiali się raz po raz przy Twoim łóżku, ale Ty zawsze milczałaś jak zaklęta, zatopiona w swoich splątanych myślach. Chciałaś żeby wszyscy zniknęli i przestali próbować Ci pomóc, bo żadnej pomocy nie potrzebowałaś. Pragnęłaś umrzeć. 
     Czułaś się pusta w środku, ledwo reagowałaś na jakiekolwiek bodźce z zewnątrz i marzyłaś żeby to wszystko się skończyło. Jedynie od czasu do czasu zalewała Cię złość ludzi, którzy Cię odratowali. Bo przecież nie prosiłaś o ratunek. 
     - Jak się tu znalazłam?
      Potrzebowałaś konkretnej osoby, którą mogłaś obwiniać za Twoje cierpienie. Lekarze i rodzice, którzy próbowali Cię wyleczyć już nie wystarczali. Marzyłaś o tym, by stanąć twarzą w twarz z osobą, która wszystko zniszczyła i wykrzyczeć, jak bardzo jej nienawidzisz. Jak codziennie budzisz się z obrzydzeniem do samej siebie, z jaką odrazą spoglądasz w lustro i widzisz smutną, załamaną dziewczynę, która popsuła się, bo zbyt mocno kochała.
     - Twój kolega Ashton zadzwonił po pogotowie. Gdyby nie on... Nawet nie chce myśleć co by się stało - Twoja mama znów zapłakała w bladą kołdrę na szpitalnym łóżku, a Tobie zrobiło się niedobrze.
     - Ashton Irwin? - ledwo wypowiedziałaś to imię, przypominając sobie chłopaka, którego kiedyś uważałaś za przyjaciela.
      Żołądek skurczył Ci się i zwymiotowałaś do podstawionej przez pielęgniarkę miski. Poczułaś się zdradzona i zupełnie sama, aż zrobiło Ci się chłodno. Nie wiedziałaś gdzie podziać wzrok, kiedy oczy niebezpiecznie się zaszkliły. Nie chciałaś płakać przed rodzicami, którzy zaczęliby zadawać jeszcze więcej niepotrzebnych pytań.
      Byłaś w łazience na piętrze, kiedy Ashton wszedł do Twojego domu. Leżałaś na kafelkach w samej bieliźnie, cała blada i krucha. Walczyłaś o ostatni oddech, kiedy przyjechała karetka i gdyby nie Ashton już byś nie żyła i byłabyś szczęśliwa. 

      Nie liczyłaś czasu, który spędziłaś w szpitalu. Dnie zlewały się z nocami, często traciłaś rachubę i rzadko patrzyłaś na zegarek. Miałaś dużo czasu dla siebie i swoich myśli. Gubiłaś się pomiędzy wspomnieniami, a rzeczywistością, nie potrafiąc ich od siebie odróżnić. Byłaś pustą skorupą, która została po roześmianej dziewczynie. To był dziwny czas z którego niewiele jesteś w stanie sobie przypomnieć.
      Słyszałaś jak lekarze tłumaczyli Twoim rodzicom, że takie zachowanie, bądź jego brak, spowodowany mógł być lekami, które zażywałaś. Nie podobało Ci się, że faszerują Cię jakimiś środkami, przez co leżałaś w szpitalnym łóżku prawie jak warzywo, ale melancholijny spokój i obojętność, które obezwładniły Twoje ciało były całkiem miłe. 

    Mimo, że wciąż na wszystko reagowałaś z obojętnością i prawie nie mówiłaś ograniczając się do zwykłych "tak" albo "nie", w końcu wypisano Cię ze szpitala. Nie chciałaś wychodzić, ale, tak jak w przypadku innych rzeczy, nie zaprotestowałaś.
     Szpital był miejscem w którym czułaś się bezpiecznie. Znałaś tamte zapachy, ludzi i miejsca w które mogłaś uciekać, gdzie nie goniły Cię ciemne wspomnienia. Wyjście z niego oznaczało powrót do dawnego życia i zderzenia się z ciężką rzeczywistością na którą nie byłaś gotowa. Strach przed tym co Cię czeka zjadał Cię od środka i odbierał cenne powietrze. To nie był jeszcze Twój czas, ale wątpiłaś by taki kiedykolwiek nastąpił. 

     W domu, rodzice obchodzili się z Tobą jak z jajkiem, rozmawiając o pogodzie, filmach albo zakupach. Nigdy nie poruszali innych tematów, nie krzyczeli i nie krytykowali, bojąc się kolejnych napadów depresji i ich skutków. Dużo spałaś i mało jadłaś, więc wkrótce prawie wszystkie Twoje ubrania zaczęły na Tobie wisieć. Całe dnie leżałaś w łóżku, zawinięta w swoją pościel albo chodziłaś do psychologa, gdzie również milczałaś. Wieczorami słyszałaś zza drzwi podniesione głosy rodziców, którzy obwiniali się nawzajem o Twój wypadek. Chciałaś żeby było Ci przykro, ale nie potrafiłaś zdobyć się na jakiekolwiek uczucie prócz obojętności. 
     Kiedy zauważyłaś, że rodzice zaczęli poświęcać Ci jeszcze więcej czasu zaniepokojeni Twoim brakiem powrotu do zdrowia, nauczyłaś się Ich oszukiwać; udawałaś, że zjadasz wszystkie posiłki, które gotowała Ci mama, a gdy nie widziała wyrzucałaś je do kosza i przykrywałaś papierami wyrwanymi z zeszytów albo pustymi butelkami. Zmuszałaś się do uśmiechów posyłanych w kierunku mamy i do krótkich, niezobowiązujących rozmów z tatą. Nigdy nie płakałaś. Miałaś wrażenie, że nie potrafisz już nawet tego. 

      Siedziałaś przy stoliku pośrodku lokalu, nerwowo stukając brzegiem telefonu o pusty już kubek po kawie. Po raz dwunasty sprawdziłaś godzinę i westchnęłaś głośno, uzmysławiając sobie, że właśnie zostałaś wystawiona. Nie trudziłaś się z wysyłaniem kolejnego smsa do chłopaka ze szkoły, który dwa dni temu zaproponował Ci kawę. Definitywnie nie miał On zamiaru się pojawić. Byłaś rozczarowana, zła i upokorzona. 
      Rozglądnęłaś się nerwowo po kawiarni szukając grupki nastolatków - jak w tych wszystkich filmach - naśmiewających się z Ciebie. Czułaś, że ten przystojny chłopak, który poderwał Cię, nie mógł rzeczywiście chcieć się z Tobą umówić. Ale nie zauważyłaś nikogo, nie słyszałaś żadnych chichotów ani obraźliwych tekstów. Jeszcze raz odżyła w Tobie nadzieja, że chłopakowi mogło coś wypaść, że pomylił lokale i rozładował mu się telefon, więc nie mógł do Ciebie napisać, ale to były tak żałosne wytłumaczenia, że natychmiast ich zaprzestałaś. Postanowiłaś pogodzić się z rzeczywistością.
     - Te miejsca są wolne?
     Otworzyłaś usta chcąc powiedzieć, że Ty właśnie wychodzisz, ale kiedy podniosłaś wzrok zrezygnowałaś z tego. Pokiwałaś głową i w ciszy patrzyłaś jak wysoki chłopak stawia na stole swoją kawę i macha ręką w kierunku dwóch chłopaków. Przysunęłaś swój pusty kubek bliżej siebie i wzięłaś  torebkę z krzesła obok.
     - Dzięki. Jestem Calum, a to Luke i Ashton.

     - Nia - przedstawiłaś się, wciąż nie odwracając wzroku od siedzącego naprzeciwko Ciebie chłopaka. 
     - Nie przeszkadzamy? 
     - W ogóle. Jeżeli mam być szczera, cieszę się, że ktoś się dosiał.
     - Zły humor?
     - Raczej zły dzień - sprostowałaś. 
     - Więc może my zamienimy go w lepszy? 
      Pokiwałaś głową i odwzajemniłaś uśmiech, który każdy z chłopaków po kolei posłał w Twoją stronę. 
     Rzadko miałaś do czynienia z chłopcami, obracałaś się raczej w towarzystwie dziewczyn, więc czułaś się nieswojo siedząc przy trzech obcych chłopakach. Nic nie mogłaś poradzić na to, że ten chłopak - Calum - zrobił na Tobie ogromne wrażenie, przez co byłaś jeszcze bardziej zdenerwowana. Próbowałaś prowadzić rozmowę i zbyt bardzo się w Niego nie wpatrywać, ale oczy jakby same wybierały, gdzie chcą patrzeć. 
     Z zachwytem zapamiętywałaś Jego ciemne włosy, świecące oczy, jasne usta, które układały się w uśmiech. Mówił coś do Ciebie, a Ty kiwałaś głową, szczęśliwa, że to właśnie Tobie poświęca uwagę. Chłonęłaś każde słowo, które spływało z Jego ust, zachwycona tembrem głosu i sposobem w jaki gestykulował. Zaśmiałaś się głośno przykuwając uwagę innych osób w kawiarni, kiedy Ashton i Calum przekrzykując się nawzajem opowiadali o swoim zespole.
     - Powinnaś przyjść i nas posłuchać - powiedział rozbawiony Ashton, a Ty poczułaś ciarki na myśl swoim własnym, małym koncercie.


     Siedziałaś u szczytu schodów z głową opartą na kolanach. W ciszy zdrapywałaś bezbarwną odżywkę z paznokci, kiedy podsłuchiwałaś rozmowę swoich rodziców. Zaczęłaś to robić odkąd uzmysłowiłaś sobie, że nie są z Tobą szczerzy. Wciąż chodzili w okół Ciebie na paluszkach unikając poważniejszych rozmów, nie wspominali o Twoich znajomych i nigdy nie wracali do Twojej próby samobójczej. A Ty chciałaś im wykrzyczeć w twarz, że cieszyłaś się, że zażyłaś te tabletki. Że marzyłaś o tym aby umrzeć. Że byli beznadziejnymi rodzicami, których nienawidziłaś z całego serca.
     - Powinniśmy ją wysłać do twojej siostry. Nie podoba mi się, że odkąd wróciła ze szpitala siedzi w swoim pokoju. Zmiana otoczenia dobrze by jej zrobiła.
     Stałaś się czujna na słowa Twojego taty. Nie podobało Ci się to co mówił, bo Ty nie chciałaś nigdzie wyjeżdżać.
     - Daj jej czas, Rod. Wciąż nie wiemy dlaczego to sobie zrobiła. Nie możemy jej tak po prostu wyrzucić z domu.
      - Nie pozbywam się swojej córki. Uważam jedynie, że powinna zrobić sobie wakacje. Ona wegetuje tutaj mając zaledwie osiemnaście lat! Nie dostrzegasz tego?
     Ostrożnie zjechałaś na pupie po schodach i wychyliłaś się przez barierkę. Twoja mama siedziała na kanapie w salonie z twarzą ukrytą w dłoniach. Dawno nie czuła się tak słaba i bezradna. Byłaś jej ukochaną córką i jedyne czego pragnęła to pomóc Ci, ale miała związane ręce od kiedy usilnie Ją ignorowałaś i nie chciałaś rozmawiać. Twój tata siedział obok niej z nachmurzoną miną. Nie podobało Ci się Jego zachowanie.
     - Powinniśmy pozwolić Ashtonowi do niej przyjść. Codziennie dzwoni i pyta jak Nia się czuje. To taki dobry chłopak, gdyby nie on... Nasza mała Nia, ona... - mama znów zaniosła się płaczem, a Ty zamknęłaś oczy i zasłoniłaś uszy nie chcąc tego słuchać.
     Wspomnienie Ashtona obudziło w Tobie dawny ból, który zaczął powoli rozlewać się na całe Twoje ciało. Bolało Cię serce i dusza; czułaś się odrętwiała z tej rozpaczy i zupełnie bezsilna, by ją pokonać. Nie potrafiłaś zrozumieć czemu tata tak bardzo nie chce Cię w domu. Dlaczego mama musiała wspomnieć o Ashtonie i dlaczego Calum się nie pojawił. Czy naprawę nic dla Niego nie znaczyłaś? Przecież kochałaś Go. Kochałaś jak szalona.
      - Nie chce żeby ten Ashton czy którykolwiek z tych chłopaków postawił nogę w moim domu. Nigdy więcej nie chcę ich tutaj widzieć.
      Zasłoniłaś usta ręką, kiedy wyrwał Ci się z nich cichy krzyk. Serce zaczęło bić szybciej i byłaś gotowa do odwrotu i ucieczki do swojego pokoju, ale rodzice siedzący na dole najwyraźniej niczego nie usłyszeli. Oni nigdy nie słyszeli.
     Nie słyszeli, jak cierpiałaś, kiedy Calum z Tobą zerwał, jak powoli rozpadałaś się na kawałki, jak błagałaś Boga, by Cię stąd zabrał. Byli głusi na Twoje uczucia, przechodzili koło Ciebie obojętnie interesując się jedynie Twoją nauką - bo ona była najważniejsza.
     - O czym ty mówisz? Zawdzięczamy Ashtonowi wszystko! Nie zauważyłeś jak nasza Nia zżyła się z tymi chłopakami? Nie widziałeś jak wiele znaczył dla niej Calum?
     - On mi się nigdy nie podobał - ostry ton głosu Twojego taty przeciął gęstą ciszę. - Mam nieodparte wrażenie, że to przez niego Nia chciała się zabić.
     - Na Boga, Rod! Skąd coś takiego przyszło ci do głowy! 

     Nie chciałaś słuchać wyjaśnień swojego taty. Potykając się wróciłaś do swojego pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. W całkowitym amoku wygrzebałaś z szafy stare tenisówki i szarą bluzę, którą od razu zarzuciłaś na siebie, a potem otworzyłaś okno i tak jak miałaś w zwyczaju wymykać się późnym wieczorem by spędzić czas z Calumem, tak teraz ostrożnie zsunęłaś się po rynnie, jedną nogę opierając o pergolę po której piął się bluszcz.
      Nie oglądałaś się za siebie, kiedy pies sąsiadów zaczął głośno szczekać, nie chciałaś sprawdzać czy rodzice ruszyli za Tobą. Biegłaś póki nie zabrakło Ci tchu, a potem jeszcze trochę, aż poczułaś jak całe powietrze z Ciebie uchodzi. Opadłaś na zimny beton, czując jak żołądek podchodzi Ci do gardła. W ustach miałaś kwaśny smak, obróciłaś się za siebie i zwymiotowałaś tym czym mogłaś. Żołądek kurczył Ci się boleśnie, a konwulsje wstrząsały Twoim ciałem. W oczach miałaś łzy, ale nie wiedziałaś z którego powodu. W końcu odetchnęłaś głęboko, kładąc się na pustym chodniku twarzą do zachmurzonego nieba. Ktoś podszedł do Ciebie i zaczął coś mówić, ale Ty słyszałaś jedynie bełkot. Nie rozumiałaś czemu nawet na ulicy ludzie nie mogą dać Ci spokoju.
     - Nia? Cholera, Nia co ty tu robisz?
      Byłaś pewna, że skądś znasz ten głos. Zmrużyłaś oczy, ale nie mogłaś dostrzec twarzy stojącej nad Tobą osoby. Z czyjąś pomocą podniosłaś się z brudnego i zimnego betonu.
     - Ash? - Twój głos był zachrypnięty, odzwyczajony od mówienia.
     Rozejrzałaś się w panice, ale tylko On stał przed Tobą. Nie było śladu Luke'a, Michaela. Nie było Caluma. Nie chciałaś Go widzieć, ale Jego brak bolał. Potrzebowałaś Go jak powietrza, a On Cię zostawił.
     Mocne ramiona oplotły Cię i zamknęły w silnym uścisku. Ashton pachniał podobnie jak Calum. Znałaś ten zapach; proszek do prania, pot i cytrusy. Zaciągnęłaś się głęboko i rozpłakałaś, mocniej wczepiając się palcami w koszulkę Ashtona. Tęskniłaś za czyimś dotykiem i odgłosem bijącego serca drugiej osoby.
 

✕  ✕  ✕ 
Umarłam po zobaczeniu Good Girls. Oni chcą nas zabić.

Jeżeli się podobało, zostawcie coś po sobie. Dla Was to tylko chwila, a dla mnie znaczy wiele x

4 komentarze:

  1. Swietnie piszesz :) czekam na kolejny 💋❤😀~boows

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam ten sposób narracji, jest taki niecodzienny i pozwala bardziej wczuć się w sytuację. Muszę przyznać, że rozbudziłaś mój apetyt. Będę czekać na następny rozdział z niebywałą niecierpliwością :)

    OdpowiedzUsuń
  3. [SPAM]
    Fanfiction przedstawia opowieść o Kelly Evans, ukochanym aniołku swojego taty. Kelly to miła, mądra i grzeczna dziewczyna. Nigdy nie miała żadnych problemów wychowawczych. Zawsze świeciła przykładem i miała dobry kontakt ze swoim tatą. Jej najlepszą przyjaciółką jest, Rose Romano, dziewczyna, którą zna od dzieciństwa. Pewnej nocy przyjaciółki postanawiają wyjść na imprezę, na której zjawia się Jake Movling. Życie dla głównej bohaterki zmienia się pod każdym względem, gdy impreza zmienia się w istne piekło. Wszyscy imprezowicze nagle znikają, a ona zostaje sama. Tick Tack, czas na grę, ale uważaj, nie każdy jest tym, kim się wydaje.

    http://ujawnienie-luke-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Superancko!!! :)

    OdpowiedzUsuń