Nie dostrzegałaś zazdrosnych spojrzeń o Twoją figurę, nie widziałaś jak ślicznie wyglądały Twoje długie włosy, kiedy rozwiewał je wiatr. Nie zdawałaś sobie sprawy, że ten niewysoki, jasnowłosy chłopak, który pracował w sklepie niedaleko Twojego domu i z którym zazwyczaj zamieniałaś kilka słów, był w Tobie całkowicie zakochany. Twoja kuzynka zawsze była zazdrosna, że w szkole byłaś najlepsza ze wszystkiego bez najmniejszego wysiłku. Hayley chciała mieć Twoją odwagę w podejmowaniu trudnych decyzji, a Chloe wciąż zjadła zazdrość, że tak dobrze wyglądałaś w każdym ubraniu, nieważne czy nosiłaś zwykłe dżinsy i podkoszulek, czy różowo - czarną sukienkę z koronką.
- Muszę cię chyba przeprosić za bałagan.
Koło łóżka stały dwa puste kubki i plastikowa butelka po Coli. Na biurku leżało pełno książek i zapisanych kartek z zeszytów - gdzieś pod nimi zauważyłaś brzeg laptopa. Jedno z krzeseł stojących przy oknie uginało się pod spodniami i ciemnymi koszulkami. Zaśmiałaś się do siebie, kiedy patrzyłaś jak Calum szybko zbierał z podłogi skarpetki i wrzucał je do komody, a potem potknął się o plecach leżący koło drzwi. Jedyną uporządkowaną częścią pokoju była podłoga na której, opierając się o ścianę, stały nieskazitelnie czyste gitary i futerały na nie. Calum musiał się o nie troszczyć, kiedy reszta pokoju wyglądała jakby codziennie przechodził przez niego huragan.
- Mogę się założyć, że w twoim pokoju wszystko jest perfekcyjnie uporządkowane - zaśmiał się, siadając obok Ciebie.
Calum trafił w dziesiątkę. Dywan, który przykrywał czystą podłogę był porządkowany raz na miesiąc, łóżko zawsze było nieskazitelnie zasłane, półki uginały się pod książkami ułożonymi alfabetycznie, miałaś nawet osobne pojemniki na długopisy w różnych kolorach, a swojego laptopa czyściłaś od razu, kiedy tylko zauważyłaś na nim jakąś plamkę lub gdy zaczynał osiadać na nim kurz.
- Kiedyś uczyłam się gry na gitarze - rzuciłaś, zamiast odpowiedzieć na zaczepkę chłopaka.
Nie wiedziałaś co skłoniło Cię do tego. Może chciałaś wydać się mniej sztywna, zacząć jakoś rozmowę albo zaimponować. Tak czy inaczej podziałało, bo Calum od razu się ożywił. Jego uśmiech zaparł Ci dech w piersiach, a oczy przybrały cieplejszy odcień.
- I jak ci poszło?
- Nijak - wzruszyłaś ramionami. - Podchodziłam do tego dwa razy, ale muzyka chyba nie jest moją mocną stroną.
- Na pewno miałaś złego nauczyciela - Calum błysnął zębami w uśmiechu. Podniósł się z łóżka i podszedł do klasycznej gitary, która stała oparta o ścianę. - Może spróbujesz jeszcze raz? Do trzech razy sztuka.
Pokiwałaś głową. Nie byłaś zbyt przekonana do tego pomysłu, ale Calum wydawał się być zadowolony, że mógłby Cię czegoś nauczyć, a wszystko co uszczęśliwiało Caluma, uszczęśliwiało i Ciebie.
Przygryzłaś wargę, kiedy Calum usiadł bliżej. Podał Ci gitarę, a Ty automatycznie chwyciłaś za gryf układając palce do jednego z akordów. Ciemne włosy opadły na Twoją twarz zasłaniając widok. Zanim zdążyłaś zareagować, poczułaś na swojej skroni i policzku delikatny dotyk Caluma, kiedy odgarniał długie włosy. Zaplątał w nie swoją dłoń i ułożył na Twoich plecach, upewniając się, że nie będą Ci już przeszkadzały. To było tak przyjemne uczucie, które pochłonęło Cię całą, że czułaś mrowienie nawet w koniuszkach palców u stóp. Serce galopowało szybko z podenerwowania i zachwytu.
- Twoje włosy zawsze tak ładnie pachną, Nia - zamruczał nachylając się bliżej.
- To tylko szpon rumiankowy - wymamrotałaś.
- Podoba mi się.
Wciągnęłaś głośno powietrze, zupełnie nie spodziewając się takiego zachowania. Czułaś, że powoli wpadasz w zastawioną przez Caluma sieć, ale nie miałaś nic przeciwko. Nie uciekałaś tylko brnęłaś w to dalej, pragnąc jak największej Jego części dla siebie.
Ucząc się gry na gitarze z Calumem, odkrywałaś Go na nowo z zupełnie innej strony. Byłaś oczarowana tym w jaki sposób mówił o muzyce, jak zapraszał Cię do swojego świata, kiedy pokazywał nowe akordy. Słuchałaś spokojnego i czystego głosu Caluma i uzmysławiałaś sobie, że muzyka jest dla Niego wszystkim i jedynym czego w życiu potrzebował. Postanowiłaś sobie, że kiedyś będziesz dla Niego tak samo ważna.
Podniesione głosy, które dochodziły z dołu obudziły Cię ze snu. Czułaś się wyczerpana psychicznie i fizycznie, ale zmusiłaś się do wstania z łóżka i cichego uchylenia drzwi. Na palcach przeszłaś do schodów i wstrzymałaś oddech, bojąc się, że ktoś Cię usłyszy. Poprawiłaś spadające na twarz włosy, kiedy wychyliłaś się zza barierki.
- Nia?
Gorąco zalało Twoje ciało, kiedy mama przyłapała Cię na podsłuchiwaniu.
- Wracaj do swojego pokoju - zarządził Twój tata surowym głosem. Nie spodobało Ci się to i na przekór zaczęłaś schodzić na dół. - Chyba coś powiedziałem!
Zatrzymałaś się gwałtownie na ostatnim schodku, kiedy zobaczyłaś stojącego w kuchni Ashtona. Nie wiedziałaś czego się spodziewałaś, ale na pewno nie Jego. Kiedy dwa dni temu spotkałaś Go na ulicy, dałaś Mu do zrozumienia, że więcej nie chcesz Go widzieć. Nie czekałaś na wyjaśnienia i sama też nic nie wyjaśniałaś - po prostu znowu uciekłaś. A teraz Ashton Irwin stał w Twojej kuchni z rękami w kieszeniach i wysłuchiwał oskarżeń Twojego taty.
- Cześć.
- Co ty tu robisz?
- Przyszedłem zobaczyć jak się czujesz.
- Jak widzisz Nia ma się świetnie. Teraz możesz zniknąć i nigdy więcej się tu nie pokazywać.
Odwróciłaś się, zdziwiona słowami taty. Nie dostrzegałaś wtedy, jak bardzo troszczył się o Ciebie i jak bardzo poruszony był tym co sobie zrobiłaś. Kiedy zadzwonili do Niego ze szpitala z wiadomością, że znalazłaś się na granicy śmierci, cały Jego misternie budowany świat runął.
Rod Madsen był człowiekiem twardo stąpającym po ziemi, którego zawsze podziwiałaś. Potrafił ciężko pracować na swój sukces, nigdy nie zostawił drugiego człowieka w potrzebie i całkowicie poświęcał się rodzinie. Twoja mama i Ty zawsze byłyście dla Niego priorytetem, nigdy nie zdarzyło się, że przedłożył pracę nad Was, choć Ciebie zawsze zaganiał do nauki, jakby nic więcej się nie liczyło.
Odkąd tylko pierwszy raz Cię zobaczył - różową i krzyczącą - pokochał Cię całym sercem. Byłaś Jego oczkiem w głowie i pragnął dla Ciebie jak najlepiej. Kiedy zaczęłaś spotykać się z Calumem, tata pierwszy raz poczuł, że zaczynasz Mu uciekać; dorastałaś, znajdowałaś własną drogę i oddalałaś się spod Jego opiekuńczych skrzydeł. Chronił Cię chronić, kiedy byłaś małą dziewczynką, która nigdy nie rozstawała się ze swoim pluszowym misiem, i pragnął to robić dalej. Dlatego teraz nie wyobrażał sobie, że ktoś kto mógłby być przyczyną Twojego załamania, pokazałby się jeszcze kiedykolwiek w Jego domu. Ale dla Ciebie tata był po prostu tym samym surowym rodzicem, któremu nigdy nie podobała się Twoja przyjaźń z chłopakami.
- Przepraszam, ale tu nie chodzi o pana. Chciałbym usłyszeć od Nii jak się czuje.
- Przez ciebie czuje się cholernie do dupy! - Skąd znalazłaś w sobie siłę na podniesienie głosu? - tego nie wiedziałaś. Ale widok zdziwionego i zranionego Ashtona ucieszył Cię. - Nie miałeś prawa. Nie miałeś żadnego jebanego prawa mnie ratować!
- Nia, proszę cię...
- Po jaką cholerę to zrobiłeś! Po jaką jebaną cholerę! Czujesz się teraz jak bohater, bo uratowałeś biedną Nię? - krzyczałaś, z każdym słowem podchodząc coraz bliżej Ashtona, aż w końcu stanęłaś tak blisko Niego, że mogłaś zobaczyć ciemne plamki w Jego oczach. - Nie prosiłam cię o żaden ratunek! Chciałam umrzeć!
- Nia, na miłość Boską, uspokój się - przerwała Ci mama, kładąc na Twoim ramieniu rękę, którą od razu strzepnęłaś.
- Nienawidzę cię Ashton! Brzydzę się tobą, zupełnie tak jak sobą! Co? Nie to chciałeś usłyszeć? Myślałeś, że wpadnę w twoje ramiona dziękując ci wylewnie za danie mi gorzkiej szansy dalszego życia? Nienawidzę tego życia! Nienawidzę!
- Nia, proszę cię, przestań.
- Nie, mamo - zaśmiałaś się nieszczerze. - Skoro Ashton chce wiedzieć jak się czuję, to ja bardzo chętnie mu wszystko opowiem!
- Powinienem wyjść...
- Nawet nie waż się stąd ruszać! - wrzasnęłaś tak mocno, że zabrakło Ci powietrza. Tym jednym krzykiem, w którym zawarłaś całą złość, nienawiść i żal, zdarłaś sobie gardło, ale wciąż nie powiedziałaś wszystkiego. - Spójrz teraz na mnie, no patrz! To ze mnie zostało, to właśnie uratowałeś! Wszystko jest twoją pierdoloną winą, Ashton! Nie potrzebowałam cię. Nigdy nie byłeś mi potrzebny, a zawsze się wpierdalałeś! To jest moje życie i to była moja śmierć i nawet do niej musiałeś wejść swoimi brudnymi buciorami!
- Wystarczy, Nia - zagrzmiał tata.
Otworzyłaś usta, by wykrzyczeć kolejne słowa, ale nagle cała energia opuściła Twoje ciało. Poczułaś się słaba, bezbronna i całkowicie przegrana. Przegrałaś szczęście, miłość i swoje życie. Jaki sens miały dalsze kłótnie? Ashton stał przed Tobą przygarbiony, ze wzrokiem wbitym w podłogę i nagle ogarnęło Cię ogromne poczucie winy.
Mogłaś dalej Go obwiniać, ale to niczego by nie zmieniło. Ashton był mniej winny od Ciebie, bo to Ty wzięłaś za mało tabletek, nie połknęłaś ich, jak tylko zorientowałaś się, że rodzice wyszli do pracy i nie zamknęłaś drzwi do łazienki. Nie zamknęłaś nawet frontowych drzwi.
Już nic nie powiedziałaś. Uciekłaś na górę do swojego pokoju. Nienawidziłaś siebie i nienawidziłaś swoich słabości.
Cała czwórka była niesamowita. Z każdego z nich byłaś dumna i każdego uwielbiałaś, ale na scenie istniał dla Ciebie tylko Calum. Zakochana bez pamięci nigdy nie spuszczałaś z Niego wzroku, podziwiając każdy jego krok, spojrzenie i brzmienie Jego gitary basowej. Był taki idealny, że patrzenie na Niego aż bolało.
Uśmiechnęłaś się szeroko, kiedy po kolejnym udanym koncercie Calum porwał Cię w ramiona. Był cały spocony i niezbyt ładnie pachniał, ale nie przeszkadzało Ci to bardzo. Cieszyłaś się, że po prostu był. Chwyciłaś w ręce Jego twarz i pocałowałaś mocno. Calum roześmiał się w Twoje usta, kiedy Michael rzucił jakąś beznadziejną uwagę o nieletnich i napalonych. Zaczerwieniłaś się mocno, czując jak ogromna fala gorąca uderza w Ciebie. Chciałaś odsunąć się od Caluma i uścisnąć pozostałych chłopaków, ale On przytrzymał Cię przy sobie jeszcze przez krótką chwilę.
Calum i Jego pocałunki były jednym z jaśniejszych punktów Twojej egzystencji. Czułaś jakby z każdym dotknięciem malował skrawek Twojego życia. Czasami zastanawiałaś się czy nie przyzwyczajasz się do Niego za bardzo. Calum stawał się dla Ciebie powietrzem bez którego nie potrafiłaś żyć. Zdawałaś sobie sprawę z Twojego uzależnienia, ale nic z tym nie robiłaś. Nie chciałaś niczego zmieniać. Kiedyś mogłoby Cię to zabić, ale teraz było dobrze.
- Nis, idziemy zaraz do Luke'a. Zabierasz się z nami?
Lubiłaś chłopaków, ale wciąż nie czułaś się przy nich pewnie. Nie byłaś przyzwyczajona do ciągłej obecności kogoś innego niż Twoich najbliższych koleżanek, a teraz oprócz tego, że miałaś chłopaka, to Jego znajomi również stali się częścią Twojego życia.
- Jeżeli nie masz ochoty zawsze możemy iść do ciebie. Nie musimy zawsze z nimi siedzieć - powiedział Calum, oplatając Cię ramionami z tyłu. Oparłaś się o Jego twarde ciało i cieszyłaś tą chwilą bliskości.
- Nie chcę cię od nich odciągać.
- Uwierz mi, że tego nie robisz. - Czułaś jak klata piersiowa Caluma wibruje od Jego śmiechu. - Naprawdę lubię spędzać z tobą czas, kiedy to zauważysz? Poza tym pachniesz o wiele lepiej niż oni.
- Też śmierdzisz, Cal! - Ashton wyłonił się zza rogu, szczerząc się głupkowato. - Dziwne, że Nia potrafi to znieść.
- Też się zastanawiam czemu ona wciąż przy tobie trwa! - zawtórował Michael.
- Och, uwierzcie, że znalazłoby się kilka powodów - niski ton głosu Caluma spowodował u Ciebie gęsią skórkę. Mocniej objął Cię w pasie i schował głowę w zajęciu Twojej szyi, kiedy chłopcy wymienili ze sobą znaczące spojrzenia i roześmiali się głośno, a Ty znów mocno się zarumieniłaś.
Nie spałaś chyba długo. Obudziłaś się jeszcze zanim rodzice wrócili do domu. Przetarłaś oczy i rozglądnęłaś się po swoim pokoju szukając sylwetki Ashtona. Sapnęłaś głośno, kiedy dostrzegłaś Go przy Twoim biurku na którym stała zapalona lampka.
Siedział na czarnym krześle i przeglądał książki, które leżały na stole nieruszone od prawie dwóch tygodni. Szelest przewracanych kartek przerywał ciszę w pokoju. Był to przyjemny dźwięk za którym tęskniłaś. Brakowało Ci zapachu nowych książek, widoku ciemnego tuszu i dotyku przyjemnej faktury kartek.
- Jesteś tu.
- Jestem. - Zwykła odpowiedź, która znaczyła więcej niż mogłoby się wydawać.
Ulżyło Ci, że Ashton nie uciekł, a został, mimo tego, co w Jego kierunku wykrzyczałaś. Teraz patrząc na chłopaka miałaś zupełne inne uczucia niż wtedy, kiedy przyszedł do Twojego domu po raz pierwszy od wypadku. Te huśtawki nastrojów wyczerpywały Cię.
- Przepraszam, że zasnęłam.
- Potrzebowałaś tego - Ashton posłał Ci uspokajająco kojący uśmiech. - Miałem czas żeby przejrzeć Twoje książki i dowiedzieć się, że interesujesz się biologią.
- Oceanami - uściśliłaś. - Zawsze chciałam zostać biologiem morskim.
- Poważnie? Nigdy o tym nie wspominałaś.
- Nie uważałam, że warto. To naprawdę nic takiego. - Poczułaś się niepewnie pod uważnym spojrzeniem Ashtona.
- To naprawdę fajne, Nia. Powinnaś więcej mówić o sobie. Jestem ciekawy co jeszcze przed nami ukrywałaś.
Ashton nie miał nic złego na myśli, ale na Jego słowa automatycznie pomyślałaś o Calumie. Nie rozmawiałaś z nim od tak dawna, nie wiedziałaś co u Niego, a bałaś się zapytać. Zabrakło Ci powietrza, a do oczu napłynęły łzy, ale nie zapłakałaś. Byłaś zbyt zmęczona i pusta, by znaleźć w sobie siłę na to. Ból rozszarpywał Cię na kawałki, dławiłaś się nim od środka i szukałaś możliwości złapania ratującego oddechu. Chciałaś uciec od tej rzeczywistości i od swoich uczuć do Caluma, które próbowałaś zacząć nienawidzić.
Nienawiść była łatwym uczuciem, którego uchwyciłaś się, by dalej jakoś funkcjonować. Przychodziła Ci naturalnie, bez zbytniego wysiłku, kiedy leżałaś na łóżku, zamknięta w swoich czterech ścianach. Nienawidziłaś rodziców, czasami Ashtona, ale głównie siebie. Swojego życia, Słońca za oknem, dzwoniącego telefonu i szczekania psa sąsiadów. Próbowałaś obdarzyć tym uczuciem Caluma - to by tak wiele ułatwiło! Pewnie wtedy potrafiłabyś samodzielnie stanąć na nogi i ruszyć naprzód. Zemsta wydawałaby się być Twoją przepustką do lepszego życia, zajęłabyś czymś myśli i cieszyła się upadkiem byłego chłopaka. Ale z Nim zawsze było inaczej, nawet jeżeli w grę wchodziła nienawiść. Miałaś świadomość co Ci zrobił, mogłaś mieć dosyć uczuć, którymi Go darzyłaś - co z pewnością było świetnym wstępem do nienawiści - ale to wciąż był Calum.
- Cholera, Nia, przepraszam.
Podniosłaś głowę zdziwiona tymi słowami - nie rozumiałaś za co przepraszał.
- Po naszym pierwszym spotkaniu to ja popchnąłem Caluma do tego żeby do ciebie napisał.
Poczułaś ostre szarpnięcie bólu, które znów odebrało Ci oddech. Przez głowę przeleciały Ci tysiące myśli, że nigdy nie byłaś dobra dla Caluma, że nigdy mu się nie podobałaś, że nic dla Niego nie znaczyłaś.
- Widziałem jak ukradkiem na niego spoglądałaś. Pomyślałem, że jesteś miła i może jemu też się spodobasz. To nie tak, że mu się nie podobałaś! - Ashton szybko się poprawił, widząc Twój zbolały wzrok. - Ale Calum potrzebował jakiegoś impulsu do działania.
Nie byłaś zła na Ashtona. W gruncie rzeczy byłaś mu wdzięczna, bo dzięki Niemu poznałaś co znaczy miłość, ale myśl, że Calum sam z siebie nigdy by się Tobą nie zainteresował, bolała.
- Byliście razem tacy szczęśliwi. Myślałem, że naprawdę cię kocha - dokończył szeptem, ale Ty i tak wszystko usłyszałaś. To tak cholernie bolało, zżerało Cię od środka, wypalało dziury w Twoim sercu i na duszy.
- Ja go wciąż kocham, Ash. Wciąż cholernie go kocham.
✕ ✕ ✕
Dodaję nowy rozdział z ogromną niepewnością. Boję się, że Was rozczaruje - jeżeli jeszcze nie teraz, to później.
_
Jak się możecie domyślić (bądź nie) rozdziały będą się ukazywało co tydzień lub dwa w weekendy. Wszystko zależy od długości poprzedniego/nowego rozdziału oraz pomysłów i chęci do pisania.
Rozkręcasz się.. <3 Hmm. kiedy pojawi się Calum?? Mam nadzieje,że już niedługo ^^ Nawet nie prubuj myśleć, że kogoś rozczarujesz!!! To opowiadanie jest tak przejmujące, z wielkim oddaniem napisane, że nigdy nikt się nie rozczaruje ;*
OdpowiedzUsuńO mamuniu, strasznie mi miło jak czytam takie komentarze. Aż chce się pisać dalej. Dziękuję♥
UsuńNa Caluma (chyba) długo nie będzie trzeba czekać (: Niestety nie przepadam za zbyt szybko rozwijającą się akcją i mam zwyczaj wszystko trochę przeciągać, ale mam nadzieję, że to nie boli tak bardzo (: